Wieczny kandydat

Bułgaria blokuje rozpoczęcie negocjacji, których celem jest włączenie Macedonii Północnej do Unii Europejskiej. Idzie o historię i tożsamość. Znowu.

07.12.2020

Czyta się kilka minut

Uczestnik antyrządowego protestu z wizerunkiem Goce Dełczewa, jednej z głównych postaci antyosmańskiego powstania w 1903 r., o którego pochodzenie spierają się rządy Bułgarii i Macedonii Północnej. Skopje, 15 września 2020 r. / GEORGI LICOVSKI / EPA / PAP
Uczestnik antyrządowego protestu z wizerunkiem Goce Dełczewa, jednej z głównych postaci antyosmańskiego powstania w 1903 r., o którego pochodzenie spierają się rządy Bułgarii i Macedonii Północnej. Skopje, 15 września 2020 r. / GEORGI LICOVSKI / EPA / PAP

Gdy w słoneczne majowe popołudnie w 2018 r. nad jeziorem Prespa podpisywano porozumienie między Macedonią a Grecją, macedoński premier Zoran Zaew miał powody do dumy. Trwający prawie trzy dekady konflikt, który był główną przeszkodą w integracji Macedonii z Unią Europejską i NATO, został zakończony.

Ceną była zmiana nazwy państwa, które miało się teraz nazywać Macedonia Północna. Udało się natomiast ochronić język i tożsamość: Grecy zaakceptowali używanie określeń „język macedoński” i „Macedończycy”. A że rok wcześniej odsunięto też od władzy prawicową VMRO–DPMNE, ugrupowanie o skłonnościach autorytarnych, to – jak wspomina dziś w rozmowie znajomy ze Skopje – Macedończycy wreszcie mogli we własnym kraju swobodnie oddychać i wierzyć, że droga do Unii stoi przed nimi otworem.

Dziś po tamtej radości nie ma śladu, dominuje złość i rozgoryczenie. Rozpoczęcie negocjacji akcesyjnych z Unią Europejską właśnie zablokowała Bułgaria. Historia zatoczyła koło.

Przed drzwiami Unii

Historia integracji Macedonii Północnej z Unią obfituje w zwroty akcji. Jeszcze na początku XXI wieku kraj ten był prymusem polityki rozszerzenia. Gdy w 2005 r. uzyskał status oficjalnego kandydata do Unii, był postrzegany jako lepiej przygotowany do członkostwa niż Chorwacja, rozpoczynająca wtedy negocjacje. Jednak w tym roku Zagrzeb świętował siódmą rocznicę członkostwa w Unii, a Skopje wciąż czeka. Najpierw trzeba było bowiem spełnić dodatkowe warunki. Potem eskalował spór z Grecją. Aby wymusić na Macedonii zmianę nazwy państwa, w 2008 r. Ateny zablokowały jej integrację z Unią i NATO.

Rządząca już wtedy od ponad dwóch lat VMRO–DPMNE premiera Nikoły Gruewskiego postawiła wszystko na jedną kartę – nacjonalistyczną. Miało to wiele negatywnych skutków. Stosunki ze wszystkimi sąsiadami były najgorsze w historii, a napięte relacje z albańską mniejszością (jedna czwarta obywateli) zagrażały stabilności wewnętrznej i spójności państwa. Za to w Skopje zaroiło się od pomników i budowli mających przypominać (a może uświadamiać) narodowi jego antyczną przeszłość.

Gdy potem okazało się, że tajne służby podsłuchiwały ponad 20 tys. osób – głównie przeciwników politycznych Gruewskiego – społeczeństwo powiedziało: dość. Tym bardziej, że przy okazji wyszła na jaw skala korupcji, przemocy wobec oponentów i fałszerstw wyborczych ze strony partii rządzącej. W 2017 r., po dwóch latach ulicznych protestów, władzę przejęła lewica pod przywództwem premiera Zorana Zaewa.

