Ułomna, ale sprawiedliwość

Choć 18 lat temu nikt się tego nie spodziewał, Trybunał Haski do spraw zbrodni w byłej Jugosławii okazał się - mimo swych wad i błędów - wielkim sukcesem międzynarodowego wymiaru sprawiedliwości.

04.10.2011

Czyta się kilka minut

Wyobraźmy sobie taką scenę. Jest wczesna, słoneczna jesień. Piękna, skalista plaża nad Adriatykiem. Na plaży emeryci z całej Europy. Dwóch wygląda znajomo: to Radovan KaradŽić i Ratko Mladić, zbrodniarze z czasów wojen w byłej Jugosławii... Niemożliwe? Bynajmniej: wyobraźmy sobie, że nie ma Trybunału Haskiego, że ci dwaj, nieosądzeni przecież przez "swoich", żyją bezkarnie i beztrosko...

Dzięki rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ z 25 maja 1993 r. taka scena jest niemożliwa: jeszcze podczas trwania bałkańskich wojen ONZ powołała Międzynarodowy Trybunał Karny dla byłej Jugosławii. Dokładniej rzecz biorąc: opisana wyżej scena jest niemożliwa nie dlatego, że Trybunał powołano, ale ponieważ wykonał swą misję.

Gdy niedawno aresztowano w Serbii niejakiego Gorana Hadžicia - oskarżonego o popełnienie zbrodni wojennych w chorwackim Vukovarze - stała się rzecz niezwykła. Hadžić to ostatni (ostatni!) z listy 161 osób ściganych przez Trybunał. Okazuje się, że temu organowi międzynarodowej sprawiedliwości - zwykle postrzeganej jako niemrawa i niewydolna - udało się ująć wszystkich poszukiwanych. Warto więc podsumować 18-letnią działalności Hagi.

Haski Hilton

Wśród 161 osób ściganych przez Trybunał byli prezydenci i generałowie - odpowiedzialni za zbrodnie popełnione w latach 1991-2000 w Chorwacji, Bośni i Hercegowinie, Serbii, Kosowie i Macedonii. Ponad 60 z nich już osądzono.

Kilka danych "technicznych": siedzibą Trybunału jest Haga (stąd Trybunał Haski). Zatrudnia 1200 osób. Obecnie przewodniczącym sądu jest Patrick Lipton Robinson z Jamajki, a prokuratorem Serge Brammertz, który w 2007 r. zastąpił słynną Carlę del Ponte. Więzienie w Scheveningen, gdzie podczas procesu przebywają oskarżeni, od sądu dzielą trzy kilometry. Standardowa cela nie jest gorsza od tego, co oferuje pensjonat nad Adriatykiem. Ma powierzchnię 15 m? i wyposażona jest w toaletę, prysznic, telewizję satelitarną, radio i komputer (choć bez stałego dostępu do internetu). Więźniowie otrzymują codziennie prasę z krajów byłej Jugosławii, mogą telefonować do rodzin i przyjmować wizyty. Więzienie posiada siłownię, bibliotekę, pomieszczenia do sprawowania obrządków religijnych. Oskarżeni nie są dzieleni wedle klucza etnicznego; bywa, że dawni wrogowie wspólnie grają w szachy.

Scheveningen nazywane bywa "haskim Hiltonem". Krytycy argumentują, że zbrodniarze żyją w lepszych warunkach niż ich ofiary - wygnane z domów i często do dziś tułające się po ośrodkach dla uchodźców.

104 732 zabitych

Trybunał miał określić zakres zbrodni, osądzić winnych, zagwarantować sprawiedliwość ofiarom i wspierać bałkańskie sądownictwo. Uchwalając w maju 1993 r. rezolucję o jego powołaniu, liczono też na powstrzymanie masakr. Czy cele te zrealizowano?

