Wenecja i duch Brodskiego

26.04.2021

Czyta się kilka minut

 /
/

„Spotkanie z Wenecją rozszerza i pogłębia nasz własny czas o czas schwycony, zapisany w jej kamieniach, i wytwarza poczucie przynależności do historii, która jest jej historią” – notuje Ewa Bieńkowska w pięknej książce „Co mówią kamienie Wenecji”. Wcześniej wspomina jednak o niebezpieczeństwie kiczu, które niesie „dramat miłosny, klasyczny dramat po-weneckiej, to znaczy spisywanej po powrocie stąd literatury”. Bo mowa przecież o całej bibliotece, od „The Stones of Venice” Ruskina poczynając.

Zdaniem Bieńkowskiej tego niebezpieczeństwa uniknął w „Znaku wodnym” Josif Brodski – piewca Wenecji pustawej, bez tłumów turystów, zalanej oczyszczającym zimowym światłem. I właśnie Brodskiego, wenecjanina z wyboru, wziął za przewodnika lekarz i pisarz Adam Szczuciński, choć sam nigdy go nie spotkał. Prochy rosyjskiego poety złożono na cmentarnej wyspie San Michele – tam też zaczyna się i kończy cykl krótkich próz składających się na „Paradiso” (większość z nich ukazywała się w „Zeszytach Literackich”). Zwykle są to „prozy podróżne”, zapis miejsc odwiedzanych w Wenecji śladami mistrza, ale i własnych zachwytów czy skojarzeń podbudowanych innymi lekturami.

Trop Brodskiego pozwala czasem na odległe wyprawy w przestrzeni i czasie. Do Wilna, które autor „Uranii” odwiedzał kilkakrotnie przed emigracją, zatrzymując się w mieszkaniu Ramūnasa Katiliusa przy ulicy Liejyklos. Do płonącego warszawskiego getta, które Brodski dostrzegł w XVIII-wiecznym obrazie Guardiego „Pożar składu oliwy na San Marcuola”. Do utworów pisarzy, których cenił – jak oczywiście W.H. Auden, ale także na przykład Akutagawa Ryūnosuke. Wenecja wyobrażona – podobnie jak wiersze Brodskiego – towarzyszy Szczucińskiemu stale: w podróży, we własnym domu, w czas zarazy. „Lubię patrzeć w południową stronę, ale dopiero gdy zamknę oczy, dostrzegam wysokie wieże i kopuły wystające z wody. Jest coś organicznego w tęsknocie za Wenecją, ta nostalgia jest jak wada wzroku, astygmatyzm”.

PS. Jeśli ktoś, kto czytał poprzedni odcinek tej rubryki, zdziwił się, że jego tytuł („Tryptyk”) nie ma nic wspólnego z zawartością – miał rację. Duch grasujący w redakcji podmienił bowiem tytuł właściwy, „Chłodny prysznic”, odnoszący się do zabiegu, jakiemu poddaje naszą narodową dumę amerykański historyk Brian Porter- -Szűcs w książce „Całkiem zwyczajny kraj”. ©℗

Adam Szczuciński, PARADISO, Wydawnictwo Próby, Warszawa 2021, ss. 210.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 18/2021