Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zawetowanie przez prezydenta dwóch ustaw zagrażających niezależności sądownictwa nie zakończyło walki o polityczną kontrolę nad Sądem Najwyższym. Prezes Trybunału Konstytucyjnego, Julia Przyłębska, zaapelowała do SN o zawieszenie postępowania toczącego się w sprawie ministra Mariusza Kamińskiego, a Sąd do tego wniosku się przychylił.
Powodem miał być wniosek o rozstrzygnięcie sporu kompetencyjnego między prezydentem a SN, który do TK wniósł Marszałek Sejmu. Spór dotyczy przedwczesnego ułaskawienia Kamińskiego przez Prezydenta. Sprawa ta ma dwa wymiary. Zgodnie z literą prawa, kiedy dwie instytucje państwowe twierdzą, że mają prawo wykonywać jakąś kompetencję, Trybunał może taki spór rozstrzygnąć, a do czasu rozstrzygnięcia instytucje te nie powinny podejmować żadnych kroków w sprawie. Najbardziej znanym z przeszłości przykładem był konflikt pomiędzy rządem Donalda Tuska a prezydentem Lechem Kaczyńskim: obaj rościli sobie prawo do reprezentowania Polski na poziomie Unii Europejskiej. Tamten spór Trybunał rozstrzygnął salomonowo - nakazał
obu instytucjom współpracować.
Drugi wymiar omawianej sprawy to wymiar ducha prawa, a ściślej - jego naruszenia przez polityczną manipulację, której wraz z Marszałkiem Sejmu dopuściła się prezes Trybunału. Spór kompetencyjny między Sądem Najwyższym a prezydentem został wymyślony przez PiS wyłącznie po to, aby umożliwić politycznie podporządkowanemu Trybunałowi ingerencję w sprawę Kamińskiego. Sporu nie ma, ponieważ sąd nie chce wykonywać kompetencji prezydenta w zakresie ułaskawiania (tak jak prezydent Kaczyński chciał wykonywać kompetencje rządu w zakresie polityki wobec UE). Sąd jedynie ocenia wpływ prawa łaski na konkretne postępowanie dotyczące konkretnej osoby. A kontrola zakresu prawa łaski jest konieczna, ponieważ w przeciwnym razie prezydent mógłby ułaskawić pro futuro np. wszystkich członków danej partii politycznej, co byłoby oczywistym absurdem.
Sąd powinien był oprzeć się instrumentalizowaniu prawa przez Marszałka Sejmu i prezes TK. Zarzut sporu kompetencyjnego jest bezzasadny, a działanie Marszałka i Julii Przyłębskiej jest nakierowane nie na ochronę interesu publicznego, ale na ochronę partykularnego interesu jednej osoby - ministra Kamińskiego. Działanie takie, jako nadużycie, nie zasługiwało na ochronę prawną.
Autor jest prawnikiem, profesorem Uniwersytetu Warszawskiego