Wielkie ryzyko Pana Boga

Zrealizowany w Betlejem pomysł i to, co nastąpiło potem, było aktem - jeśli tak wolno powiedzieć - wielkiej Bożej odwagi. Pomysł ten szedł przecież w poprzek ludzkich oczekiwań i wyobrażeń.

16.12.2008

Czyta się kilka minut

Choinka, Wrocław 2006 r. / fot. Paweł Woźnicki / www.photoblog.com/palmer /
Choinka, Wrocław 2006 r. / fot. Paweł Woźnicki / www.photoblog.com/palmer /

Co nam mówi Boże Narodzenie? Mówi, między innymi, że Pan Bóg jest nieprzewidywalny. Wypełnienie mesjańskich obietnic odbyło się w sposób tak nieprawdopodobny, że nawet środowisko, które na ich wypełnienie oczekiwało, nie mogło uwierzyć. Trudno zresztą się dziwić. Bóg, który staje się człowiekiem? To przekracza ludzką wyobraźnię. Mówi jeszcze Boże Narodzenie o - wybaczcie tak nadużywane określenie - ubóstwie środków. Dzieło o kosmicznym wymiarze rozpoczęło się tak, jak się rozpoczęło. Biorąc na zdrowy rozum, to nie mogło się udać.

O tym przypomina Boże Narodzenie. Nam, chrześcijanom, i tym, którzy na nas patrzą. Przykro to powiedzieć, ale chyba dość daleko odeszliśmy od Betlejem. Nie chodzi o to, że następca Piotra mieszka w pałacu, że ma Gwardię Szwajcarską itd. Nie sądzę, że powinien mieszkać w grocie. Watykan jest w gruncie rzeczy zabytkowym biurowcem, miejscem ciężkiej pracy wielu ludzi i służącej ludziom, więc nie widzę nic złego w tym, że jest biurowcem bardzo pięknym i zabytkowym. Można to odnieść do większości tzw. pałaców biskupich.

Martwi mnie natomiast nasz brak odwagi. Zrealizowany w Betlejem pomysł Pana Boga i to, co nastąpiło potem, było aktem - jeśli tak wolno powiedzieć - wielkiej Bożej odwagi, m.in. dlatego że pomysł ten szedł w poprzek ludzkich oczekiwań i wyobrażeń.

A my jesteśmy ostrożni. Drżymy, żeby nie naruszyć status quo Kościoła, żeby nie popełnić błędu, żeby nie było strat. Irytuje nas wszystko, co wychodzi poza ramy... czego? Kulturowego obyczaju, tradycji przez małe "t", naszych przyzwyczajeń.

Życiodajne zmiany w Kościele z reguły dokonywały się dzięki ludziom, którzy ramy rozsadzali. Takim jak św. Franciszek i jego pierwsi towarzysze, bardziej przypominający hipisów niż czcigodnych zakonników. Nie wszystkim się podobali, wprost przeciwnie. Kościół się odmładza dzięki takim jak Teresa z Ávila, Jan od Krzyża, jak założyciel mojego zgromadzenia bł. Stanisław Papczyński, Jan Bosco, Matka Teresa albo niedawno zmarła (w katolickich periodykach dodaje się: "kontrowersyjna") siostra Emmanuela. Dzięki teologom, którzy przetarli drogę Soborowi, jak o. Congar i inni, i nietypowym duszpasterzom, jak l’abbé Pierre, ks. Zieja, ks. Blachnicki. Jak niektórzy współcześni nam papieże, Jan XXIII, Jan Paweł II. Nie łudźmy się: choć byli papieżami, to ich poczynania często budziły niepokój, a nawet sprzeciw "dobrze myślących" ludzi Kościoła.

Nie chodzi o gloryfikowanie odwagi dla odwagi. Niekoniecznie każdy, kto się wyłamuje z ram instytucji, jest dobrym prorokiem. Sam fakt rebelii niczego jeszcze nie przesądza. Ale tych kłopotliwych-dobrych jest w historii Kościoła mnóstwo. Na wysokich urzędach i bardzo nisko, duchownych i świeckich, w przeszłości i dziś. Z reguły władza kościelna ma z nimi kłopoty, a po śmierci często są wynoszeni na ołtarze. Łączy ich to, że nie są skupieni na sobie, że mniej lub bardziej spokojnie znoszą własne upokorzenia i klęski. Są pokorni, choć czasem nieznośni. Ale to oni, na różnych poziomach, wytyczają etapy historii Kościoła.

Wydarzenie w Betlejem pojawiło się jako zagrożenie ortodoksji, a dalszy jego ciąg jako zagrożenie narodowe: "Jeśli Go tak zostawimy, przyjdą Rzymianie i zniszczą nasze miejsce święte i nasz naród" (J 11, 47-48) - uzasadniano wydanie wyroku śmierci na Jezusa. To, co robił, mogło rzeczywiście być bardzo niebezpieczne.

Lęk o ortodoksję znamionuje wstępowanie w starość. Czasem bywa symptomem niepewności. Młodość ze swym idealizmem, z natury rzeczy, jest wobec starych krytyczna. To krytycyzm, niekoniecznie destrukcyjny, stymuluje do myślenia. Jest twórczy. Oczywiście, odpowiedzialny za depozyt wiary biskup musi być wyważony w słowach i reakcjach na różne kontestacje. Ale niech się kieruje miłością i zaufaniem do Ducha Świętego. "Ducha nie gaście"! Oby nigdy nie powodował się strachem.

Boże Narodzenie to była wielka decyzja Pana Boga, dlatego wprowadza ono w świat wielkich decyzji. Wielkich w wymiarze każdego konkretnego życia i wielkich w życiu społeczności chrześcijan. Wielkie decyzje to wielkie ryzyko i zarazem wielkie zaufanie. Ryzyko popełnienia błędnych wyborów. Lepiej jednak podjąć to ryzyko, niż z decyzją zwlekać w nieskończoność i w końcu nie podejmować jej wcale. "Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci życie z mego powodu, znajdzie je" (Mt 16, 25).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2008