Wielkie dni sterowanej demokracji

Dzień wyborów do Dumy Państwowej Federacji Rosyjskiej - 7 grudnia 2003 roku - stał się symbolicznie początkiem drugiej kadencji prezydenckiej Władimira Putina i pożegnaniem z elitami politycznymi epoki jelcynowskiej.

21.12.2003

Czyta się kilka minut

Putin, “wygenerowany" w 1999 r. przez ekipę poprzedniego prezydenta, musiał dotąd liczyć się z opinią swego patrona. Był też gwarantem bezpieczeństwa dla Jelcyna i stworzonego przezeń systemu. Dziś Putin będzie się mógł wyplątać z pajęczyny zobowiązań i pokazać, co potrafi zdziałać.

Wręczona przez Jelcyna legitymacja władzy nie jest już Putinowi potrzebna. Teraz wygrał wybory sam, swoimi siłami i zyskał własną legitymację. Może dzięki temu nareszcie dowiemy się, kim jest Władimir Putin. I czy dyskretnie zachęcony do boju zwierz nacjonalizmu nie zniweczy już w najbliższym czasie dziesięcioletnich starań o wyrwanie Rosji z izolacji.

Ciszoterapia

Sukces partii władzy “Jedinaja Rossija" - bezbarwnego tworu powołanego po to, aby zapewnić bezszelestne przyjmowanie wygodnych dla prezydenta ustaw - nie był zaskoczeniem; dyskutowano tylko nad rozmiarami zwycięstwa (przewidywano wynik między 30 a 60 proc.). Najbardziej chwytliwym hasłem kampanii wyborczej, która przyniosła proprezydenckiemu ugrupowaniu aż 222 mandaty (w 450-osobowej izbie), było: “Jesteśmy z prezydentem, a prezydent jest z nami". I nic poza tym.

“Jedinaja Rossija" odmówiła nawet udziału w debatach telewizyjnych, co na pierwszy rzut oka wydawało się absurdem i zaprzeczeniem elementarnych zasad prowadzenia kampanii. W istocie było to posunięcie logiczne, bo wpisujące się w obowiązujący teraz toporny, prymitywny sposób uprawiania imitacji dialogu społecznego. Partia odwoływała się do elektoratu posłusznego, miłującego prezydenta, nie dokonującego własnych wyborów politycznych, uległego i oczekującego od władzy załatwienia najważniejszych problemów. Ludzie, którzy oddali głosy na “Jediną Rossiję" głosowali w ciemno: w większości nie znali kandydatów, nie mieli pojęcia o programie, powierzyli swój los nadwornej magmie urzędniczej, pozbawionej politycznego temperamentu.

Ta milcząca i milczenie lubiąca większość społeczeństwa powiedziała dobitnie: “Dość inteligenckiego ględzenia". Można założyć, że gorących debat i sporów, kończących się czasami bijatyką, już w sali posiedzeń nie będzie. Ale czy brak dyskusji nad wnoszonymi przez prezydenta projektami ustaw podniesie ich jakość? Raczej nie. Mamy więc przed sobą kadencję Dumy “miernej, ale wiernej", która na polityczne zamówienie przegłosuje mnóstwo ustawodawczego chłamu.

Warto nadmienić, że “Jedinaja Rossija" wraz z satelitami ma w parlamencie kwalifikowaną większość i może przegłosować zmiany w konstytucji. O apetycie prezydenta na “zerwanie plomby" z ustawy zasadniczej znawcy tematu mówili już w noc powyborczą. I choć Putin nazajutrz zapewniał, że konstytucja jest święta i nie zamierza jej zmieniać, zrobi to przy pierwszej okazji. Z prostego powodu: jelcynowska konstytucja z 1993 r. odpowiadała duchowi czasu i potrzebom epoki. A tamta epoka minęła. Epoka Putina, która się właśnie na dobre zaczyna, będzie potrzebować innej konstytucji. Albo w ogóle obejdzie się bez konstytucji.

