Spór Macedonii Północnej z Bułgarią. Stawką droga do UE

Spór z Bułgarami o tożsamość i kulturę rozpala Macedończyków. Emocje miała uspokoić francuska mediacja. Wywołała efekt przeciwny.

18.07.2022

Czyta się kilka minut

Protesty przeciwko francuskiej propozycji rozwiązania sporu między Macedonią Północną a Bułgarią, Skopje, 10 lipca 2022 r. / GEORGI LICOVSKI / EPA / PAP
Protesty przeciwko francuskiej propozycji rozwiązania sporu między Macedonią Północną a Bułgarią, Skopje, 10 lipca 2022 r. / GEORGI LICOVSKI / EPA / PAP

Przez 20 lat jako minister, dyplomata i analityk pracowałem, by europejski sen stał się rzeczywistością dla mojego kraju. (…) Teraz, po 17 latach w poczekalni, zrobię wszystko, by temu zapobiec” – napisał Nikoła Dimitrow, były minister spraw zagranicznych Macedonii Północnej, w artykule dla portalu European Western Balkans.

Dimitrow był jednym z twórców historycznego porozumienia z Prespy, które w 2018 r. zakończyło trwający prawie trzy dekady spór z Grecją o nazwę macedońskiego państwa. Teraz oskarża Unię Europejską i sąsiednią Bułgarię o stosowanie putinowskich metod wobec jego kraju. I nie tylko on: dziesiątki tysięcy Macedończyków wychodzą w ostatnich tygodniach na ulice. Rośnie napięcie między słowiańską większością a społecznością albańską, która stanowi jedną czwartą ludności. Wszystko to za sprawą francuskiej propozycji, która miała odblokować bułgarskie weto dla rozpoczęcia negocjacji akcesyjnych Unii z Macedonią Północną.

Chodzi tu oczywiście o tożsamość, język i historię. Dimitrow argumentuje, że Bułgarzy odmawiają Macedończykom prawa do własnej kultury i tożsamości – tak jak Putin odmawia tego Ukraińcom. Gorszy od takich czy innych porównań jest jednak fakt, że Bułgarom udało się zaprząc do tego unijną politykę rozszerzenia.

JESZCZE NIEDAWNO, jesienią 2020 r., zdawało się, że Macedonia Północna i Albania są bliskie otwarcia negocjacji akcesyjnych z Unią. Za Macedonią przemawiał wysiłek, który włożyła w zakończenie sporu z Grecją, pozytywne recenzje realizowanych reform i traktat o dobro- sąsiedztwie, przyjaźni i współpracy, podpisany z Bułgarią w 2017 r.

Tymczasem to właśnie bułgarski rząd w listopadzie 2020 r. zablokował start negocjacji. Z memorandum do unijnych partnerów wynikało, że Sofia oczekuje, by w pracach Unii nie stosować określenia „język macedoński”, lecz „język urzędowy Macedonii Północnej”. Bułgarzy chcieli też, by do jednego z rozdziałów negocjacyjnych wpisać wymóg utrzymywania przez Macedonię „stosunków dobrosąsiedzkich”. Oznaczało to, że traktat z 2017 r., w którym przewidziano dialog historyczny na tematy dzielące oba państwa, stałby się jednym z kryteriów negocjacyjnych. Była to pułapka zastawiona na Macedończyków.

Spór o historię jest w tym wypadku sporem o odrębność narodu macedońskiego. Zgodnie z bułgarską historiografią, macedońska tożsamość, język i kultura są sztucznymi efektami polityki władz komunistycznej Jugosławii, których celem było wynarodowienie miejscowych Bułgarów. Dlatego Sofia uznaje język macedoński co najwyżej za dialekt bułgarskiego, a całą historię regionu sprzed roku 1944 za „przynależną” wyłącznie Bułgarii.

SOFIA OSKARŻA SKOPJE o zakłamywanie przeszłości, zawłaszczanie bohaterów narodowych i używanie mowy nienawiści. Za taką uznaje zarówno ekstremalne wypowiedzi macedońskich nacjonalistów, jak i określanie bułgarskich rządów na tym terenie w czasie II wojny światowej mianem „okupacji” czy choćby badania nad bułgarskimi zbrodniami wobec ludności cywilnej w tym okresie. Takie stosunki dobrosąsiedzkie, których wymaga Sofia, oznaczałyby więc zgodę Skopje na bułgarską kuratelę nad własną polityką pamięci.

