Wartość spojrzenia

Wolfgang Tillmans należy do najciekawszych i najbardziej znanych fotografów na świecie. Warszawska wystawa - pierwsza monograficzna prezentacja w Polsce - pokazuje, jak trudno go zamknąć w jednej szufladzie.

06.12.2011

Czyta się kilka minut

Na ścianach Zachęty zawieszono wielkoformatowe zdjęcia i niewielkie fotografie o rozmiarach pocztówki, prace wykonane w tradycyjnej technice i cyfrowo, a nawet zdjęcia skserowane. Jedne są oprawione w solidne ramy, inne zostały przyszpilone do ścian. W dwóch salach są wyświetlane filmy, znalazła się tu też instalacja "Truth study center tables". Nie mniej zróżnicowana jest tematyka. Nieopodal siebie można zobaczyć zdjęcie chłopaka śpiącego w przedziale pociągu, zbliżenie na kwiat łubinu, portret Morrisseya, widok berlińskiego targowiska i abstrakcyjne fotografie z serii "Freischwimmer". Są prace sprzed lat, dobrze znane, jak zdjęcie dwóch całujących się chłopaków, i nowe, w tym powstałe w tym roku w Warszawie, w których Tillmans potrafił pokazać inny obraz miasta, nawet najbardziej zbanalizowanych miejsc, jak Pomnik Nieznanego Żołnierza.

Różnorodność, niehierarchiczny porządek prac może budzić irytację, zaskakiwać, konfundować. Zmuszać do pytania: kim jest Tillmans? Fotografem codzienności, uważnie przypatrującym się jej w najbardziej przyziemnych szczegółach, uważającym, że nawet skarpetki czy slipy zasługują na uwiecznienie? Reporterem rejestrującym życie przyjaciół? Fotografem artystów, gwiazd i celebrytów, a nawet polityków, autorem m.in. portretu Tony’ego Blaira i wideoklipu dla Pet Shop Boys? Twórcą wysmakowanych zdjęć abstrakcyjnych, które są wynikiem poddania papieru fotograficznego działaniu światła?

Chodząc po salach Zachęty, musimy na własną rękę stworzyć sobie obraz artysty. Jego "Anders wyciągający drzazgę ze stopy" (2004) przypomina układem ciała słynną antyczną figurę Spinaria. Robiąc zdjęcie przyjaciela, Tillmans gra z przeszłością sztuki, ale równocześnie większość jego prac jest odległa od klasycznych wyobrażeń. Wykonał liczne zdjęcia bliskie tradycyjnemu reportażowi ("utrwalić ułamek sekundy z rzeczywistości" - mawiał Henri Cartier-Bresson), ale potrafi też robić bardzo wystudiowane portrety. Przy czym wypracował własny, trudny do pomylenia język: niby przypadkowy, neutralny, może trochę zimny zapis otaczającej go rzeczywistości.

W jego twórczości sprawy nieistotne mieszają się z tymi najważniejszymi. W pasji fotografowania wydaje się "wszystkożerny": obiektem do sfotografowania może być dlań nieomal wszystko, nawet inne zdjęcie czy wycinek prasowy. Przed laty wydał album "Soldiers", w całości złożony z wyimków z gazet, zaś w Zachęcie można zobaczyć fotografię okładki "Der Spiegel", ze słynnym przedstawieniem Willy’ego Brandta klęczącego przed warszawskim pomnikiem Bohaterów Getta. Oryginalność ujęcia przestaje być dziś ważna - zdaje się przekonywać artysta. Istotniejsze staje się wyłapanie z fotograficznej masy tego, co nas dotyczy.

Wolfgang Tillmans wciąż eksperymentuje ze sposobami prezentacji swoich prac. Nie chodzi wyłącznie o zastanawianie się nad specyfiką medium. Interesuje go, jak sam podkreśla, nie tyle fotografia, co sposób, w jaki powstały przy pomocy aparatu obraz nabiera znaczenia, przestaje być jednym z niezliczonych zdjęć, jakie powstają w dobie umasowienia fotograficznej produkcji. Jednocześnie Tillmans proponuje niespieszne przyglądanie się otaczającemu światu. Namawia do zwrócenia uwagi na rzeczy pomijane, nawet jeżeli wydają się tylko błahostkami. Dobrym przykładem są jego filmy. W "Groszku’" (2003) widzimy proces gotowania tytułowego warzywa. Zielone kulki unoszą się na powierzchni wody. Wraz ze wzrostem temperatury zmienia się ich kolor. Woda coraz głośniej bulgocze. Nie dzieje się nic więcej. W innym - "Bicie serca" (2003) - cały ekran zajmuje wycinek nagiego boku chłopaka. Leży spokojnie, można jedynie wyczuć uderzenia serca. Nie ma tu pośpiechu. Znajdujemy się wewnątrz bardzo indywidualnego, osobistego świata.

Zdjęcia Tillmansa to często właśnie zapis małych, codziennych fascynacji. Jednak na wystawie w Zachęcie jest też fotografia młodych chłopaków na imprezie: są rozbawieni i pogodni, tyle że w rękach trzymają napis "MIŁO TUTAJ, ale czy byłeś kiedyś w KIRGISTANIE?" (2006). Na innej ktoś stoi przed ścianą z betonowych płyt, a tytuł dopowiada "Mur w Gazie" (2009). Obie te prace nie są neutralne politycznie. Wręcz przeciwnie - odwołują się do istotnych konfliktów. Na wystawie znalazła się także instalacja, której już sam tytuł - "Centrum Studiów Prawdy" - jest bardziej niż znaczący. Na pracę składają się fotografie wycinków prasowych, fotokopie, wydruki z internetu, ulotki... Wszystko to zostało wystawione na drewnianych stołach przykrytych szkłem. W masie rozmaitych materiałów można odnaleźć okładkę "Mother&Baby" i informację o niedawnym marszu 11 listopada, sfotografowany rysunek Strzemińskiego czy zdjęcie Anny Grodzkiej. Kolejna polityczna deklaracja? Raczej pytanie o granice interpretacyjnych możliwości ludzi w globalnym społeczeństwie informacyjnym. Dokonane przez Tillmansa zestawienia dziwią, ale przecież codziennie jesteśmy atakowani rozmaitymi wiadomościami: o znanym polityku, nieuleczalnie chorym dziecku, skandalu korupcyjnym czy trzęsieniu ziemi. Co robimy z dostarczaną nam informacją? Czy w jakikolwiek sposób ją przyswajamy, weryfikujemy?

Tillmans okazuje się przewrotnym archiwistą. Zbiera wizualny materiał, a następnie poprzez określony układ nadaje fotografiom nowe sensy. Na wystawie mamy do czynienia z propozycją artysty, ale to my sami możemy na nowo składać i rozsypywać zbiór. Artysta zachęca, abyśmy zaufali swoim oczom. "Niepotrzebne są żadne hierarchie, by zdecydować, co jest akceptowalne, co dopuszczalne, a co piękne - przekonuje. - Możliwość percepcji świata własnymi oczami jest dostępna każdemu. Jeśli nauczysz się tego raz, łatwiej oprzesz się manipulacji i pozostaniesz otwarty na nowe pomysły. Zawsze mamy wolny wybór zobaczenia w świecie tego, co chcemy zobaczyć".

Wolfgang Tillmans, "Zachęta Ermutigung", kurator: Isabelle Malz, Narodowa Galeria Sztuki Zachęta, Warszawa. Wystawa czynna do 29 stycznia 2012 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2011