W obronie rekonstrukcji

Fala krytyki przetoczyła się przez niektóre media – na czele z „Gazetą Wyborczą” – po tym, jak w Radymnie koło Przemyśla zorganizowano historyczną rekonstrukcję ataku UPA na polską wieś podczas rzezi wołyńskiej.

22.07.2013

Czyta się kilka minut

Oburzony Adam Leszczyński odsyłał rekonstruktorów z Radymna „pod Grunwald”; Klaus Bachmann jednym pociągnięciem lekkiego pióra umiejscowił rzecz w kategorii „widowisko”. Zbyt lekko, zbyt prosto, panowie...

Zamiast potępiać organizatorów i widzów z Radymna, warto najpierw zastanowić się nad ich motywami. Bo gdy mowa o rekonstrukcjach, kwestia motywacji jest kluczowa – obok kwestii granic i sposobu przedstawienia tematu. Inną motywację ma 19-latek, który z grupą rówieśników odtwarza wojów z Rusi Kijowskiej i w tych dniach jedzie na Wolin, gdzie tysiące podobnych pasjonatów z całej Europy zjawią się na Festiwalu Słowian i Wikingów. Trochę inną 50-letni radca prawny – kolejny mój znajomy – który we wrześniu weźmie urlop, by wcielić się w szeregowca Wojska Polskiego podczas rekonstrukcji bitwy pod Tomaszowem Lubelskim, dramatycznej batalii finału kampanii wrześniowej 1939.

Ale w obu tych przypadkach – i również w Radymnie – istotną rolę odgrywa coś, co można nazwać „historią przeżywaną”. Żyjemy w czasach, gdy obraz historii w masowej wyobraźni kształtują – inaczej niż 50 lat temu – w mniejszym stopniu podręczniki i książki (naukowe bądź beletrystyczne), a przede wszystkim obrazy filmowe, oddające też emocje (nieprzypadkowo popularne dziś książki historyczne to takie, które oferują także human story). Mamy tu do czynienia z – nazwijmy to – pragnieniem „zobaczenia”, „dotknięcia”, choćby w postaci namiastki, doświadczenia naszych przodków. Tak można interpretować zjawisko społeczne, jakim są dziś w Europie i Ameryce rekonstrukcje. Niekiedy sprowadzają się do widowiska. Ale niekiedy stają się rodzajem performance’u, na granicy teatru, sztuki.

Że to namiastka? Ale także filmy historyczne mogą być tylko namiastką. A rekonstrukcja też jest swego rodzaju rozwinięciem obrazu filmowego, gdzie widz może stać się uczestnikiem. Aby pozostać konsekwentnymi, krytycy formuły rekonstrukcji powinni krytykować też formułę filmu historycznego. Bo czymże jest film – obojętne, czy to „Szeregowiec Ryan”, czy „Pokłosie” ? To również sposób doświadczenia historii przez widza, łączący (lepiej lub gorzej) edukację z emocjami i (także) z widowiskiem. Czasem mający „oddać hołd” („Katyń”), a czasem – bynajmniej („Bękarty wojny”). I zarówno w przypadku filmu, jak też w przypadku rekonstrukcji ważne jest pytanie o granice: co można pokazać i jak. Czy w Radymnie je przekroczono? Sądząc z relacji, temat oddano wstrzemięźliwie; mieliśmy tu do czynienia raczej ze spektaklem teatralno-artystycznym (muzyka Krzesimira Dębskiego itd.). Ci, którzy krytykują samo podjęcie tego tematu, powinni więc może wytłumaczyć, dlaczego swego czasu nie krytykowali artysty (rekonstruktora?), który „odtworzył” spalenie stodoły w Jedwabnem.

Z relacji prasowych wynika, że wśród widzów w Radymnie byli ci, którzy doświadczyli rzezi wołyńskiej: uszli z niej z życiem. Zanim ktoś potępi także ich, warto by zadać pytanie: dlaczego przez 24 lata nie powstał ani jeden film fabularny o Wołyniu? Dlaczego polska kinematografia, czerpiąca z funduszy publicznych, nie stworzyła takiej opowieści? Telewizja Polska, Polski Instytut Sztuki Filmowej i Ministerstwo Kultury mogą sporo się nauczyć od Niemców: dzięki środkom publicznym powstało tam imponujące kino historyczne. Zresztą rzecz dotyczy nie tylko Wołynia: listę historycznych „białych plam” omijanych przez polskie kino można ciągnąć.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2013