Watykan na wysokich obcasach

Dziennik Stolicy Apostolskiej „L’Osservatore Romano” poszerzył swój dodatek poświęcony kobietom. Czy teraz ich głos będzie lepiej słychać w Kościele?

25.06.2016

Czyta się kilka minut

Lucetta Scaraffia, publicystka i koordynatorka dodatku do „L’Osservatore Romano” – „Donne Chiesa Mondo” / Fot. Alberto Cristofari / CONTRASTO / EAST NEWS
Lucetta Scaraffia, publicystka i koordynatorka dodatku do „L’Osservatore Romano” – „Donne Chiesa Mondo” / Fot. Alberto Cristofari / CONTRASTO / EAST NEWS

„Nowy magazyn ma wytyczyć drogę nowemu, pozytywnemu nawykowi słuchania kobiet” – mówił watykański sekretarz Stanu kard. Pietro Parolin 3 maja, ogłaszając przekształcenie czterostronicowego dodatku do „L’Osservatore Romano” w 40-stronicowy magazyn „Donne Chiesa Mondo”. Nawyk słuchania kobiet jest faktycznie nowy i w Kościele, i w samym czasopiśmie.

– Wraz z Benedyktem XVI zaczęło się zwracanie uwagi na kobiety. To on osobiście powiedział redaktorowi naczelnemu, że chce, by kobiety były tu dziennikarkami – mówi „Tygodnikowi” Giulia Galeotti, redaktorka „OR” zaangażowana również w nowy projekt. – Wcześniej nie było tu żadnych kobiet dziennikarek. Teraz jesteśmy dwie, ja od pięciu lat i moja koleżanka od sześciu.

Nie jest jednak wielką tajemnicą, że jeszcze w latach 80. pracujące w watykańskiej gazecie tłumaczki i administratorki proszono, by w szóstym miesiącu ciąży szły na urlop. Wyraźne brzuchy uznawano chyba za murami Watykanu za gorszące. Tymczasem przed trzema miesiącami naczelny „OR” Giovanni Maria Vian uczcił narodziny syna Giulii, umieszczając w piśmie ogłoszenie, w którym pisał: „Po raz w pierwszy w 155 latach historii gazety Stolicy Apostolskiej na świat przyszedł syn naszej dziennikarki”. Czyżby obecność kobiet w redakcji stała się dla wszystkich ekscytująca? Z pewnością Watykan nie szczędzi PR-owych zabiegów, by ją podkreślać.

Kobiety to temat

Skoro same kobiety są w „L’Osservatore” zjawiskiem dość nowym, to co dopiero głos kobiet piszących o sobie. Jak mówi Galeotti, postanowiły pokazać, że kobiety to temat: – Ważne jest, jak zaczynasz. Uznałyśmy, że w Watykanie i w Kościele mądrzej jest nie prosić, tylko pokazać wszystkie rzeczy, które kobiety robią w Kościele katolickim. Jest tego sporo, a ludzie nie wiedzą lub udają, że tego nie dostrzegają. Chcemy pokazać, co robią świeckie i zakonnice w Kościele. To inteligentny sposób, by przekonywać, że jeśli dwie trzecie zakonników w Kościele katolickim to kobiety, nie możemy udawać, iż kobiet tu nie ma.

Tego rodzaju argumenty padły już w tekście otwierającym pierwszy numer dodatku w 2012 r. i od tej pory zarówno Galeotti, jak i koordynatorka projektu Lucetta Scaraffia chętnie po nie sięgają. Pisały: „Mamy nadzieję, że w ten sposób przysłużymy się zwiększeniu wiedzy na temat roli kobiet w Kościele dziś i w przeszłości”. Pierwszą stronę, tak jak zapowiedziały, poświęcają kobietom, które odgrywają ważną rolę w Kościele. Premierowy numer otworzył wywiad z Marią Voce, prezeską ruchu Focolari. Przez kolejne cztery lata pojawiły się w tej rubryce także Polki: s. Anna Bałchan, Hanna Suchocka, s. Małgorzata Chmielewska. S. prof. Sara Butler i s. prof. Mary Malone opowiadały o teologii, a s. Alessandra Fumagalli o swojej pracy w jordańskim szpitalu w Keraku. Julia Kristeva opowiadała w wywiadzie o Teresie z Ávili, a dwa miesiące przed publikacją „Laudato si” numer poświęcony ekologii otwierała rozmowa z s. Gorettą Favero z Centrum Holistycznego w Huayeán położonym nad Limą. Te nazwiska pokazują rozmaitość obecnych na łamach postaci z całego świata.