Przesterowany samograj

O ile oszałamiający wynik partii władzy był w dużym stopniu rezultatem manipulacji opinią społeczną, o tyle dwa odwołujące się do narodowo-patriotycznej i imperialnej retoryki ugrupowania (“Rodina" i Liberalno-Demokratyczna Partia Rosji Żyrinowskiego) autentycznie trafiły w dziesiątkę, jeśli chodzi o preferencje wyborcze dużej części elektoratu. Hasło sprawiedliwości społecznej (na pohybel bogaczom, niech się dzielą z ludem!) i wezwania do odbudowy świetności wielkiej Rosji, której żołnierze mogą myć buty we wszystkich oceanach świata, okazały się chwytliwe i pobudziły do życia elektorat niezadowolony ze zbyt uległej (zwłaszcza wobec znienawidzonego Zachodu) lub zbyt pobłażliwej (zwłaszcza dla rozkradających bogactwa kraju oligarchów) postawy władz.

Pośpiesznie sklecony parę miesięcy temu i niespójny pod każdym względem blok “Rodina" - w jego skład weszli tak różni politycy jak Siergiej Głazjew, do niedawna w szeregach komunistów, Dmitrij Rogozin, dyspozycyjny acz ambitny krzykacz, w poprzedniej Dumie szef komisji spraw zagranicznych, czy generał Wariennikow, weteran antyjelcynowskiego puczu z 1993 r. - według zgodnej opinii ekspertów został wymyślony w gabinetach Kremla. “Rodina" (Ojczyzna) miała w założeniu odebrać głosy komunistom, którzy też odwoływali się do minionej radzieckiej świetności. W sondażach dawano jej 4-5 proc., na granicy progu wyborczego. Okazało się jednak, że spuszczony z łańcucha Frankenstein wymknął się spod kontroli. “Rodina" poszła jak burza i zdobyła dużo więcej głosów niż zakładano (oficjalnie - 9 proc.; wg nieformalnych podliczeń komunistów, Centralna Komisja Wyborcza zaniżyła wynik “Rodiny", która osiągnęła kilkanaście procent).

O tym, że rozpędzony parowóz “Rodiny" przemknął obok wyznaczonej cichej stacyjki i teraz trzeba go będzie wyhamować niech świadczy fakt, że Rogozina na polecenie z Kremla nie wpuszczono w wieczór wyborczy do studia TV, gdzie odbywała się dyskusja na żywo. Co za dużo, to niezdrowo.

Dla ludzi jeszcze bardziej niezadowolonych z poczynań władz galwanizowano sterowanych nacjonalistów Władimira Żyrinowskiego, którym specjaliści wróżyli odejście do lamusa historii. “Wódz" zachowywał się podczas kampanii wyborczej, jakby nie miał już nic do stracenia: klął, rzucał się na politycznych przeciwników z pięściami, obiecywał legalizację związków homoseksualnych. I jednocześnie zapewniał, że Rosja musi być wielka: “Rosja dla Rosjan", bronić praw Rosjan, wywalić na zbity pysk cudzoziemców (zwłaszcza “czarnych", czyli ludzi z Kaukazu), wzmocnić władzę. No i się udało. W sennej atmosferze potulnej Dumy Żyrinowski znowu zapewni telewidzom barwne show, a w odpowiednim momencie zagłosuje zgodnie z instrukcją najwyższych władz państwowych.

Rozmiary zwycięstwa radykałów muszą dać do myślenia Putinowi, który właśnie wkracza we własną kampanię wyborczą. Aby pozyskać głosy zwolenników “Rodiny" i “żyrinowców", może posunąć się do przejęcia części ich haseł. To niebezpieczne zarówno dla Rosji - oznacza bowiem spowolnienie i tak ślimaczących się reform, wzmocnienie “siłowego" skrzydła na szczytach władzy, zaostrzenie walki z wielkim biznesem, mocniejsze zaciśnięcie ręki na gardle mediów, a w efekcie regres - jak i dla jej zagranicznych partnerów. Coraz wyraźniejsze jest jego zaznaczanie strefy wpływów w krajach postradzieckich, a także podważanie sensu strategicznego sojuszu z Europą i USA.

Co się wykluje z wydmuszki?