Osądzenie winnych miało zagwarantować moralną satysfakcję i sprawiedliwość dla (żyjących) ofiar i ich rodzin. Ci, którzy występowali w Hadze w roli świadków, podkreślali potem, że proces to również szansa, aby ofiary mogły opowiedzieć swoją historię, którą usłyszy świat. A także szansa na dotarcie do informacji, gdzie mogą szukać kości najbliższych; do wiedzy, co działo się z ukochanymi w ostatnich godzinach ich życia...

Natomiast sama sprawiedliwość jest często niepełna, niedoskonała. Część ofiar miała nadzieję, że Trybunał będzie ścigać wszystkich zbrodniarzy - co ze względu na rozmiar bałkańskich zbrodni było nierealne. Co prawda pierwsze akty oskarżenia dotyczyły pomniejszych winowajców jak Dragan Nikolić (pierwszy oskarżony, w 1994 r.; winny zbrodni w obozie koncentracyjnym Susica) czy Duško Tadić (zbrodnie w Prijedorze, Omarsce i Trnopolju; to pierwsza osoba wydana Hadze - został schwytany w Monachium w lutym 1994). Jednak koniec końców, także ze względu na ograniczony budżet, zdecydowano się ścigać autorów koncepcji masowych zbrodni (prokurator Richard Goldstone chciał pierwotnie stosować tu "teorię piramidy": niżsi rangą oskarżeni mieli dostarczać dowodów, które umożliwią oskarżenie dowódców i polityków; teoria ta nie sprawdziła się).

Jednym z największych sukcesów Trybunału było uznanie masakry w Srebrenicy w lipcu 1995 r.

za zbrodnię ludobójstwa (wyrok w sprawie Radislava Krstića, którego po apelacji skazano na 35 lat więzienia za pomoc w ludobójstwie) i podniesienie gwałtów - masowych zwłaszcza w Bośni i Hercegowinie - do rangi zbrodni wojennych. Dodatkowo, prokuratura Trybunału (jej tzw. oddział demograficzny) przeprowadziła bezprecedensową operację: skorzystała z danych demograficznych, dotyczących nie tylko liczby zamordowanych, ale też rannych, zaginionych, ekshumowanych i identyfikowanych, jak też wysiedlonych i uchodźców. W 2010 r. podano liczbę śmiertelnych ofiar wojny w Bośni i Hercegowinie: 104 732.

Ręka nie zadrżała?

Działalność Trybunału miała wpłynąć - takie były nadzieje - na proces pokojowy na Bałkanach, na ustalenie wspólnej prawdy; miała też powstrzymać historyczny rewizjonizm. Jednak takiego wpływu, na razie, nie widać. Każdy naród - Serbowie, Chorwaci, bośniaccy muzułmanie - nadal ma swoją wersję wydarzeń z lat 90., przedstawianą w mediach, książkach, programach szkolnych itd. Sądzeni przez Hagę to dla jednych zbrodniarze, a dla innych bohaterowie - przykładem prawie 100-procentowe poparcie Chorwatów dla skazanego generała Ante Gotoviny. Rewizja historyczna dokonuje się publicznie: premier serbskiej jednostki administracyjnej Bośni i Hercegowiny, Milorad Dodik, otwarcie podważa wyroki Trybunału i twierdzi, że armia bośniackich Serbów nie odpowiada za bombardowanie Sarajewa i Tuzli.

Natomiast niewątpliwą zasługą Trybunału jest wspieranie bałkańskiego systemu sądownictwa. Tuż po wojnie nie był on w stanie ścigać zbrodniarzy - nie tylko przez braki kadrowe. Trybunał odegrał kluczową rolę zwłaszcza w Bośni i Hercegowinie: w ramach tutejszego sądownictwa stworzono izbę

ds. zbrodni wojennych, która zaczęła pracę w 2005 r., a dziś jest jedną z najmocniejszych instytucji państwowych w tym kraju.