Poza tym w każdym numerze znajdowało się miejsce na duchowość kobiet, raporty o sprawach związanych z ich życiem na całym świecie, wydarzenia ze świata, czasem recenzje książek i filmów. Z czasem pojawiła się opatrzona cytatem z Franciszka o potrzebie pogłębionej teologii kobiety rubryka – można było przeczytać Sarę Butler, Elżbietę Adamiak, kenijską teolożkę Philomenę N. Mwaurę czy pochodzącą z Filipin Judette Gallares. Na czas między synodami przekształcono ją w rubrykę o rodzinie i teologii rodziny, a od stycznia funkcjonuje jako komentarz do Starego Testamentu. Wciąż można przeczytać niedostępne gdzie indziej autorki. Na przykład w numerze z lutego postać Hagar komentuje nigeryjska siostra i biblistka Obiorah Mary Jerome.

Numery z czasem stały się tematyczne, co – jak podkreśla Galeotti – spodobało się czytelnikom. Było o przemocy wobec kobiet, Korei, kobietach w Afryce i Ameryce Południowej (wywiad z bratanicą Óscara Romero), o relacjach między kobietami i księżmi, nowych rolach społecznych i starości. Przedstawiano co miesiąc bardziej i mniej znane święte, były więc tak św. Klara i Brygida, jak i chińska męczennica Maria Zhu-Wu.

Misja niemożliwa

Po hucznym ogłoszeniu transformacji pisma spodziewałam się, że przy watykańskiej via Pellegrino zastanę barwną kobiecą redakcję. Jednak większość ze współpracowniczek magazynu, łącznie z koordynującą pismo Lucettą Scaraffią, nie pracuje tu na stałe. Oprócz Scaraffii i Galeotti pismo tworzą francuska dominikanka s. Catherine Aubin, kongijska teolożka Rita Mboshu Kongo, argentyńska dziennikarka z sekcji hiszpańskiej tygodnika Silvina Perez i historyczka Rita Pelaja oraz żydowska profesor historii Anna Foa.

Kobiecy magazyn to byt zależny, nawet jeśli od maja ma swój własny grzbiet w mniejszym formacie oraz można go zaprenumerować niezależnie od pisma-matki. Czasopismo ukazuje się po włosku (ponoć nakład ok. 18–20 tys.), ale jest też w wersji hiszpańskiej dodawane do tygodnika „Vida Nueva”, po francusku dostępne na stronach „La Vie”, a po angielsku na stronie internetowej „Catholic Women Speak”.

W życiu redakcji, oprócz graficznego formatu, nie zmieniło się więc wiele. – Chciałyśmy odświeżyć pismo – tłumaczy Galeotti. – Nowe jest też, że pracujemy z siostrami ze wspólnoty w Bose, które piszą dla nas medytacje. Zresztą ta współpraca jest szersza. Spotkałyśmy się, bo pomysły i idee są bardzo ważne. Robimy magazyn w kilka osób, i choć staramy się być tak międzynarodowe, jak się da, i mamy międzypokoleniową rozpiętość, to może się jednak zdarzyć, że nasze pomysły się skończą za 3-4 lata. Ważne zatem było otwarcie się na tamto kobiece środowisko, żeby mieć dopływ pomysłów.

– To wszystko jest trudne, bo jest wiele oczekiwań w związku z tym, że zaczęłyśmy robić feministyczne pismo. Każdy błąd ma znaczenie – mówi niepewnie Galeotti. – To, co drukujemy, ludzie traktują jak oficjalne wypowiedzi, ale tak nie jest. Jesteśmy grupą ludzi Kościoła, która stara się to robić jak najlepiej.

Potwierdza, że oczekiwania są z dwóch stron, zarówno katolickich feministek, jak i Watykanu. Misja niemożliwa, bo przecież w tym drugim słowo „kobieta” wciąż wywołuje dreszcz u wielu kardynałów. Redakcja „OR” podlega Sekretariatowi ds. Komunikacji, ale i episkopaty potrafią protestować, gdy na łamach pojawi się feministyczna autorka z ich kraju. – Usłyszałam wiele kobiet krytykujących powściągliwy ton tego pisma i twierdzących, że jest tak ostrożne, że aż nieciekawe. Jednocześnie wyrażały zrozumienie, że w sumie są „tam” i stąpają po kruchym lodzie – mówi Galeotti.