Czy jeszcze rok temu ktoś mógłby przypuszczać, że komuniści będą w Dumie nie tylko jedyną partią opozycyjną, ale na dodatek partią odwołującą się do zasad zachodniej demokracji? W sytuacji, gdy większość miejsc zajmują proprezydencka “Jedinaja Rossija" i wspierające ją ugrupowania radykałów, komuniści - a już tym bardziej kompletnie przegrani politycy liberalnego skrzydła, czyli Sojuszu Sił Prawicowych i partii “Jabłoko", którzy zdołali rzutem na taśmę wywalczyć kilka mandatów - nie mają jednak szans na odegranie znaczącej roli.

Zresztą w ogóle rola parlamentu w kształtowaniu polityki jest w Rosji niewielka, a będzie jeszcze mniejsza. Wyniki ostatnich wyborów należałoby zinterpretować jako pogłębiony sondaż nastrojów i tendencji: społeczeństwo dało do zrozumienia, że nie lubi oligarchów i bardzo mu odpowiada akcja odbierania im własności, niesprawiedliwie zagarniętej w procesie prywatyzacji. Ludzie są zmęczeni, ludzie chcą spać, nie dowierzają reformatorskim zapędom liberałów. Nie zależy im na wolności słowa. Chcą odegrać się za upokorzenia ostatniej dekady. Chcą pozbyć się z pola widzenia ludzi związanych z poprzednim układem.

Dziś pytanie brzmi: co z całym tym bigosem zechce zrobić prezydent? Czy - po spodziewanym wygraniu wyborów prezydenckich - w kolejnych latach ugnie się pod naciskiem ujawnionych nastrojów ekonomicznego i politycznego rewanżu, czy machnie ręką na rankingi popularności i zacznie naprawdę modernizować kraj i przebuduje system, opierając się na wykreowanej przez siebie partii władzy? I czy to wystarczające zaplecze do zbudowania politycznej samodzielności?

Putinowi zapewne trudno będzie oprzeć się pokusie przykręcenia śruby w stylu Pinocheta. Gołym okiem widać coraz wyraźniejsze tendencje dyktatorskie, a w każdym razie autorytarne; można założyć, że renesans kultowych “wartości radzieckich" na dobre zagości w życiu Rosji. No i jeszcze jedno: czy realizowana już wcześniej polityka centralizacji władzy zaowocuje przejęciem przez prezydenta i jego ekipę kontroli nad krajem i doprowadzi do całkowitego wyrugowania trzymających się jeszcze “wysepek swobody"?

Z drugiej strony wśród ekspertów można spotkać opinie, że prezydenckie hasło wzmocnienia państwa to tylko wygodna ideologiczna przykrywka dla układu korporacyjnego, którego prezydent jest gwarantem. Siła państwa, jego interesy są w istocie tylko instrumentem służącym realizacji interesów poszczególnych korporacji (magnatów surowcowych, przedstawicieli resortów siłowych, wielkich monopoli państwowych, wysokich urzędników związanych z poszczególnymi grupami wpływu).

Trudno zweryfikować te teorie, a jeszcze trudniej stworzyć rzetelną prognozę. Kierunek zmian będzie można określić dopiero po pierwszych realnych posunięciach Putina. Choćby po zdymisjonowaniu rządu i dobraniu nowych współpracowników. A zwłaszcza premiera, jako że stary należy do odchodzącej elity jelcynowskiej i rozważa przejście do antyprezydenckiej opozycji. To zaś może się przeciągnąć nawet do maja, do zaprzysiężenia prezydenta-elekta na drugą kadencję.

Jednym z pytań (i wątpliwości) jest też samodzielność Władimira Putina, który dotąd nie dał się poznać jako wybitny mąż stanu czy śmiały wizjoner. Czy starczy mu wyobraźni, by poradzić sobie ze stojącymi przed nim wyzwaniami? Czy tylko zakonserwuje istniejący “zrost" biurokracji, biznesu i struktur siłowych? “Zrost" ów może się okazać układem bardzo stabilnym, a utrzymanie się wysokich cen na ropę umożliwi trwanie w stagnacji. Czy też może Putin dokona kolejnego kroku wstecz, ku świetlanej wizji imperialnej Rosji, zamkniętej na świat, pogrążonej w ksenofobii, snującej nierealne marzenia o potędze?

Tak czy inaczej, lata odwilży Rosja ma już za sobą. A społeczeństwo śpi. Jedni dlatego, bo tak lubią. Pozostali, bo się boją obudzić w innym kraju.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2003