Priorytetem nowego rządu była poprawa relacji z sąsiadami i odblokowanie procesu integracji z Unią i NATO. Na pierwszy ogień poszła Bułgaria: latem 2017 r. podpisano traktat o przyjaźni, dobrosąsiedzkich relacjach i współpracy. Dawał on nadzieję na poprawę stosunków między oboma państwa, na intensyfikację współpracy gospodarczej i budowę wygodnych połączeń transportowych, które zbliżyłyby Sofię i Skopje. Na ten moment Bułgarzy czekali od prawie 30 lat.

Tęsknota za Macedonią

W 1992 r. Bułgaria była pierwszym państwem, które uznało niepodległość Macedonii. Niektórzy wręcz twierdzą, że przekonała do tego również Rosję. Decyzja ta była jednak podyktowana postrzeganiem przez Sofię Macedonii jako drugiego państwa bułgarskiego, które w wyniku zawirowań historii zostało oddzielone od macierzy.

Macedonia to bowiem dla Bułgarii miejsce szczególne: mityczne kresy, gdzie sięgały granice średniowiecznego państwa bułgarskiego cara Symeona. Wielu Bułgarów ma tam rodzinne korzenie. W przeszłości o ten region Sofia rywalizowała z Grecją i Serbią.

Jak mówi mi Vessela Czernewa z bułgarskiego oddziału Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych, zaangażowanie Bułgarii w wojny bałkańskie w 1913 r. oraz obie wojny światowe było podyktowane chęcią odzyskania kontroli nad obszarem dzisiejszego państwa macedońskiego. To doprowadziło Bułgarię do sojuszu w czasie II wojny światowej z nazistowskimi Niemcami. Wszystkie te trzy wojny Bułgaria ostatecznie przegrała.

Wielu Bułgarów wierzy, że gdyby nie serbski ekspansjonizm i przywódca Jugosławii Josip Broz Tito, wówczas Macedonia i Bułgaria byłyby jednym państwem. To jugosłowiańska inżynieria społeczna miała doprowadzić do wykształcenia się odrębnego narodu, dla którego skodyfikowano specjalny język. Bo według Bułgarów aż do 1944 r. nie było ani Macedończyków, ani języka macedońskiego. Takie postrzeganie sąsiada leży u podstaw dzisiejszych problemów w relacjach obu państw.

Kim byli Macedończycy?

Dziś wzajemne relacje komplikuje dodatkowo fakt, iż w podręcznikach szkolnych używanych w Macedonii Północnej wydarzenia, które miały miejsce na terenach zajmowanych obecnie przez to państwo, traktuje się jako część wyłącznie własnego dziedzictwa. Macedończycy mieli tu być od zawsze, podczas gdy Bułgarzy przybyli na Bałkany jako obce nomadyczne plemię. W konsekwencji bohaterów należących także do bułgarskiego panteonu traktuje się jako Macedończyków we współczesnym rozumieniu tego słowa.

Dotyczy to całej historii, ale sytuacja robi się naprawdę skomplikowana, gdy debata dotyczy walk z Imperium Otomańskim na przełomie wieków XIX i XX. Czy ówcześni bojownicy z Wewnętrznej Macedońskiej Organizacji Rewolucyjnej (WMRO) używali określenia „macedoński” w odniesieniu do regionu, jaki zamieszkiwali, a w rzeczywistości byli Bułgarami? Czy też używanie takiego określenia było jednak świadectwem odrębnej już tożsamości etnicznej?

Jak mówi mi dr Spasimir Domaradzki, politolog z UW, po upadku komunizmu Bułgaria nie miała szansy na poważną debatę o własnej historii – szczególnie o trudnych momentach, jak charakter bułgarskiej okupacji obecnej Macedonii w latach 1941-44. Podobnie zresztą takiej autentycznej szansy nie miała Macedonia Północna.

Porozumienie z 2017 r. tworzyło podstawy do wspólnej refleksji nad przeszłością. Powołano wspólną komisję, która miała wypracować akceptowalną dla obu stron wersję historii; następnie wersja ta miała być włączona do programu nauczania. Początki były obiecujące: uzgodniono sporne kwestie dotyczące cara Symeona i świętego Nauma. Po raz pierwszy wspólnie uczczono pamięć Gocego Dełczewa, przywódcy ruchu wyzwoleńczego, który jest bohaterem obu narodów. Jednak kolejne kroki okazały się trudniejsze.