Nie sposób więc nie spytać: kto jest domyślnym czytelnikiem? To pismo środka. – Kardynałowie i biskupi dostają „L’Osservatore” z urzędu, wraz z naszym dodatkiem. I niektórzy dzwonią do nas czy piszą, żeby powiedzieć, że numer ich zainteresował, inni, że im się nie podobało. To dobre, najgorzej, gdyby go nie zauważali. Nawet jak biskup mówi, że nie podobał mu się ostatni numer, to znaczy, że miał go w ręku – tłumaczy Giulia Galeotti.

W innych wywiadach wspomina też o listach z podziękowaniami, które dostają od kobiet czujących, że ktoś dostrzega ich pracę w Kościele. Z pewnością ostatnie dwa lata oferują ciekawy przegląd tego, co kobiety w Kościele robiły i robią. Myślę jednak o wartości, jaką jest to, że pismo trafia do rąk biskupów i księży. Oraz że niektóre artykuły są przedrukowywane przez narodowe edycje lub lokalne katolickie periodyki informacyjne. Siła oddziaływania jest niepodobna do niczego innego.

To z pewnością magazyn o kobietach w Kościele, robiony przez kobiety, ale czy feministyczny? – Biblia mówi, że Bóg stworzył człowieka jako mężczyznę i kobietę. Jeśli wierzymy, że ta różnica coś znaczy, to musi ona znaleźć odzwierciedlenie w Kościele – tłumaczy Galeotti i dodaje przykład, że inaczej czytamy Biblię, bo jesteśmy różni. – Dużo mówi się o Maryi. Maryja jest bardzo ważną, feministyczną postacią. Jezus sam jest feministą. Mówił ważne rzeczy o kobietach, ale Kościół o tym zapominał przez kolejne stulecia. Chcemy przypominać to, co mówi Ewangelia.

– Ja sama uważam się za katolicką feministkę, choć może wydać się to sprzecznością i niektórzy sądzą, że tak się nie da. Myślę, że się da. – tłumaczy Galeotti. Dopytuję, czy da się, będąc katolicką feministką, pracować w „L’Osservatore Romano”? – Nawet myślę, że trzeba – stwierdza Giulia. – Bo mamy odpowiedzialność jako katoliczki i jako kobiety. Choć to trudne, nie powiem… Jesteśmy silnymi kobietami, damy radę – śmieje się lekko. – To wszystko jest trudne, ale wspaniałe.

Z ostatniej ławki

Żeby zrozumieć lepiej linię redakcji w sprawach feminizmu, warto przyjrzeć się postaci koordynatorki. Ponoć to ona najlepiej wie, gdzie pismo ma zmierzać. Dla Lucetty Scaraffii to projekt życia. Urodzona w 1948 r., specjalizuje się w historii, studiach nad kobietami w kontekście religijnym. Pisała o Ricie i Francesce Cabrini. Włoska prasa podkreśla, że jest eksfeministką i eksmarksistką, która teraz jest na froncie obrony Kościoła przed polityczną poprawnością. Faktycznie, uważa, że była jedną z pierwszych włoskich feministek, ale potem oddaliła się od liberalnego nurtu. Pod wpływem feminizmu zajęła się Ritą z Cascii i Teresą z Ávili, żeby pisać historię społeczną.

Podkreśla, że święte i zakonnice były wtedy popularnym tematem wśród historyków, ale badane święte teksty zaczęły do niej przemawiać silniej, niż sądziła. Przeżyła nawrócenie, gdy przechodząc koło bazyliki Santa Maria di Trastevere, gdzie mieszkała, spontanicznie dołączyła do tłumu witającego w kościele bizantyjską ikonę Madonny i śpiewającego akatyst. Doświadczyła wtedy silnie obecności, która ją odmieniła. Stała się członkinią Narodowego Komitetu Bioetyki, przeciwniczką małżeństw jedno- płciowych i adopcji dzieci przez pary homoseksualne. Jeszcze w 2010 r. szeroko cytowano jej wypowiedź w kontekście skandali pedofilskich, że większa obecność kobiet w Kościele byłaby w stanie zedrzeć zasłonę męskiego milczenia. Z kolei już w 2012 r. AFP cytowała ją, gdy mówiła, że „nie da się tak dalej. W Kościele jest mizoginia i kobiety są rozgniewane”. To nie przeszkodziło jej w tym samym roku podjąć się szefowania dodatkowi do watykańskiej gazety, choć do dziś w Watykanie feminizm nieopatrzony słowem „nowy” budzi niepokój. Jej feminizm jest zaś temu nowemu chyba bliski, ale jednocześnie ma zadziorny pazur, który w watykańskich warunkach musi lekko wstrząsać. Z jednej strony więc mówi, że jest nie najlepiej, ale nie tak źle, jak się stereotypowo o Kościele sądzi. Podkreśla docenianie przez Kościół macierzyństwa, które świat traktuje podejrzliwie, a czasem jak stratę czasu.

