Wakacje z Franciszkiem

Boliwijczycy z Andów, Hiszpanie z Drogi Neokatechumenalnej i polski ateista. Na Światowe Dni Młodzieży zjeżdżają młodzi z 187 państw.

18.07.2016

Czyta się kilka minut

Ks. Tomasz Denicki (drugi od lewej) z grupą młodych katolików, Boliwia, 2015 r. / Fot. Archiwum ks. Tomasza Denickiego
Ks. Tomasz Denicki (drugi od lewej) z grupą młodych katolików, Boliwia, 2015 r. / Fot. Archiwum ks. Tomasza Denickiego

Do parafii w boliwijskiej miejscowości Aiquile należy ponad sto wiosek rozrzuconych po andyjskich zboczach. Najniżej są położone na 1800 m, najwyżej – na 3500 m n.p.m.

– Do niektórych udaje mi się dotrzeć tylko raz w roku, bo to kilka godzin jazdy samochodem, a potem pół dnia wspinaczki po wąskich górskich ścieżkach – opowiada „Tygodnikowi” ks. Tomasz Denicki, proboszcz w Aiquile, od czterech lat na misji w Boliwii. Czasem msze odprawia pod drzewem, w podkoszulku i tkanej, kolorowej stule. – W Boliwii brakuje powołań kapłańskich i zakonnych, dlatego przyjeżdżają misjonarze z całego świata. Miejscowi ludzie, zwłaszcza w Andach, są jeszcze mocno osadzeni w pierwotnych wierzeniach. Mieszają zabobony, a nawet kult diabła z wiarą katolicką.

11 088 kilometrów – taki dystans dzieli Boliwię od Polski. Czternastu pielgrzymów z miejscowości Bulo Bulo i Aiquile będzie mogło go pokonać dzięki akcji „Poświęć kilometr”. Rok temu z inicjatywy Diecezjalnego Centrum ŚDM w Siedlcach, skąd pochodzi ks. Denicki, zorganizowano zbiórkę – kilometr za złotówkę, do nabycia po mszy świętej. Wolontariusze w 245 parafiach zebrali 400 tys. zł na podróż młodych z Boliwii i Czadu.

– Bez tej pomocy nikt z nas by nie przyjechał, mieszkamy w bardzo biednej części Boliwii – przyznaje ks. Denicki. Połowa jego grupy to studenci, jest też nauczycielka, pracownik radia, muzyk z grupy mariachi i elektryk – Sixto Sánchez.

– Mam nadzieję, że to spotkanie z katolicką wspólnotą i papieżem odnowi naszą wiarę – mówi 25-latek, od trzech lat również katecheta, przygotowuje dzieci do Pierwszej Komunii Świętej. To będzie jego pierwsza podróż na inny kontynent, wcześniej był na ŚDM w Brazylii. – Jestem nastawiony na to, by wymieniać się doświadczeniami z Polakami.

Od pół roku boliwijscy pielgrzymi przygotowują się do podróży. Co tydzień po modlitwie i rozważaniach ks. Denicki opowiada im o polskich świętych, historii, a nawet uczy ich języka. – Polski Kościół jest wspaniały, co nie znaczy, że wolny od błędów. Bardzo za nim tęsknię. ŚDM to niezwykłe doświadczenie Kościoła powszechnego, gdzie tysiące ludzi różnymi językami rozmawia o tym samym Bogu – mówi.

Z dalekiego kraju

Pierwszy pielgrzym, który zarejestrował się na stronie ŚDM, też urodził się w Ameryce Południowej. Argentyńczyk, papież Franciszek, zapisał się używając tabletu przy pomocy młodych asystentów. Według organizatorów na ŚDM przyjadą młodzi z 187 krajów. Najwięcej ma być Włochów, Francuzów, Hiszpanów, Amerykanów i Niemców. Ilu dokładnie? Na początku spodziewano się ich 2,5 mln, potem oczekiwania zmalały do 1,8 mln, a do końca czerwca zarejestrowało się ich ponad pół miliona. Wielu, jak zwykle, przyjedzie w ostatniej chwili, choć mała jest szansa, by na czuwaniu w Brzegach była tak oszałamiająca frekwencja jak na brazylijskiej Copacabanie – na najsłynniejszą plażę Rio przyszły 3 mln osób.

– Cieszę się, że mam tak blisko – mówi „Tygodnikowi” 24-letnia Miriam Gotz, od trzech tygodni Heinevetter (ale jeszcze się nie przyzwyczaiła do nowego nazwiska). Dla ergoterapeutki z Brenburga tygodniowy wyjazd z mężem i rodzeństwem to będą jedyne wakacje. – Jestem przekonana, że papież Franciszek ma dla nas, młodzieży, wyjątkową wiadomość. Podobają mi się jego przekonania, szczególnie to, że odżegnuje się od osądzania innych.

