Weto, basta, non possumus

Gdy sięgali po chłopskie pieśni buntu, nie sądzili, że obudzą przedwieczne upiory. Lada dzień ukaże się album „Czterysta lat”, na którym R.U.T.A. opowiada o władzy i wykluczeniu z perspektywy XXI w.

30.09.2013

Czyta się kilka minut

Maciej Szajkowski, lider zespołu R.U.T.A. / Fot. Radek Polak / KARROT KOMMANDO
Maciej Szajkowski, lider zespołu R.U.T.A. / Fot. Radek Polak / KARROT KOMMANDO

Spotkaliśmy się w Budapeszcie. Trochę przez przypadek. Wpadliśmy na siebie podczas festiwalu Sziget i dzięki temu dowiedziałem się, że R.U.T.A. znów nagrywa. Pomimo nieodległego terminu premiery, w mediach nie ma bowiem żadnej wzmianki o wydawnictwie zatytułowanym „Czterysta lat”. A przecież debiutancki album „Gore” jeszcze dwa lata temu przyniósł Maciejowi Szajkowskiemu Paszport Polityki i stał się przyczynkiem do ogólnopolskiej debaty na temat chłopskich „pieśni buntu”. Mój rozmówca tak wyjaśniał ten stan rzeczy: tegoroczne dzieło funkcjonuje w wadze jeszcze cięższej, więc nie do końca wie, czy powinien całą tę sprawę nagłaśniać. Bo w tym przypadku „nagłaśniać” znaczy „tłumaczyć się”. Mimo to spotykamy się znów z liderem zespołu.


BĘBEN I BUZDYGAN


Tym razem siedzimy w siedzibie Polskiego Radia, z którym Szajkowski ściśle współpracuje. Już na wstępie zauważa, że jeden zbieg okoliczności zrodził kolejny. Teksty na najnowszą płytę, którą R.U.T.A. nagrała wraz z zespołem Paprika Korps, napisał Jacek Podsiadło – poeta, dziennikarz, wieloletni felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Gdy rozmawiamy, przemierzający korytarze radiowy naród śle muzykowi nieustanne pozdrowienia. Ten za każdym razem odpowiada uśmiechem, nieraz zbliżając przy tym rękę w kierunku czoła. Jeden z przechodniów zatrzymuje się na dłużej, by poinformować muzyka o nominacji do prestiżowej nagrody. Na twarzy Szajkowskiego radość prędko miesza się z zakłopotaniem.

W rozmowie Szajkowski stara się być precyzyjny. Szuka słów i ciągów przyczynowo-skutkowych. Komplementuje za sensowne uwagi i inspirujące pytania. Słowem, nie przypomina groźnego Szaja Bisurmana, którego oręż to bęben i buzdygan. A jednak, gdy tylko w naszej rozmowie pojawiają się wrogowie: publicyści żerujący na strachu, politykierzy wykorzystujący piękne idee do niecnych celów czy bezrefleksyjne gwiazdy pop, jego język radykalizuje się, opowieść przybiera wojenne barwy.

– Jeśli punktujemy pewne kwestie, to dlatego, że wydaje nam się to konieczne – twierdzi. – Oczywiście, każde pokolenie myśli, że to jest ostatnia chwila, aby się obudzić i coś zmienić. Zdaję sobie z tego sprawę. Jednak widzimy pewne niepokojące symptomy wokół i wysyłamy sygnał, który jest przypomnieniem o najważniejszych wartościach: wolności i potrzebie upominania się o nią. Musimy pamiętać, że ona nie jest nam dana raz na zawsze.

Dlatego „Czterysta lat” to album ciężki muzycznie i ekstremalny na poziomie tekstów. Choćby z tego powodu, że tym razem R.U.T.A. wyszła zza historycznej gardy. Wszystko po to, by mówić o dzisiejszych problemach językiem XXI wieku.


FANTOMY NA STADIONIE


Muzyka folkowa nie zawsze pociągała Szajkowskiego. Dla młodego chłopaka z warszawskiego blokowiska naturalnym wyborem był punk rock. Wraz z kolegami z Targówka nagrywał pierwsze garażowe demówki, wymieniał się kasetami i poznawał kolorowych załogantów.

