Wielki wybuch

Wystawa fotografii polskiej XXI wieku to zapis nieokiełznanej i kreacyjnej siły chaosu, z którego dopiero za chwilę narodzi się porządek.

08.07.2008

Czyta się kilka minut

Przechodząc przez kolejne sale w Zamku Ujazdowskim, można odnieść wrażenie, że dla autorów wystawy nie jest ważne ani pojedyncze zdjęcie, jego jakość, rodzaj czy temat, ani nawet jego twórca. Ba, że dzieło fotografa całkowicie (czasem wręcz brutalnie) podporządkowane zostaje narracji kuratora. Nie jest to jednak zarzut. Wydaje się bowiem, że w warszawskiej prezentacji chodzi o coś zupełnie innego: "Efekt czerwonych oczu" to opowieść o wielkim wybuchu, który miał miejsce w Polsce przed pięciu, ośmiu laty. Co nie oznacza - choć imponuje liczbą artystów, którzy biorą udział w projekcie - że musi ona obejmować wszystkie jego efekty.

Adam Mazur, kurator wystawy, zwraca uwagę na nieprzypadkowe koincydencje, które doprowadziły do tego wybuchu: m.in. na powszechną digitalizację przekazu i zapisu danych, na rozwój prasy kolorowej i reklamy - a co za tym idzie, na komercjalizację ikonosfery. Paradoksalnie, właśnie te zjawiska dowartościowały fotografię jako sztukę, która z impetem weszła do galerii i muzeów, stała się ważnym tematem krytyki artystycznej, zaczęła mocno funkcjonować na rynku kolekcjonerskim.

Tak więc obecna wystawa to zapis nieokiełznanej i kreacyjnej siły chaosu, z którego dopiero za chwilę narodzi się porządek. Na razie twórcza magma nieustannie się zmienia, przybierając kształty coraz bardziej niesamowite, czasem groteskowe, czasem surrealne - jak w operze, cyrku albo teatrze absurdu.

Ruchliwość - rozumiana nie tylko w kategoriach estetycznych, ale i społecznych - to słowo, które najlepiej opisuje cały ten projekt. Dobrze widać to już w pierwszej sali. Ten warszawski "Polaków portret własny" nie tylko nawiązuje do słynnej krakowskiej wystawy Marka Rostworowskiego sprzed trzydziestu lat, ale także wyraźnie z nią polemizuje, wskazując na zmianę, jaka dokonała się w tym czasie. Wtedy nie pokazano żadnego zdjęcia, teraz zbiorowy portret Polaków zbudowano wyłącznie z fotografii. To, co elitarne, wymieszało się z tym, co zwyczajne; ulica weszła do muzeum. Słynna "Supermatka" Elżbiety Jabłońskiej to z jednej strony bohaterka feministycznego komiksu, z drugiej - renesansowa Pieta. Oprawiony w stylową ramę portret dziewiętnastowiecznej damy, praca Roberta Kuśmirowskiego, przedstawia kobietę jak najbardziej współczesną: wszak Monika Branicka to uznana krytyczka sztuki.

Na jednej ścianie widzimy zwykłych ludzi, fotografowanych np. przez duet Zorka Projekt. Na drugiej - rozlicznych współczesnych celebrities. Zdarza się, że i jednym, i drugim towarzyszy coś teatralnego. Oto trzy fotografie, zawieszona jedna pod drugą: Wałęsa na mównicy ma w sobie coś dramatycznego, ks. Jankowski na tylnym siedzeniu - komediowego, zaś Mazowiecki stojący przed logo "Solidarności" - tragicznego.

Wystawa zestawiająca prace zawodowych fotografów z - nierzadko anonimowymi - zdjęciami amatorów jest również głosem w debacie o charakterze współczesnej demokracji. W Zamku Ujazdowskim pojawiają się więc fotografie prasowe - wśród nich kilka najbardziej kontrowersyjnych okładek z lat ostatnich (np. "Fakt" z fotografią przedstawiającą pielęgniarkę bawiącą się noworodkiem-wcześniakiem) - a także prace twórców, którzy świadomie grają porządkiem medialnym: Piotra Uklańskiego czy Wojciecha Zasadniego. Tu pojawiają się pytania, które czasem wykluczają się nawzajem. Pierwsze dotyczy granic przedstawialnego. Drugie, odnoszące się głównie do działań "sztuki krytycznej" - siły retorycznej: być może żaden artysta, posługujący się najodważniejszymi środkami, nie zmusi odbiorcy do refleksji tak skutecznie, jak skandalizująca okładka popularnego tabloidu.

Kto wie, czy największego wrażenia na tej wystawie nie wywiera sala projekcji, w której kilku znanych fotodokumentalistów młodego i średniego pokolenia (m.in. Łukasz Trzciński, Mariusz Forecki czy Wojciech Wieteska) prezentuje - równolegle - swoje narracje o polskiej współczesności. Jednak wszelkie próby ich prześledzenia kończą się niepowodzeniem - wzrok widza ślizga się od jednego do drugiego ekranu, bezskutecznie starając się skupić na jednej opowieści. A jeśli nawet śledzi ją aż do końca, to z poczuciem straty, że w tym samym czasie rezygnuje z innej, być może równie istotnej historii. Kurator zbudował tu swoiste więzienie.

Paradoksalnie, wydaje się, że o wiele większa "swojskość" panuje tam, gdzie pojawia się "Real foto" Mikołaja Długosza - uporządkowana przez artystę banalność współczesności (nawet tej świątecznej czy nieco wyuzdanej), w której każdy posiadacz aparatu cyfrowego dokumentuje swoje życie. Albo tam, gdzie oglądamy podobną projekcję: czasem przaśne, czasem tylko dziwaczne, czasem ocierające się o pornografię anonimowe fotografie ściągnięte z internetu przez Maurycego Gomulickiego. To ciekawe, że w tym miejscu powraca groteska i deformacja, często wprowadzające zarówno amatorów, jak i artystów "profesjonalnych" w świat tego, co niemożliwe, nieprzyjemne, wstrętne albo bolesne.

Równolegle pojawia się też świadomość, że fotografia, jak w przypadku Rafała Jakubowicza czy Elżbiety Janickiej, służyć może dekonstrukcji i ponownej rekonstrukcji historii - a więc temu, co stanowi podstawę debaty o pamięci, która determinuje wszak naszą teraźniejszość.

***

Ostatecznie kurator nie daje jednoznacznej odpowiedzi, czy otaczające nas zewsząd morze obrazów okaże się dla nas potopem czy drogą do nowych lądów. Ale może takiego dylematu po prostu nie ma - i nie będzie. A "Efekt czerwonych oczu" to niewątpliwie jedna z najważniejszych prezentacji ostatnich lat. Jej znaczenie bierze się stąd, że otwiera dyskusję nie tylko artystyczną.

"EFEKT CZERWONYCH OCZU. FOTOGRAFIA POLSKA XXI WIEKU". Warszawa, Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski; kurator: Adam Mazur; współpraca: Magdalena Majewska, design wystawy: Katarzyna Korzeniecka; wystawa czynna do 7 września 2008r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2008