Do tańca i do różańca

– Podziwiam Franciszka za jego miłość do ludzi, zapał do pracy z biednymi i potrzebującymi, i za to, że nawet homoseksualistom okazuje respekt – mówi Oliver Bajon, 23-letni nauczyciel w Polskiej Szkole Sobotniej w australijskim Brisbane, instruktor zumby. Mówi o sobie, że jest „do tańca i do różańca”. Od małego wie, że jest częścią Kościoła – podobno jako dziecko raczkował do księdza i uczepiony jego spodni asystował w odprawianiu mszy. Od piątego roku życia jest ministrantem, od trzech lat – kantorem. – Bóg dał mi całkiem niezły baryton – mówi nie bez dumy.

– Rodzice przyjechali do Australii dzięki książce „Tomek wśród łowców kangurów” Alfreda Szklarskiego – opowiada. – Ojciec muzyk akurat ją czytał, gdy u mojego starszego brata, urodzonego w roku Czarnobyla, wykryto problemy z tarczycą. Rodzice zdecydowali się na leczenie za granicą. Książka przyjechała z nami.

Chociaż urodził się w Australii, Oliver czuje się Polakiem, a właściwie – łodzianinem. Je wędliny od polskiego rzeźnika, tańczy w zespole ludowym Obertas, a na imprezy chodzi do Klubu Polskiego.
Podczas ŚDM w Sydney w 2008 r. pracował jako tłumacz-wolontariusz dla pielgrzymów z archidiecezji poznańskiej, w Krakowie będzie tłumaczył dla Australijczyków z archidiecezji brisbeńskiej. – Z kilkoma osobami, z którymi poznałem się w Sydney, do dziś utrzymujemy kontakt. Mam nadzieję, że w Krakowie też uda się nam tak zżyć.

To będzie jego piąty raz w Polsce. Przyjedzie z mamą, z którą planuje dwa miesiące powłóczyć się po kraju, zajrzeć do Krynicy i w Bieszczady. – No i napić się piwa „Łódzkie” na Piotrkowskiej – dodaje.
Prowadzi spotkania przygotowawcze do ŚDM, ukończył kurs „Alpha” (cykl spotkań wokół chrześcijaństwa, odbywają się na całym świecie). Ma za sobą pobyty u jezuitów w Melbourne, chrystusowców w Mórkowie koło Poznania i właśnie wrócił z rekolekcji u dominikanów.

– Podczas Światowych Dni Młodzieży w modlitwie zjednoczę się z młodzieżą z całego świata, ale nie liczę na to, że spotkam kobietę mojego życia. Właśnie postanowiłem wstąpić do seminarium duchownego. Zobaczyłem, że dominikanie są otwartą wspólnotą, potrafią mówić o problemach i ufać Panu Bogu. Ja też chcę taki być.

„Wrócę odmieniona”

– Wielu znajomych ze wspólnoty na ŚDM doświadczyło zmiany. Jedni znaleźli drugą połówkę, inni powołanie – mówi Belen Miralles, 18-latka z Alicante, która przyjedzie do Krakowa autobusem razem z grupą ze swojej parafii. Po drodze zwiedzą m.in. Pragę, Wiedeń i Wenecję.

W 2011 r. na ŚDM w Madrycie zbierała się niechętnie – bo wiele godzin w upale, ścisk, spanie na podłodze. Ale kiedy już przyjechała, wszystko przestało być ważne. – Nie jestem w najlepszym momencie mojego duchowego rozwoju. Czuję sprzeczność między tym, co dobrego wiara mi dała, a tym, co mówi społeczeństwo. Wiem, że muszę przetrwać ten etap, a relacja z Bogiem się wzmocni. Nie mogę się doczekać Światowych Dni Młodzieży. Wiem, że wrócę stamtąd odnowiona!

Belen należy do Drogi Neokatechumenalnej, raz w tygodniu spotyka się na słuchanie Słowa Bożego, raz w miesiącu na tzw. „wspólnotę”. Na wyjazd, który kosztuje ją 1090 euro, oszczędza od miesięcy. Wystąpiła w musicalu „God-spell” (wstęp 5 euro), organizowała popołudnia kinowe (za 3 euro), zbiórki. Inni młodzi sprzedawali Biblię, magnesy i krzyżyki w parafii i okolicy.

