W niewoli zła

Po lekturze "Panów z dzielnicy" wydawać się mogło, że Gonçalo M. Tavares jest jedynie erudytą rozmiłowanym w absurdalnym humorze. "Jeruzalem" rozwiewa wątpliwości: to pisarz okrutny, precyzyjny i bardzo inteligentny. Jego powieść zarazem odurza i odstręcza. Świetnie napisana, bezsprzecznie piękna książka pulsuje wewnętrznym niepokojem. Opowiadając o przemocy, Bogu i bólu Tavares zabiera nas w podróż po mrocznych zakamarkach ludzkiej natury. Czytając "Jeruzalem" ani na chwilę nie traci się poczucia, że opisane w powieści małe dramaty składają się w wielką, choć niepozorną opowieść o istocie zła.

30.06.2010

Czyta się kilka minut

Kiedy przed pięciu laty José Saramago wręczał Tavaresowi nagrodę swojego imienia, żartował, że w wieku 35 lat nie ma się prawa pisać tak dobrze. Podążając tym tokiem myślenia, stwierdzić trzeba, że w tak młodym wieku niepodobna patrzeć na świat jak na kłębowisko zła, gdzie wiją się w bólach poranione dusze. A tak właśnie wygląda rzeczywistość opisana przez Tavaresa. Autor "Jeruzalem" patrzy na międzyludzkie relacje jak na odwieczny pojedynek, w którym każda ze stron stara się dominować i rani tych, których kocha.

Poznają się w niezbyt romantycznych okolicznościach. Theodor jest młodym psychiatrą, Mylia - jego pacjentką, osiemnastolatką przyprowadzoną do szpitala przez rodziców zaniepokojonych tym, że dziewczyna dostrzega dusze. Wkrótce zostaną małżeństwem, a nieszczęśliwy, krótki związek zakończy się tam, gdzie się zaczął - Mylia trafi do szpitala psychiatrycznego, jej mąż wystąpi o rozwód, nie przeczuwając nawet, że ich drogi przetną się pewnego dramatycznego dnia.

Tavares nie wierzy w powodzenie międzyludzkich związków, zawsze bowiem zbudowane są na relacji ofiary i oprawcy. Theodorem, Mylią, a także pozostałymi bohaterami kieruje egoizm, nazywany inaczej "właściwą ekonomią impulsów". W powieściowym uniwersum każdy jest monadą niezdolną do zbudowania więzi. Postacie nie spotykają się, lecz na siebie wpadają, prowadzone ręką złośliwego demiurga zmieniają swoje życiowe ścieżki, boleśnie naznaczając towarzyszy ziemskiej niedoli.

Bohaterowie "Jeruzalem" walczą w ciągłym zwarciu, niczym zapaśnicy starają się powalić przeciwnika i zdominować go. Autor znakomicie opisuje ich potyczki, w niepozornych scenach udaje mu się uchwycić dramatyzm i okrucieństwo psychologicznych zmagań. Pojedynki toczone przez Theodora i Mylię nie kończą się nigdy, bo w ich świadomości tkwi zawsze żądza rewanżu, ta negatywna energia dająca siłę do życia. "Jeruzalem, jeśli zapomnę o Tobie, niech uschnie moja prawica!" - powtarza za psalmistą Mylia. Zniszczona przez życie i ludzi kobieta nie zapomni więc ani o traumie szpitala psychiatrycznego, ani o krzywdach doznanych od męża.

Nienawistna pamięć o cudzych winach jednoczy. Próżno tu szukać choćby jednej postaci, która nie poddawałaby się dyktatowi resentymentów. Relacja między ofiarą a katem jest bowiem dynamiczna. W walce o dominację nad drugim człowiekiem bohaterowie Tavaresa często zmieniają się miejscami. Osiemnastoletnia schizofreniczka wchodząca do gabinetu lekarza już na początku jest od niego zależna i jemu podległa. Ale intelektualna wyższość psychiatry przestaje mieć znaczenie, gdy Theodor zostaje upokorzony przez piękną dziewczynę, a erotyzm stanie się narzędziem poniżenia. W mrocznym "Jeruzalem" panuje niezwykła równowaga: zło wyrządzone drugiemu człowiekowi powraca z tą samą siłą, a role kata i ofiary każdorazowo pociągają za sobą poczucie wstydu, poniżenia i winy.

Powieść Tavaresa zaludniają wrażliwi okrutnicy. Zarówno krzywdzeni, jak i krzywdziciele pozbawieni są naskórka - dotykając świata odczuwają ciągły ból, a kiedy nie mogą występować z pozycji silniejszego, unikają konfrontacji, zamykając się w kokonie. Tavares hojnie obdziela ich cechami odzwierciedlającymi życiową ułomność. Ernst, jeden z pacjentów zakładu psychiatrycznego, powłóczy nogami, czym wywołuje śmiech szpitalnych towarzyszy. Mały chłopiec, Kaas, staje się obiektem drwin rówieśników ze względu na bełkotliwą mowę. Theodor, naukowiec uzależniony od usług prostytutek, staje się niewolnikiem własnych żądz, a alfons jednej z jego wybranek, groźny Hinnerk, żyje w strachu przed kolejną wojną. Manipulatorzy, domorośli demiurgowie i mściwe kobiety noszą w sobie zło, z chęcią zadają ból, a jednocześnie są nań szczególnie wrażliwi. Poddawani próbie przez los i bliźnich, stają w obliczu własnej słabości.