Czytaj także: Piotr Oleksy: Macedonia czeka pod drzwiami


Skomplikowała się też sytuacja w samej Macedonii Północnej. Realizacja porozumienia z Grecją i przekonanie społeczeństwa do zmiany nazwy państwa okazały się trudniejsze, niż przewidywano. Nie pomagała też Unia. W Skopje oczekiwano, że wycofanie sprzeciwu Grecji przełoży się na szybkie rozpoczęcie negocjacji akcesyjnych. Tymczasem zastrzeżenia zaczęła zgłaszać Francja, w ogóle krytycznie nastawiona do dalszego rozszerzania Wspólnoty.

W obliczu kolejnego niepowodzenia w Brukseli w grudniu 2019 r. rząd Zaewa podał się do dymisji i szykowano się na przedterminowe wybory. Zbliżenie z Bułgarią zeszło na dalszy plan, prace wspólnej komisji przerwano.

Polityczne gry czy obrona narodu

Podczas gdy rząd macedoński zajęty był przekonywaniem Francji – ostatecznie wycofała ona zastrzeżenia, co pozwoliło Radzie Unii podjąć w marcu 2020 r. decyzję o rozpoczęciu negocjacji – sytuacja w Bułgarii zaczęła przyjmować wyjątkowo niekorzystny dla Macedonii obrót.

Zarówno bułgarski prezydent Rumen Radew, jak też wicepremier i minister obrony Krassimir Karakaczanow dostrzegli w relacjach z Macedonią Północną swoją szansę. Jeden na punktowanie premiera Bojko Borisowa za rzekomo zbytnie ustępstwa, a drugi na odbudowę popularności poprzez odwołanie się do rozpowszechnionych w Bułgarii antymacedońskich resentymentów.

W rezultacie w październiku 2019 r. bułgarski rząd przyjął instrukcję zawierającą warunki, które musi spełnić Macedonia, aby Sofia wyraziła zgodę na zorganizowanie pierwszej konferencji międzyrządowej, która oznacza praktyczne rozpoczęcie negocjacji. Choć wtedy to wydarzenie zbagatelizowano, był to zwiastun tragedii, która miała nastąpić.

Wspólna czy bułgarska?

Niektóre z bułgarskich warunków były powtórzeniem zapisów z porozumienia z 2017 r. czy tradycyjnych kwestii podnoszonych przez Sofię wobec Macedonii. Przykładem może być żądanie, aby Skopje zaprzestało wspierania mniejszości macedońskiej, która nie jest uznawana przez państwo bułgarskie. Jak tłumaczy mi Zoran Nechev z think tanku Instytut Demokratyczny Societas Civilis, to jest spór wewnątrzbułgarski – między tym państwem a jego obywatelami, którzy przed międzynarodowymi trybunałami domagają się, aby być uznanymi za mniejszość narodową. Obwinianie Skopje o podżeganie do tych działań nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.

Sofia chce też, aby w oficjalnych dokumentach dotyczącym procesu akcesji używano określenia Republika Północnej Macedonii, gdyż nazwa Macedonia Północna miałaby implikować roszczenia terytorialne do tzw. Macedonii Pirińskiej, która należy do Bułgarii.

Trudniejszy do zaakceptowania dla Skopje jest postulat dotyczący używania określenia „oficjalny język urzędowy Republiki Macedonii Północnej” – zamiast po prostu „język macedoński”. Jednak najbardziej problematyczne dla władz macedońskich jest dążenie Bułgarii do ścisłego powiązania postępów prac wspólnej komisji z integracją Macedonii Północnej z Unią. Sofia proponowała nawet, by kwestie te wpisać oficjalnie do ram negocjacyjnych. Dałoby to Bułgarom silne narzędzia, aby wymusić na Macedończykach przyjęcie tej wersji historii, którą Sofia uważa za słuszną.