– Światowe Dni Młodzieży to spotkanie z Bogiem, na którym jest obecny w szczególny sposób – mówi „Tygodnikowi” Belen. – Nie podejmowalibyśmy tego wysiłku oszczędności i długiej drogi, by zobaczyć biały punkcik mówiący przez mikrofon. Jedziemy wysłuchać Boga. Jesteśmy pewni, że do nas przemówi.

Misjonarz sceptycyzmu

– Podczas Światowych Dni Młodzieży mam szansę spotkać się z większą liczbą młodych chrześcijan i pomóc im przyjrzeć się powodom, dla których wierzą – mówi Konrad Jean (tak figuruje na profilu na Couchsurfingu), który w rzeczywistości okazuje się być Konradem Chrzanem, 31-letnim menedżerem projektów. Konrad wychowywał się między Tarnowem a Krakowem, ale przez ostatnie 10 lat mieszkał w Wielkiej Brytanii, Portugalii i we Francji (stąd zmiana pisowni nazwiska). I wszędzie tam szukał Boga.

– Czy są dobre powody, by uważać to, w co do tej pory wierzyłem, za prawdę? – zastanawia się jako 20-latek.

Naturalnie zaczyna od katolicyzmu. Jego rodzina wychowała go w tej wierze, od kilku lat jest lektorem w parafii Karoliny Kózki w Tarnowie. Uważnie czyta Pismo Święte, dyskutuje z księżmi. I zauważa, że wszystkie argumenty na istnienie Boga zawierają błąd.

– Np. zakład Pascala, który mówi, że jeżeli Bóg istnieje i praktykujemy, to po śmierci zyskujemy, a jeśli nie istnieje, a praktykujemy, to nic nie tracimy. Rozumowanie to zawiera dwa błędy: pierwszy, że bierze pod uwagę tylko Boga Jahwe. Co jeśli istnieje Zeus albo Odyn? Po śmierci może być nieciekawie, większość bogów jest zazdrosna – śmieje się. – Po drugie, owszem – tracimy: czas na praktyki religijne, który mogliśmy przeznaczyć na inne cele. Po trzecie, ten zakład wychodzi z założenia, że Boga da się oszukać – tak naprawdę nie wierzę, ale będę się zabezpieczał.

W Wielkiej Brytanii jest uczestnikiem kursu „Alpha”, a potem poszerza krąg poszukiwań na inne religie. Spotyka się z mułłami, rabinami, pastorami, przedstawicielami Hare Kryszna. Kiedy mieszka w Montpellier, dostaje zakaz wchodzenia do świątyni mormonów, bo w efekcie jego pytań i rozmów, dwóch z nich rezygnuje z wiary.

Na przestrzeni lat Konrad z chrześcijanina staje się ateistą. Półtora roku temu dokonuje apostazji. O swoich poszukiwaniach pisze i rozmawia na portalu Filmweb, na profilu „Impactor” znajdują się m.in. działy: „Podstawy logiki i poprawnego dochodzenia do wniosków”, „Dobro i moralność”.

– Co więc robisz na Światowych Dniach Młodzieży? Dywersja? Świecki misjonarz?

– Bardziej misjonarz sceptycyzmu. Nie jestem antyklerykałem, skupiam się na wierzeniach. Uważam, że sceptycyzm to narzędzie, które każdy powinien mieć w swoim codziennym przyborniku. Wierzenia trzeba poddawać kategoriom rozumu, aby móc odróżnić je od fałszu. W Polsce jestem otoczony przez osoby, które np. wierzą, że związki gejowskie są złe, i wybierają polityków, którzy będą wstrzymywać ich legalizację. Religia w dramatyczny sposób wpływa na decyzje życiowe, a nie bazuje na niczym poza wiarą. Mam satysfakcję, gdy ludzie dziękują mi za swoje przebudzenie.

– A co, jeśli jakiś teista podczas ŚDM przekona cię, że Bóg istnieje?

– Jeśli usłyszę argument, który „zadziała” za Jego istnieniem, uwierzę.

Kwiecień 2016, wejście do centrum handlowego Larcomar w Limie. Dwie dwudziestolatki sprzedają ręcznie pakowane czekoladki. Zbierają na wyjazd na ŚDM w Krakowie.

– Chcemy zobaczyć papieża na żywo – mówią.

Nie wiadomo, czy im się uda. Ochroniarze wciąż wyrzucają je sprzed wejścia. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Niezależna reporterka, zakochana w Ameryce Łacińskiej i lesie. Publikuje na łamach m.in. Tygodnika Powszechnego, Przekroju i Wysokich Obcasów. Autorka książki o alternatywnych szkołach w Polsce "Szkoły, do których chce się chodzić" (2021). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2016