Na początku lat 90. do studia zaprosił go sam Robert Brylewski, który ostatecznie wydał jego pierwszą kasetę. W tamtych czasach folk po prostu nie mógł się równać z punk rockiem.

– Wspominając dożynki na Stadionie Dziesięciolecia i inne festyny, podczas których władza rzucała czasem jakieś niedostępne produkty, słyszałem te folklorystyczne zespoły i one były dla mnie nie do przyjęcia – wspomina Szajkowski.

U chłopaka z warszawskiego osiedla te ludowe fantomy budziły najgorsze skojarzenia. Odrzucał to siłą rzeczy, bo ludowość była mocno zakorzeniona w krajobrazie PRL-u.

– Punk był niedostępny, zakazany, owiany londyńską mgłą, opakowany w nowojorski kosmopolityzm. Muzyka ludowa, chcąc nie chcąc, przypominała zaś gomułkowskie hasło: polska młodzież śpiewa polskie piosenki.

Dziś nie kryje, że PRL zohydził mu i wielu jego kolegom cały ten folk.

– Potrzebowaliśmy spojrzenia z innej perspektywy. Wypraw karpackim szlakiem. Oddolnych inicjatyw, które nadałyby jakiś inny wymiar, inny kontekst tej muzyce. I to się udało. Scenie folkowej, która eksplodowała dzięki takim zespołom jak Orkiestra św. Mikołaja, Kwartet Jorgi, Open Folk czy Osjan, udało się przezwyciężyć te upiorne skojarzenia.

Dziś jednym z najważniejszych reprezentantów i emisariuszy tego nurtu jest oczywiście Kapela ze Wsi Warszawa, której współzałożycielem jest Szajkowski. Pomimo międzynarodowej popularności, imponującego dorobku i entuzjastycznych recenzji, wydaje się, że dopiero R.U.T.A. i jej debiutanckie „Gore – Pieśni buntu i niedoli XVI-XX wieku” przedstawiły go szerokiemu gronu rodaków, rozniecając wśród nich burzliwą debatę. A przecież wydawać by się mogło, że to jedynie reinterpretacje chłopskich pieśni sprzed stuleci. Nie ma o co kruszyć kopii. Było, minęło.

Ale czy na pewno?


ZACIŚNIĘTA PIĘŚĆ


R.U.T.A. to większa całość. Niezależnie od środków wyrazu czy obranej perspektywy, kolejne płyty uzupełniają krajobraz, dopisując rozdziały do opowieści o publicystycznych ciągotach. Muzyczne kontinuum Szajkowskiego doczekało się jak na razie trzech części, które symbolizować może odpowiednio: zaciśnięta pięść, zapomniany Wschód i przebudzony duch. „Gore” jest oczywiście wendetą, chłopskim buntem wymierzonym w panów-ciemiężycieli. Ten zbiór okrutnych, antyfeudalnych pieśni wściekle interpretują – przy akompaniamencie instrumentów dawnych – tuzy polskiego punk rocka. Debiut stanowił brutalne rozliczenie nie tylko z historią, lecz również z literaturą. Przywołani przez artystów chłopi nie przycupną posłusznie w ostatniej ławie reymontowskiego kościoła. Będą raczej lżyć pana i plebana, za nic mając sobie sienkiewiczowski mit.

– To bardzo piękna historia, tyle że pisana w czasie zaborów, ku pokrzepieniu serc – mówi o „Trylogii” Szajkowski. – Ważna dla zachowania ducha, ale mająca tyle wspólnego z historią, co „Władca pierścieni” Tolkiena. To, że Polacy się z tym utożsamiają, że mit stał się oficjalną wersją historii, świadczy o tym, że lubimy takie uniesienia. Co ważniejsze jednak, to pokazuje, jak trudno nam się pogodzić z faktami. A prawda jest trudna do przyjęcia, bo ciemiężyliśmy swoich obywateli. Niemal trzy czwarte społeczeństwa nie miało żadnych praw, było po prostu niewolnikami. Jak pisał Myśliwski, ludźmi, którzy rodzili się bez nadziei: ich dziadowie byli bowiem niewolnikami i ich synowie mieli nimi być. Oczywiście Rzeczpospolita nie była w swoim feudalizmie odosobniona. Z tą różnicą, że w Zachodniej Europie – jak wskazuje R.U.T.A. – reformacja i wojny chłopskie doprowadzały do stopniowej liberalizacji systemu.