Dotyczy to przykładowo zastąpienia określenia „bułgarski okupant faszystowski” neutralnym słowem „administracja”. Jednak w Macedonii wciąż żyją ludzie, którzy pamiętają ówczesne represje, przymusową bułgaryzację i eksterminację społeczności żydowskiej. Co więcej, wielu mieszkańców Macedonii z sentymentem wspomina czasy Jugosławii i traktuje pamięć o ruchu antyfaszystowskim jako ważny element macedońskiej tożsamości. Dla nich wersja ich dziejów proponowana przez Bułgarię to relatywizacja faszyzmu i próba wybielania własnej historii.

Tożsamość ceną za członkostwo

Później było już tylko gorzej. Epidemia ujawniła słabości bułgarskiego państwa, latem przez Sofię przetoczyły się ogromne antyrządowe protesty. Skupienie uwagi społeczeństwa na tożsamościowym sporze z Macedonią Północną było więc dla władz w Sofii bardzo wygodne. Doszło do szeregu wystąpień bułgarskich polityków, które były coraz bardziej nie do przyjęcia dla strony macedońskiej. Podkreślano, że jeśli Skopje nie zaakceptuje bułgarskich korzeni swojej tożsamości i języka, to nie ma dla niej miejsca w Unii. Lekceważąco wypominano, że gdyby nie Tito, Macedonia by nie istniała. Na fakt, że Skopje odmiennie niż Sofia ocenia bułgarską okupację podczas II wojny światowej, reagowano hasłem, że to „antybułgarska mowa nienawiści”.

Jak mówi Zoran Nechev, nikt w Skopje nie kwestionuje, że należy zmienić podręczniki szkolne i krytycznie przyjrzeć się własnej historii. Jednak w oczach wielu Macedończyków działania Bułgarii nie mają na celu osiągnięcia kompromisu, lecz jedynie eskalację sporu. Po stronie bułgarskiej nikt nie tonuje dyskusji, a o historii wypowiadają się najbardziej radykalni politycy. W takich warunkach trudno o rzetelną dyskusję o przeszłości.

Stracone szanse

Eskalacja sporu spowodowała, że wszyscy przegrali. Sofia, bo chcąc odzyskać wpływy w Macedonii, utraciła je chyba na zawsze. Nawet jeśli Macedonia Północna zgodzi się na ustępstwa, byle tylko otworzyć negocjacje z Unią, to nie da się niczego wymusić szantażem. Simonid Kacarska z European Policy Institute w Skopje mówi mi, że oba narody nigdy nie były tak odległe jak teraz, a odbudowa dobrych relacji będzie trudna. Jednocześnie pieczołowicie budowany wizerunek Sofii – jako głównego orędownika polityki rozszerzenia Unii i sojusznika Bałkanów Zachodnich – rozsypał się niczym domek z kart.

Wśród Macedończyków dominuje dziś rozgoryczenie. Integracja z Unią miała oznaczać praworządność, sprawiedliwość i dobrobyt. Przecież w imię członkostwa zgodzili się na zmianę nazwy państwa, a teraz mają się wyrzec zarówno języka, jak i własnej tożsamości, które zdołali ochronić przed Grekami? Niepewna jest przyszłość rządu Zaewa – polityka, który wbrew bałkańskim trendom postawił na kompromis, a nie nacjonalizm. Niektórzy mówią, że jest sam sobie winien, bo gdy ustąpił Grekom, Bułgarzy uznali, że też mogą naciskać.

Oba społeczeństwa straciły też szansę na poważną debatę o swojej przeszłości, a cała sytuacja poważnie nadszarpnęła wizerunek Unii na Bałkanach. Wbrew brukselskim deklaracjom wdrażanie reform i wyrzeczenia nie oznaczają bowiem integracji z Unią. O tym dotkliwie przekonała się Macedonia Północna.

Słabym pocieszeniem jest dla Skopje członkostwo w NATO – to jedno udało się osiągnąć. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 50/2020