Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wznowiono “Panią Dalloway" (Znak) i “Fale" (Wydawnictwo Literackie), wydano wybór opowiadań Virginii Woolf (“Dama w lustrze", Prószyński i S-ka), w przygotowaniu jest, jak słychać, tłumaczenie aż dwóch jej biografii. Wcześniej ukazały się dwa klasyczne feministyczne eseje autorki “Fal": “Własny pokój" i “Trzy gwinee" (Wydawnictwo Sic!).
Cunningham umieścił akcję wątku pani Woolf - jednego z trzech wątków “Godzin" - w roku 1923, gdy Virginia rozpoczyna pracę nad “Panią Dalloway" i gdy zapada decyzja o przeprowadzce Woolfów z Hogarth House w Richmond z powrotem do Londynu. Tak się składa, że ów rok wyznacza zarazem początek korespondencji, której wybór stanowi tom “Morświn w różowym oknie". Korespondencji, przyjaźni i namiętności żywej zwłaszcza w latach 20., ale trwającej aż do samobójstwa Virginii w roku 1941; ostatni list do Vity napisała na niecały tydzień przed śmiercią w nurtach rzeki.
***
Poznały się w grudniu 1922 roku. Virginia, córka sir Leslie Stephena, znanego historyka literatury i eseisty doby wiktoriańskiej, przekroczyła już wtedy czterdziestkę. Była autorką trzech powieści (“The Voyage Out", “Night and Day", “Jacob’s Room" - żadna nie została jeszcze przełożona na polski), a od kilku lat wraz z mężem, Leonardem Woolfem, prowadzili wydawnictwo Hogarth Press. Środowisko intelektualne, w którym się obracali, przeszło do historii jako Grupa Bloomsbury - od nazwy londyńskiej dzielnicy, w której na początku 1924 zamieszkali także i Woolfowie. W tym kręgu znajdowali się m. in.: autor biografii historycznych i eseista Lytton Strachey, powieściopisarz Edward Morgan Forster, malarze Roger Fry i Duncan Grant, a także siostra Virginii, malarka Vanessa Bell i jej mąż, krytyk sztuki Clive Bell.
Młodsza o dziesięć lat Vita pochodziła z arystokratycznego rodu z hrabstwa Kent; wśród jej przodków znajdował się elżbietański poeta i dramaturg Thomas Sackville. Siedzibie Sackville’ów, zamkowi Knole, i tradycjom rodzinnym poświęciła książkę “Knole and the Sackvilles" (1923), dwa lata wcześniej ogłosiła pierwszy tom wierszy. Dalsza jej kariera pisarska (m. in. opublikowane w Hogarth Press opowiadanie “Seducers in Ecuador", ceniony przez współczesnych poemat “The Land", tłumaczone na polski powieści “Wygasłe namiętności" oraz “Pepita" - osnuta wokół historii babki Vity, hiszpańskiej tancerki) znajduje odbicie w listach Virginii. Od 1913 roku była żoną dyplomaty Harolda Nicolsona i miała z nim dwóch synów. Małżeństwo przeszło właśnie poważny kryzys, wywołany burzliwym romansem Vity z poznaną jeszcze w dzieciństwie Violet Keppel-Trefusis; dodajmy, że i Harold zdradzał skłonności homoseksualne.
Listy Virginii to bardzo osobiste świadectwo związku między dwiema nieprzeciętnymi indywidualnościami. Jego jednostronność - bo listów Vity nie znamy - sprawia, że akcent spoczywa na autoironicznym, a przy tym nieco kokieteryjnym autoportrecie autorki i na mimochodem szkicowanym obrazie jej otoczenia, w którym nieustannie przewijają się postacie wybitne, a przy tym panuje znaczna swoboda obyczajowa. Wyznania uczuciowe o wysokiej nieraz temperaturze przełamywane są w tych listach humorem i skrzeczącą prozą codzienności, od psich pasożytów po różyczkę czy też pokrzywkę, która szerzy się wśród pracowników wydawnictwa. Ponieważ zaś Virginia Woolf zdecydowanie przerasta rangą pisarską swą przyjaciółkę, szczególnie interesujące są fragmenty odnoszące się do powstających właśnie książek, do psychologii procesu twórczego i obciążeń, jakie tworzeniu towarzyszą.