W pracy naukowej zajmuje się historią kobiet Kościoła i ślady tych zainteresowań obecne są na łamach watykańskiego magazynu. W książkach argumentuje wręcz, że w krajach chrześcijańskich nie bez powodu szybciej następuje emancypacja kobiet. Nawet jeśli Kościół podporządkował się maczystowskim kulturom, to jednak ziarna ewangelicznego nauczania tam zakiełkowały.

Jest więc w stosunku do Kościoła trochę apologetyczna, ale swobodnie mówi też, że środowisko kościelne jest kobietom niechętne i akceptuje je w służebnych i podrzędnych rolach, z czym nie można się pogodzić. Podkreśla, że kobiety stanowią większość wśród zakonników i świeckich w Kościele, i czas, by Kościół skorzystał z tych zasobów. I do znudzenia powtarza, że kobiety powinny być słyszane. Powiedziała to też na Synodzie w październiku 2015 r., gdzie była obserwatorką. Tłumaczyła, że bez kobiet Kościół nie może myśleć o przyszłości, bo to kobiety go podtrzymują i nie zgadzają się dalej służyć, nie będąc słuchanymi. Swoje wrażenia z Synodu opisała w świeżo wydanej książce o znamiennym tytule „Dall’ultimo banco. La Chiesa, le donne, il sinodo” („Z ostatniej ławki. Kościół, kobiety, synod”). Sama jej okładka, z kobietą przeciskającą się przez mur biskupów, wiele mówi.

Geniusz kobiety

Dla katolickiej feministki, niezależnie od natężenia feministycznych postulatów, to, co robi Lucetta Scaraffia i jej zespół, to praca marzenie. Wiadomo, że pismo musi mieć linię, którą uniesie oficjalny watykański dziennik. Jednocześnie samo to, z jaką swobodą Scaraffia się wypowiada, sprawia, że ten głos obecny jest w samym sercu Kościoła i płynie wprost do uszu decydentów. Ciekawe też, jak bardzo podkreślane jest istnienie czasopisma, ile uwagi już skupiło na sobie. Od czasu do czasu, wypuszczając tematy bardziej kontrowersyjne – jak w marcu o kazaniach głoszonych przez kobiety – nie może nie zostać zauważone.

„Nowy magazyn ma dać uwagę głosom kobiet – dodawał kard. Parolin podczas konferencji prasowej w maju. – Jeśli nie posłuchamy uważnie głosu kobiet w decydujących momentach życia Kościoła, stracimy kluczowy wkład geniuszu kobiet w Kościół”.

Za każdym razem, gdy dostojnik kościelny używa frazy „geniusz kobiety”, cierpnie mi skóra. To bowiem słowo wytrych, wygodny przy różnych okazjach konglomerat macierzyńsko-opiekuńczych cech. Niekoniecznie w ich imię chciałybyśmy mieć wkład w Kościół. Chcemy mieć go po prostu dlatego, że jesteśmy Kościołem. I nie tylko w kluczowych momentach, ale i na co dzień. Już w tym zdaniu watykańskiego sekretarza stanu widać, jak kościelni dostojnicy poruszają się w sprawach kobiet. Może kobiecy magazyn w watykańskim piśmie jest właśnie po to, by się z tym tematem oswoili?

Czy zatem Watykan zdecydował się wydawać coś na kształt „Wysokich Obcasów”? Sytuacja jest o tyle podobna, że do opiniotwórczej gazety coraz wyraźniej wprowadza się treści dotyczące kobiet. Pozycja watykańskiego czasopisma tworzy interesującą międzynarodową perspektywę, która mogłaby być jeszcze lepiej wykorzystana przez to pismo. Trzeba się spodziewać, że na dłuższą metę redaktorki będą zawsze ostrożne, a pismo w dalszym ciągu będzie wysuwało na pierwszy plan to, co pozytywne. Nawet jeśli nie odczaruje za murami Watykanu słowa „feminizm”, to może oswoi z kobietami, z tym, co robią i co mają do powiedzenia. Wszyscy na tym zyskamy. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2016