A czy powołanie Trybunału zahamowało masakry? Trudno tu o jasną odpowiedź. Społeczność międzynarodowa długo nie reagowała na rozpad Jugosławii i zbrodnie, popełniane już od 1991 r. Po nic nieznaczących rezolucjach i uchwałach, którymi ONZ tuszowała brak reakcji na codzienne rzezie w Bośni i Hercegowinie oraz Chorwacji, początkowo nikt raczej nie przejął się kolejną rezolucją - ustanawiającą Trybunał. Nie powstrzymało to masakry w Srebrenicy. Ale niektórzy twierdzą, że z czasem aktywność Trybunału mogła wpłynąć na decyzje jednostek; że, być może, któraś ręka zadrżała...

Stronnicza sprawiedliwość?

Ale długa jest też lista zarzutów wobec Trybunału.

Wszystkie strony niedawnych wojen nie są zadowolone z jego wyroków. Ofiary odbierają je jako śmiesznie niskie, niewspółmierne zbrodniom. A polityka wcześniejszego zwalniania - zwykle po odsiedzeniu 2/3 kary; sędziowie uzasadniają ją "rehabilitacją więźnia" - sprawia, że ofiary mogą stanąć oko w oko z prześladowcami, którzy wracają w rodzinne strony, przez "swoich" witani jak bohaterowie. Jak Serb Veselin Šljivančanin, skazany na 17 lat: karę zmniejszono mu do 10 lat, dziś jest na wolności. Podobnie Serb Pavle Strugar, skazany na 7,5 roku, został zwolniony w 2009 r. Inna sprawa, że chyba żaden wyrok nie zadowoliłby ofiar... Może poza sprawą Serba Stanislava Galicia: w wyniku apelacji jego wyrok zwiększono z 20 lat do dożywocia (za zbrodnie podczas oblężenia Sarajewa).

Na rzekomą stronniczość Trybunału najbardziej skarżą się Serbowie. Najsłynniejszy przykład, do którego się odwołują, to proces muzułmańskiego Bośniaka Nasera Oricia, komendanta armii BiH, skazanego tylko na 2 lata (za zbrodnie na Serbach) i następnie uniewinnionego; nawet część muzułmańskich intelektualistów krytykowała ten wyrok. Serbowie wyrzucają też Trybunałowi, że nie bada zbrodni, które ich zdaniem NATO popełniło podczas nalotów na Serbię w 1999 r. (zresztą nie tylko oni uznają to za mankament Trybunału). Z kolei Chorwaci uważają, że Trybunał faworyzuje muzułmanów i przywołują sprawę Envera Hadžihasanovicia (wyrok:

3,5 roku) i Amira Kubarę (2 lata), skazanych za zbrodnie na Chorwatach w środkowej Bośni. Przeciwstawiają temu wyrok dla Chorwata Darijo Kordicia, skazanego na 25 lat także za zbrodnie popełnione w środkowej Bośni.

Ale swoje zarzuty mają też Bośniacy: twierdzą, że aby ułatwić udowodnienie winy, Trybunał zbyt lekko rezygnował z części zarzutów. Tak postąpiono w procesie Milana Lukicia i Sredoje Lukicia (sądzeni za zbrodnie w Višegradzie): aby "nie komplikować" aktu oskarżenia, wyłączono z niego zarzut gwałtów.

Cyniczny handel?

Trybunał krytykowany jest też za dopuszczanie do tego, że oskarżeni przekształcali sąd w polityczną arenę - jak eksprezydent Slobodan Milošević, który wyśmiewał sędziów. Proces Karadžicia, transmitowany w Bośni, przez ofiary oglądany jest chwilami ze łzami i oburzeniem; z kolei w niektórych wioskach bośniackich Serbów, w specyficznych knajpach, tzw. kafanach, jego transmisja zastępuje reality show, a publika kibicuje oskarżonemu.

