Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Sama. W rękach duża kartka, na której rozpaczliwymi flamastrami napisała w trzech kolorach: „Panie Ministrze, proszę odwołać dymisję dyrektora Opery w Nowosybirsku!”.
Minister kultury uznał nowosybirską inscenizację opery „Tannhäuser” za zbyt śmiałą, w związku z czym w trybie natychmiastowym rozwiązał kontrakt z dyrektorem Borisem Miezdriczem i powierzył wakat dyrektorowi z Petersburga, Władimirowi Kekmanowi, który na „dzień dobry” zajął odpowiednie stanowisko: „To mnie obraża jako prawosławnego, obraża mnie jako Żyda, obraża mnie to”. To, czyli opera Wagnera w reżyserii młodego Timofieja Kuljabina. Sąd wypowiedział się kilka dni temu – ku oburzeniu prokuratury oddalił wniosek o obrazę uczuć religijnych. Więc wkroczyło Ministerstwo i Miezdricz wyleciał.
Ludzie teatru w Rosji już wiedzą, że idą zmiany. Na gorsze, oczywiście. Wiatr w Moskwie wieje szczególnie przed budynkiem Ministerstwa Kultury, tam, gdzie stoi jednoosobowa pikieta (od dwóch demonstrantów to już zgromadzenie, a na to trzeba zezwolenia). Na przenikliwym wietrze protestuje studentka filozofii. Patrzy na fasadę ministerialnego gmachu. I ma rację. Nie wiem, co się z nią stanie w życiu. Wiem, że widziałem człowieka.