W istocie spór ten dotyczy nie tylko zaszłości historycznych, lecz także różnego postrzegania charakteru wspólnot narodowych. W bułgarskiej opinii publicznej dominuje przekonanie o ich odwiecznym i niezmiennych charakterze. Dlatego przeszłość ziem, na których obecnie istnieje Macedonia Północna, może być postrzegana tylko jako bułgarska, a każde niuansowanie tej kwestii jest odbierane jako zamach na narodowe dziedzictwo. Podobne podejście reprezentują zresztą macedońskie środowiska prawicowe, które korzenie swej wspólnoty wywodzą jeszcze z czasów antycznych.

Rzecz w tym, że taka interpretacja staje się niezwykle kłopotliwa, gdy mamy do czynienia z regionem wieloetnicznym, który przez wieki często zmieniał przynależność państwową. Spory dotyczą zaś czasów, gdy o silnych tożsamościach narodowych nie można było jeszcze mówić.

KONFLIKT DOTYCZY przykładowo postaci Gocego Dełczewa, przywódcy powstania ilindeńskiego z 1903 r., które ludność słowiańska wszczęła przeciw Imperium Osmańskiemu. Bułgarów oburza, że Macedończycy prezentują go jako własnego bohatera narodowego. W odpowiedzi Macedończycy tym bardziej podkreślają, że powstanie z 1903 r. było kulminacyjnym momentem dla ich ruchu narodowego. Tymczasem, jak stwierdził niedawno Dimitar Beczew, bułgarski politolog z Oxford School of Global and Area Studies, pytanie o to, czy Dełczew był Bułgarem czy Macedończykiem, brzmi jak pytanie, czy panujący 1200 lat temu Karol Wielki był Niemcem czy Francuzem.

Ten średniowieczny cesarz jest dziś symbolem wspólnego rdzenia historii narodów zachodniej Europy. Przez moment wydawało się, że podobną rolę może odegrać pamięć o Dełczewie: w 2017 r. do podpisania wspomnianego traktatu o dobrym sąsiedztwie doszło właśnie w rocznicę powstania ilindeńskiego. Wtedy było ono rozumiane jako początek drogi miejscowej ludności w stronę wolności i podmiotowości. Zdawało się, że obie strony dopuszczają, iż w toku burzliwych dziejów XX w. w regionie wykształciły się różne wspólnoty.

UTRZYMANIU TEJ NARRACJI przeszkodziła jednak polityka. Jesienią 2020 r. Bojko Borisow, ówczesny premier Bułgarii, sięgnął po narodowe emocje i skierował je przeciw słabszemu sąsiadowi, by ratować poparcie społeczne dla swego rządu. Kilka miesięcy wcześniej Bułgarzy masowo wyszli na ulice, oskarżając Borisowa o korupcję i zawłaszczenie państwa oraz domagając się jego ustąpienia.

Na horyzoncie były wtedy wybory parlamentarne, po których nastąpił trwający do dziś okres niestabilności. Od wiosny 2021 r. Bułgarzy już trzykrotnie wybierali parlament, a kolejne wybory są prawdopodobne. W obliczu ogromnego rozczarowania klasą polityczną i licznych oskarżeń o korupcję, jednym z ostatnich narzędzi w rękach tamtejszych partii, od prawa do lewa, jest tani nacjonalizm. Fakt, że wielu Bułgarów postrzega „utratę” Macedonii jako „ból fantomowy” na ciele tożsamości narodowej – jak pisała Kapka Kassabova w książce „W stronę Ochrydy. Podróż przez wojnę i pokój” – sprawia, że kwestia ta jest zbyt kusząca, by po nią nie sięgnąć.

Reformatorski rząd, który powstał w grudniu 2021 r., upadł kilka tygodni temu. Opozycja i odchodzący koalicjant oskarżali premiera Kiriła Petkowa właśnie o nadmierną uległość wobec Skopje. Sam Petkow wskazywał, że jego rząd realnie zagroził interesom lokalnych oligarchów, w tym byłego premiera. O przyczynienie się do swego odwołania oskarżył też ambasadę Rosji.