"Jerozolima" na pozór wydawać się może powieścią dość nonszalancką, w istocie jest to jednak dzieło subtelnie przemyślane i napisane z niezwykłą precyzją. Nie ma w nim miejsca na przypadki, nieistotne dygresje ani poboczne dykteryjki - każda scena okazuje się ważnym elementem narracyjnej układanki. Autor "Panów z dzielnicy" umiejętnie tasuje czasowe płaszczyzny. Poprzez liczne retrospekcje nie tylko kreśli portrety bohaterów, ale też przygotowuje nas na dramatyczną opowieść o tym, jak tragicznie krzyżują się ścieżki wszystkich postaci.

Opowiadając o swoich bohaterach, bywa bezwzględny - stworzone przez niego postaci wciąż otrzymują kuksańce od losu, ich marzenia przeistaczają się w swe przeciwieństwo, a nadzieje okazują się płonne. Lekarz, który szczególnym uznaniem darzy sprawność fizyczną, musi więc wychować kalekiego syna; potężny polityk na łożu śmierci zostaje porzucony przez rodzinę i zauszników; doktor Gomperz, który przez lata prześladował swych pacjentów, okazuje się bezsilnym starcem pozbawionym autorytetu; lubujący się w terrorze alfons ginie przez zamiłowanie do broni palnej. Los jest przewrotny, życie jawi się jako seria krótkotrwałych wzlotów i bolesnych upadków.

Portugalski pisarz nie boi się tematów ostatecznych. Już w "Panach z dzielnicy" żartował z wielkiej filozofii, obśmiewając zarówno małe, jak i wielkie życiowe problemy. Tym razem opowiada o nich ze śmiertelną powagą. Z jego rozważań o Bogu, szaleństwie i genealogii zła wyłaniają się ponure wnioski. W świecie "Jeruzalem" nie ma Boga, jest jedynie jego wizja. Absolut stał się jedynie przedmiotem teoretycznych rozważań. Dla Theodora, bezdusznego psychiatry zafascynowanego aksjologią, wygłaszanie frazesów o Bogu maskować ma jego nikczemność, a teoria o zależności między stanem zdrowia psychicznego a "instynktem poszukiwania Boga" jest owocem niemoralnej fascynacji problem śmierci i zła.

Na okładce polskiego wydania "Jeruzalem" czytamy o "kafkowskim nastroju" książki. Do tej cokolwiek wyświechtanej frazy sięgają także krytycy piszący o powieści Tavaresa. Ale podobieństwo między dziełami Kafki a "Jeruzalem" ogranicza się jedynie do nastrojowej tonacji. Świat Tavaresa kreślony jest węglem. Ten smolisty pejzaż zapełniony pokracznymi ludźmi zbudowany jest z odcieni szarości i czerni. Trochę jak w animacjach Piotra Dumały, z mrocznego obrazu wyłaniają się jedynie pojedyncze świetlne impulsy, strzępy zdarzeń, fragmenty świata jaśniejące na kruczoczarnym tle.

"Jeruzalem" nie jest i nie próbuje być powieścią kafkowską. U Tavaresa znajdziemy za to szereg innych nawiązań. Ten erudyta raz po raz zostawia nam literackie tropy. Opis ekskluzywnego psychiatryka przypomina "Twarze" Tove Ditlevsen, a konstrukcja powieści, w której pojedyncze historie składają się w opowieść o emocjonalnych urazach i niezabliźnionych ranach - "Czarną skrzynkę" Amosa Oza. Ale książką, której wpływ na "Jeruzalem" wydaje się szczególnie istotny, jest "Miasto ślepców" José Saramago. Podobnie jak klasyczna już powieść nestora portugalskiej literatury, "Jeruzalem" łączy symbolizm i metafizykę z lapidarnym opisem świata zdehumanizowanego. Ze swadą i językową precyzją Tavares konstruuje opowieść o ludziach skrzywdzonych, którzy raniąc innych koją własne lęki. Jest pisarzem świadomym siły języka: jego frazy są jak uderzenie obuchem, a pozbawiona emocji, zimna opowieść okazuje się lekturą bolesną.

W czasach, gdy księgarniane półki uginają się od książek lekkich, łatwych i niepotrzebnych, "Jeruzalem" jest lekturą wyjątkową. Potrzebną choćby dlatego, że w sposób rzadko spotykany opowiada o złu. Podczas gdy współczesna sztuka często gloryfikuje zło, traktując je jako coś głębokiego i doniosłego (strategia znana choćby z kina Michaela Hanekego), Tavares widzi zło pełzające, codzienne i brudne. Zamiast wielkiej metafizyki, jest zwyczajna nikczemność. Tym bardziej przerażająca, im bardziej powszechna.

Gonçalo M. Tavares, Jeruzalem Przeł. Michał Lipszyc, Warszawa 2010, Świat Książki.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku 5 (26/2010)