Szczególne oburzenie ofiar budzi tzw. porozumienie o winie: w zamian za przyznanie się i współpracę z sądem wyrok może być znacznie zmniejszony. Serb Dražen Erdemović, który w 1995 r. zabił osobiście ok. 70 osób, dostał tylko 10 lat; później wyrok zmniejszono do

5 lat; Erdemović przyznał się, a potem świadczył na procesie Karadžicia i innych. Akurat jego sprawa nie budzi oburzenia - występując jako świadek, wystąpił on przeciw rodakom - ale inne przypadki (było ich ponad 20) nazywane są "cynicznym handlem". Spore wątpliwości budzą tu intencje oskarżonych. I nie bez racji: Biljana Plavšić, polityczna liderka bośniackich Serbów, która dzięki przyznaniu się do winy otrzymała tylko 11 lat, po wyjściu na wolność i powrocie do domu odwołała słowa skruchy.

Inny zarzut: procesy są zbyt rozwlekłe. Milošević nie doczekał wyroku, zmarł po 4 latach spędzonych w Scheveningen. Dziś prokuratura boi się o zdrowie Mladicia i chce rozdzielić jego akt oskarżenia, tak aby najpierw sądzić go za Srebrenicę (ten proces można skończyć w rok), a dopiero potem, w drugim procesie, za inne zbrodnie.

Polityka "targów"

Nie da się ukryć: Trybunał bywał przedmiotem targów między Zachodem a krajami bałkańskimi. Przed podpisaniem pokoju w Dayton w 1995 r. (kończył on wojnę w Bośni), część europejskich dyplomatów chciała przeforsować projekt amnestii w zamian za przyspieszenie porozumienia (na liście ściganych byli już Karadžić i Mladić). Koncepcja upadła po ujawnieniu zbrodni w Srebrenicy. Z kolei postęp w negocjacjach Chorwacji z Unią Europejską był uzależniony od wydania gen. Gotoviny. Także Serbia wydawała stopniowo swoich zbrodniarzy, licząc na zbliżenie z Unią.

To właśnie polityka "targowania się", a także różne mankamenty Trybunału zraziły do niego zwykłego obywatela byłej Jugosławii. Aby to zmienić, uruchomiono nawet specjalny program, mający przeciwdziałać negatywnemu wizerunkowi Trybunału. Trzeba przyznać, że jeden z realizowanych tu projektów odniósł sukces: organizowano spotkania informacyjne z mieszkańcami miejscowości, gdzie doszło do zbrodni - jak Foča, Brčko, Prijedor, Konjic, Srebrenica. Bywało, jak w Fočy, że miejscowi Serbowie byli zszokowani skalą gwałtów i zbrodni popełnionych na foczańskich Muzułmanach.

Wojna, której nie będzie

Trybunał, który zakończy działalność w 2014 r. (potem jego sprawy przejmą inne organy międzynarodowe; będą np. prowadzić apelacje i nadzorować wykonanie kar) okazał się więc - mimo wszystkich wad i błędów - sukcesem międzynarodowej sprawiedliwości. Gdyby nie on, Srebrenica do dziś nazywana byłaby "wyskokiem paru serbskich żołnierzy", a organizatorzy mordów, politycy i wojskowi, do dziś nie odpowiedzieliby za swe czyny.

A poza tym - osądzenie konkretnych osób odpowiedzialnych za konkretne zbrodnie może przyczynić się do uniknięcia w przyszłości mitów i legend, prowadzących do kolejnych zbrodni. Zwłaszcza tu, na Bałkanach, gdzie to właśnie niezaleczone rany, mity i przekonanie o odpowiedzialności zbiorowej całych narodów za zbrodnie z czasów II wojny światowej było wykorzystane w czasach komunistycznej Jugosławii do polityki "dziel i rządź" - z takim skutkiem, że stało się podglebiem dla nowych zbrodni po 1991 r.

Gdyby więc szukać odpowiedzi na pytanie, co dobrego uczynił Trybunał Haski dla Bałkanów, być może kiedyś trafna okaże się odpowiedź następująca: to także dzięki niemu udało się uniknąć kolejnej wojny na Bałkanach. Wojny, która według samych mieszkańców tej ziemi musi wybuchać co 50 lat.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2011