PODOBNA ZALEŻNOŚĆ występuje również po drugiej stronie. W 2017 r. Socjaldemokratyczny Związek Macedonii odsunął od władzy prawicowe ugrupowanie VMRO-DPMNE, którego ówczesny lider Nikoła Gruewski budował system autorytarny, oparty na nacjonalizmie i klientelizmie. Socjaldemokracja postawiła za cel integrację z Unią i zakończenie napięć etnicznych. Ugoda z Grecją była postrzegana przez społeczeństwo jako ogromne ustępstwo, które warto poczynić właśnie w imię tych dążeń. Niestety dalsze niepowodzenia w negocjacjach z Unią są wodą na młyn dla sił nacjonalistycznych, które głoszą, że Zachód i sąsiedzi chcą wynarodowić Macedończyków. W efekcie rząd ma niewielkie pole do ustępstw.

Sytuację komplikuje fakt, że zamieszkujący ten kraj Albańczycy są entuzjastami integracji z Unią: postrzegają ją jako szansę na rozwój i zabezpieczenie własnych praw. Niecierpliwią się, obserwując debaty o godności narodowej, które prowadzi słowiańska większość. W ostatnich dniach doszło do starć między Albańczykami, którzy manifestowali na rzecz przyjęcia francuskiej propozycji zakończenia sporu, i przeciwnymi jej Macedończykami. Wszyscy mają w pamięci rok 2001, gdy wybuchł konflikt zbrojny między rządem a społecznością albańską.

O CO CHODZI ze wspomnianą francuską propozycją? Zacznijmy od tego, że na tle niedawnego przyznania Ukrainie i Mołdawii statusu kandydata do Unii sytuacja państw bałkańskich, które od lat mają ten status, wyglądała blado. Dotyczyło to zwłaszcza Macedonii i Albanii, rozpatrywanych pakietowo, których kolejny krok blokowało bułgarskie weto. Dlatego Francja, która do czerwca przewodniczyła w Unii, na koniec swej kadencji podjęła dyplomatyczną ofensywę i zaproponowała rozwiązanie sporu. Bułgarski parlament przyjął tę propozycję z zaskakującą jednomyślnością. W Macedonii obóz rządzący próbował przedstawić ją jako rozsądne i tymczasowe rozwiązanie, ale i opozycja, i część środowisk opiniotwórczych, i znaczna część społeczeństwa wyraziły zdecydowany sprzeciw.

Największy problem tej propozycji polega na braku transparentności. Jej szczegóły nie są znane szerokiej opinii, co otwiera drogę do spekulacji. Wiemy na pewno, że zobowiązuje ona Skopje do wpisania bułgarskiej mniejszości do konstytucji jako jednej ze społeczności tworzących wspólnotę państwową. Tyle że zmiana konstytucji wymagałaby poparcia także ze strony prawicowej opozycji, a przy obecnej polaryzacji to niewykonalne. Po drugie propozycja zobowiązuje Skopje do wdrożenia protokołu z prac Wspólnej Komisji Historycznej, powołanej na mocy traktatu z 2017 r. Oznaczałoby to m.in. ingerencję w treść podręczników. Z tym że strona macedońska wycofała się z prac Komisji i protokół ten nie został przez nią dotąd zaakceptowany.

POD WODZĄ FRANCJI Unia najwyraźniej pogubiła się w swej polityce wobec bałkańskich kandydatów. Nie dość, że zajęła pozycję arbitra w sporach historycznych, to jeszcze – zamiast skupiać się na kluczowych kwestiach demokracji i praworządności – stanęła po jednej ze stron. Argument, że stara się bronić interesów swego członka, jest nietrafiony, bo teoretycznie za jakiś czas członkiem miałaby być też Macedonia. Ani Macedończycy, ani Ukraińcy nie marzą o Europie równych i równiejszych.

A patrząc na bułgarski kontekst tego sporu, trudno nie odnieść wrażenia, że w tak strategicznej sferze Unia stała się zakładnikiem interesów bułgarskiej elity polityczno-biznesowej. To niebezpieczny precedens, który źle wróży wpływom Unii na Bałkanach. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 30/2022