Odbiór „Gore” był bardzo zróżnicowany. Szajkowski wspomina, że dostawał wówczas bardzo dużo listów i komentarzy nie tylko od fanów muzyki alternatywnej, lecz także grup rycerskich, muzealników i nauczycieli. Ci ostatni mieli być zachwyceni wyciągnięciem z czeluści historii opowieści, które wybrzmiewały w absolutnej kontrze do oficjalnie uprawianej historii. Przykładem, na który mój rozmówca reaguje żywiołowo, jest galicyjskie powstanie z 1846 r.

– Jakubem Szelą dalej straszy się dzieci – zauważa Szajkowski. – Nie przedstawia się w ogóle kontekstu, złożoności całej tej sytuacji. Po koncercie w Krakowie podeszli do mnie kiedyś młodzi ludzie i zwrócili uwagę, że wykonywanie „Pieśni o Jakubie Szeli” jest nadużyciem, skandalem i profanacją zabitych, których oni są potomkami. Poprosiłem ich tylko, aby powiedzieli mi w takim razie, skąd to się wzięło. Jakie było źródło tej nienawiści do szlachty i kleru? Odwrócili się na pięcie i odeszli, z takim wielkopańskim poczuciem wyższości...

Sięgając po pieśni buntu, R.U.T.A. wywołała zaskakująco wiele kontrowersji. Przywołała z otchłani prehistoryczne opowieści i zapomniane strachy, by przekonać się, że one wciąż są bardzo żywotne.

– Na tym polega ich aktualność: one dalej budzą niechęć i szalony, bo posunięty do gróźb opór – twierdzi Szajkowski. – Okazuje się, że pomimo zniesienia pańszczyzny i odejścia od feudalizmu to dalej jakoś nas dotyczy. Nie ma łańcuchów i danin, ale pewien stan mentalny wciąż pokutuje. Stąd groza całej sytuacji, ale też siła tych pieśni.

– Na restauratorów chłopskiego dziedzictwa spadły nie tylko inwektywy, lecz także realne groźby. Zespół zrozumiał, że dotyka realnego problemu, gdy przeciw niemu próbowano wykorzystać kibiców, by ci rozbijali ich koncerty. A wydawałoby się, że to wszystko historia.


ZAPOMNIANY WSCHÓD


Zachęceni gorącym przyjęciem swojego debiutu, członkowie R.U.T.A. wzięli się do pracy nad drugim albumem. Sięgnęli po analogiczne pieśni z dawnych terytoriów Rzeczypospolitej. W tym celu ruszyli na Kresy, podejmując współpracę z białoruskimi i ukraińskimi zespołami.

– Byłem przekonany, że sami muzycy nie udźwigną tak szalenie ciężkiego, obrosłego trudnymi historiami tematu – przyznaje Szajkowski. – Zawiązanie koalicji stało się niezbędne, bo tylko ona mogła to unieść. Mowa przecież o Kresach, o resentymentach i związanych z nimi upiorach, które co jakiś czas powracają. Po każdej stronie.

Przymierze jednoczy historyków (Daniel Beauvois), filologów (Stanisław Łubieński) i... poetów. Przekładem zebranych tekstów zajął się bowiem Jacek Podsiadło, który od tego czasu pełni funkcję kierownika literackiego zespołu R.U.T.A.

– Oczywiście jest to odwołanie do tradycji polskiej szkoły filmowej – tłumaczy Szajkowski. – Ogromną inspiracją były dla mnie filmy z lat 60., gdzie taką rolę pełnili Marek Hłasko czy Tadeusz Konwicki – absolutni geniusze, gwarantujący fenomenalny poziom scenariusza. Słowo, którym się tam operowało, było istotne, wręcz magiczne. My przywracamy mu rangę. Jego fundamentalną rolę, ale też siłę rażenia.