O pierwszej z tych książek, “Pani Dalloway", nie dowiadujemy się niczego - poza tym, że nie przypadła Vicie do gustu. Wkrótce Virginia przystępuje do pracy nad kolejną powieścią: “Do latarni morskiej". “Jestem znów pochłonięta pisaniem powieści - donosi Vicie w lutym 1926 - i różne rzeczy kotłują mi się w głowie: miliony rzeczy, które mogłabym do niej wprowadzić - bezsensowne rzeczy, które wymyślam spacerując po ulicach albo wpatrując się w ogień na kominku. Potem mocuję się z nimi, od 10 do 13; potem kładę się na sofie i patrzę na słońce przesuwające się za kominami, i myślę jeszcze o innych rzeczach; potem składam stronicę poezji w suterenie i tak robi się pora na herbatę... Wykręciłam się od dwóch przyjęć, jeszcze jakiegoś Francuza, kupowania kapelusza i pójścia na herbatę z Hildą Trevelyan, bo naprawdę trudno mi to pogodzić z życiem moich bohaterów, które mam w głowie. I nie w tym rzecz, że są to ludzie: ale że to, co się stwarza w powieści, to pewien świat. A potem, kiedy się już stworzyło ten świat, nagle wchodzą do niego ludzie - ale nie mam pojęcia po co się to robi, ani też dlaczego miałoby to ulżyć niedoli życia, nie można się tym jednak cieszyć do końca; bo napięcie jest zbyt duże. Och, mieć już to za sobą i być wolną".
W końcu roku następnego pojawiają się ekstatyczne niemal sprawozdania o początkach pracy nad “Orlandem". Zaczyna się od kłopotów z zupełnie innym tekstem (“Phases of Fiction"): “Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa; w końcu głowa opadła mi na ręce: umoczyłam pióro w atramencie i napisałam, jak automat, te oto słowa na czystej kartce papieru: Orlando. Biografia. Ledwie zdążyłam je napisać, a już ciało ogarnęło uniesienie, umysł zaś wypełnił się pomysłami". Kilka dni później relacjonuje: “Piszę w szalonym tempie... Tak bez reszty jestem pochłonięta Orlandem, że o niczym innym nie mogę myśleć".
Nic dziwnego, że daje upust swym emocjom właśnie w listach do Vity: przecież to Vita jest Orlandem, bohaterem/bohaterką tej przedziwnej opowieści toczącej się na przestrzeni czterystu lat, a zamek Knole tłem części akcji. I gdy w marcu 1928 Virginia umieści w kolejnym liście słowa “SKOŃCZYŁAM ORLANDA!!!", skomentuje je tak: “Czyś poczuła coś w rodzaju szarpnięcia, jakby Ci skręcano kark w ubiegłą sobotę za pięć pierwsza? Wtedy właśnie umarł - lub raczej zamilkł, z trzema małymi kropeczkami... Słowo po słowie trzeba będzie teraz przepisać, więc nie widzę możliwości ukończenia go do września - jest porozrzucany po całym mieszkaniu, nieskładny, nieznośny, niemożliwy - a ja mam go po dziurki w nosie. Pytanie teraz czy moje uczucia względem Twojej osoby ulegną zmianie? Żyłam w Tobie przez te wszystkie miesiące - a teraz kiedy wyszłam na światło dzienne, to jaka Ty właściwie jesteś? Istniejesz? Czy ja Cię wymyśliłam?". I jeszcze na końcu tegoż listu: “Mam depresję. Orlando taki lichy. Nie mogę pisać. Mogę kochać ale co z tego kiedy Vita jest daleko"...
***
Autorką wyboru, przekładu i opracowania jest Danuta Piestrzyńska. “Podstawą niniejszego wyboru, bardzo obszernego - pisze w słowie wprowadzającym - jest sześciotomowe wydanie całej korespondencji Virginii Woolf pod redakcją młodszego syna Vity Sackville-West, Nigela Nicolsona, i Joanne Trautmann, z którego została przejęta numeracja listów. Listy zamieszczone są in extenso, z wyjątkiem nielicznych przypadków, w których pominięto dopiski jako nie wnoszące nic istotnego lub niezrozumiałe ze względu na ściśle prywatny charakter. Przypisy z oryginału zostały zaadaptowane do potrzeb czytelnika polskiego. Również z myślą o czytelniku polskim dopełniono je objaśnieniami własnymi". Dodam, że chwilami chciałoby się tych objaśnień przeczytać nieco więcej; brakuje też choćby paru fotografii. (Wydawnictwo Książkowe Twój Styl, Warszawa 2003, s. 324.)
Lektor