Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Rzeczywistość bywa bezlitosna dla Mateusza Morawieckiego. W ubiegłym tygodniu, kiedy premier i podległe mu służby przy niemal każdej okazji podkreślali doskonałą kondycję polskich finansów publicznych, w świat popłynął niepozorny komunikat resortu finansów o realizacji założeń budżetowych. Wynika z niego, że w styczniu 2023 r. dochody fiskusa z podatku VAT wyniosły 25,7 mld zł i były niższe w porównaniu ze styczniem 2022 r. aż o 7 mld zł – czyli o 21,4 proc.
Urzędnicy od razu zaznaczyli, że spadek istnieje tylko na papierze. VAT rozliczany jest z miesięcznym opóźnieniem, styczniowe wyniki w tym roku odzwierciedlają zatem pobór podatku należnego za grudzień 2021 r., kiedy nie obowiązywały przepisy tarczy anty- inflacyjnej, oraz za grudzień 2022 r. – kiedy w mocy były jeszcze obniżki VAT m.in. na paliwa.
Część ekonomistów widzi jednak w tych danych coś groźniejszego od zabaw bazą statystyczną. Ich zdaniem, nawet z uwzględnieniem poprawki na efekt tarczy anty- inflacyjnej, spadek poboru VAT jest zbyt głęboki. Tłumaczą go hamowaniem konsumpcji wywołanym przez inflację – czyli pierwszymi oznakami kryzysu.©℗