Jacek Podsiadło, orbitujący wokół podobnych wartości, obdarzony bliźniaczą wrażliwością, stał się nie tylko wyrazicielem pewnych stanów i emocji zawartych w muzyce grupy, lecz także przewodnikiem po współczesności, która dopominała się o swoje.

Od kolejnych słuchaczy, krytyków i przyjaciół artyści dowiadywali się o aktualnym charakterze – archaicznych przecież – tekstów. Ludzie coraz mocniej utożsamiali się z ich przekazem. Z tej potrzeby, ale też z napięcia wywołanego przywołaniem odległych strachów narodziła się warstwa liryczna „Czterystu lat”. Dlatego – pomimo XXI-wiecznej perspektywy – Szajkowski nazywa ten zbiór piosenek kontynuacją, odniesieniem, autorskim głosem wybrzmiewającym z podobną siłą i dosadnością.


PRZEBUDZENIE DUCHA


Jeśli wcześniej chronił ich kontekst, to dziś R.U.T.A. odsłania się na razy krytyków. Przy akompaniamencie dawnych instrumentów i elektrycznych gitar muzycy wykrzykują oskarżenia wobec politykierów, pieniaczy i hipokrytów.

– Nagraliśmy płytę, która jest bronią wymierzoną w trolli żerujących na strachu, zajmujących się budzeniem podziałów i nienawiści – mówi Szajkowski. – Ich głos jest, niestety, donośny. Z tego powodu my również musimy przemawiać w sposób radykalny. To jest nasze weto, basta i non possumus wobec stygmatyzowania ludzi, dzielenia na dobrych i złych, prawych i lewych, wiernych i niewiernych. Nie godzimy się na taki dyskurs.

Nie oznacza to jednak, że „Czterysta lat” jest pozbawione historycznych odniesień. Muzyk żartuje, że czujny słuchacz wychwyci na tej płycie zarówno obecność filozofii Arystotelesa, jak i klasyków reggae. „Kupalnocka” zaś to uwspółcześniona wariacja na temat obrzędów dokonywanych podczas przesilenia letniego. Wiele z podejmowanych przez Jacka Podsiadłę tematów ma charakter uniwersalny, odwieczny właśnie: fascynacja przemocą, władza starych nad młodymi, okrucieństwo wobec zwierząt... Oczywiście pojawia się również kler, z którym Paprika Korps i R.U.T.A. obchodzą się niemal tak ostro jak zbuntowani chłopi.

– Oczywiście, mogę opowiadać o świetnych księżach, którzy są moimi przyjaciółmi – mówi Szajkowski. – O jezuicie-wokaliście znakomitej anarchizującej grupy Against All Odds. O środowisku „Tygodnika Powszechnego”, które jest polską enklawą dialogu, otwartości i oświeconej myśli. Jasne, to wszystko prawda, tylko że to jest nisza, do tego flekowana, a main­stream jest zupełnie inny. Obaj dobrze wiemy, jak brzmi ten najdonioślejszy głos w polskim Kościele.

Oddech w lawinie oskarżeń pomaga złapać, wyglądająca co i rusz spod wersów, ironia. – Puszczenie oka w stronę słuchaczy, lecz także nas samych, było po prostu niezbędne – przyznaje Szajkowski. – Po pierwsze dlatego, że waga podejmowanych przez nas tematów jest cholernie ciężka. Po drugie, gdy tylko przypomnę sobie swoje wypowiedzi cytowane czasem w mediach, to zwykle wypadam w nich minorowo, pesymistycznie. Walę takie tyrady, że nic, tylko się pochlastać. Czasem mam tego dosyć i wtedy właśnie niezbędny jest ten humor, jako odtrutka. 


R.U.T.A., Paprika Korps, „400 lat”, Karrot Kommando, Zdzieszowice 2013

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz i krytyk muzyczny, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książki „The Dom. Nowojorska bohema na polskim Lower East Side” (2018 r.).

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2013