Opłakanie. Zrozumienie. Sprawiedliwość.

Oni wciąż nie doczekali się sprawiedliwości, bo ci, którzy wydawali rozkazy i ci, którzy w tej masakrze uczestniczyli, nie stanęli przed Trybunałem w Hadze. Z drugiej strony, w Serbii powoli dociera do świadomości społeczeństwa, że w imieniu narodu serbskiego dokonano straszliwej zbrodni.
 /
/

BARTEK DOBROCH: - Jako specjalny sprawozdawca Komisji Praw Człowieka ONZ sporządził Pan 18 raportów o sytuacji w b. Jugosławii. Jednak dopiero zrzeczenie się przez Pana mandatu zwróciło uwagę na to, co się działo w Bośni.

TADEUSZ MAZOWIECKI: - Trudno twierdzić, że broni się praw człowieka w sytuacji, kiedy tyle tysięcy ludzi zostaje zamordowanych, a nie można zrobić nic poza opisaniem tego dramatu. Od początku pełnienia funkcji sprawozdawcy uważałem, że moją siłą może być opinia publiczna. Blisko współpracowałem z prasą międzynarodową, która nagłaśniała moje raporty. Decyzja o rezygnacji mogła się odbić echem na świecie - został mi tylko taki gest.

- Srebrenica jest nie tylko symbolem największej zbrodni od II wojny światowej, ale także niemocy ONZ i innych organizacji międzynarodowych, które nie zrobiły nic, by zapobiec tragedii.

- Mieszkańcy Bośni często obwiniają ONZ, ale trzeba pamiętać, że to nie Narody Zjednoczone wywołały ten konflikt. Natomiast później rzeczywiście okazały się bezradne i akceptowały politykę faktów dokonanych. Uważałem to za błąd. Była wyraźna różnica zdań między mną a innymi przedstawicielami wspólnoty międzynarodowej, jak lord Owen czy Yasushi Akashi. Sądziłem, że agresorzy powstrzymają się tylko z obawy przed tym, że odpowiedzią na ich agresję będzie siła. Obrona praw człowieka, zwłaszcza jeśli popełniane są zbrodnie, musi znaczyć gotowość do zdecydowanego działania.

 

 

- Czym tłumaczyć tę opieszałość np. w porównaniu ze zdecydowaną reakcją Zachodu po napaści Iraku na Kuwejt kilka lat wcześniej?

- To pytanie często zadawali mi Bośniacy. Podzielona Europa prowadziła w stosunku do byłej Jugosławii XIX-wieczną politykę stref wpływów. Politycy z różnych stron kontynentu nie byli w stanie zająć jednolitego stanowiska. Dlatego jeśli dziś mówi się o potrzebie wspólnej polityki europejskiej, przywołuje się przykład rozbieżnych poglądów w sprawie konfliktu bałkańskiego. A poza tym... tu nie ma ropy.

- Tuż po masakrze w 1995 r. powiedział Pan, że było to "zwycięstwo barbarzyństwa nad cywilizacją". Czy po 10 latach można mówić o "lekcji Srebrenicy"? Czy świat wyciągnął wnioski?

- W różnych miejscach świata miały miejsce drastyczne naruszenia praw człowieka. Ale w Europie po II wojnie światowej to, co się działo tutaj, zwłaszcza Srebrenica, było tragedią największą.

- Było Kosowo, gdzie jednak do zbrodni na taką skalę nie doszło.

- To właśnie lekcja z Bośni, traktuję to jako jeden ciąg wydarzeń: doprowadzenie wskutek zagrożenia nalotami NATO do traktatu z Dayton [patrz kronika - red.], a potem reakcja w Kosowie. W jakiejś mierze świat wyciągnął wnioski, choć czy na pewno? Mam wrażenie, że w Europie po 10 latach mniej się pamięta o konieczności rozwiązania problemów bałkańskich. Na Zachodzie zaczął panować pogląd, że na Bałkanach zawsze dzieje się coś niedobrego, więc “niech oni sami się ułożą". Tymczasem historia pokazuje, że Bałkany mogą być zarzewiem konfliktu na większą skalę. Dlatego jedyną perspektywą jest dla tutejszych krajów droga do struktur europejskich.

Rozmawiamy podczas obchodów 10-lecia masakry w Srebrenicy. Z jednej strony ludzie muszą opłakać to, co się stało. Bez tego nie można pójść dalej. Oni wciąż nie doczekali się sprawiedliwości, bo ci, którzy wydawali rozkazy (jak Radovan Karadžić) i ci, którzy w tej masakrze uczestniczyli (jak generał Mladić), nie stanęli przed Trybunałem w Hadze. Z drugiej strony, w Serbii powoli dociera do świadomości społeczeństwa, że w imieniu narodu serbskiego dokonano straszliwej zbrodni.

Inną sprawą jest perspektywa polityczna. Konieczna jest rewizja układu z Dayton - korzystnego w sferze wojskowej, bo zakończył wojnę, natomiast w sferze politycznej pokrętnego. Stworzono państwo niezdolne do życia, teoretycznie złożone z Federacji Muzułmańsko-Chorwackiej i Republiki Serbskiej, a faktycznie z trzech państw, przy czym władze centralne mają małe środki, a ich umacnianie dokonuje się powoli, co widać choćby po tym, że nie powstała wspólna policja. Równocześnie mamy do czynienia z międzynarodowym protektoratem: faktyczną władzę ma wysoki przedstawiciel wspólnoty międzynarodowej. Ta władza musi być przekazana państwu, ale państwu wspólnemu. Szansa leży w federalnym, ale jednolitym ustroju Bośni i Hercegowiny. Unia Europejska musi prowadzić politykę otwarcia takiemu państwu perspektywy wejścia do swych struktur.

- Jak to się dzieje, że główni odpowiedzialni za masakrę w Srebrenicy są na wolności?

- Nigdy nie byłem zwolennikiem spiskowych teorii, ale to, że nie można dwóch ludzi doprowadzić przed Trybunał w Hadze, jest niepojęte. Nigdy bym nie przypuszczał, że Milošević znajdzie się w Hadze prędzej niż Karadžić i Mladić. Trybunał domaga się ich wydania. Ale Trybunał nie jest policją.

- Serbskie władze utrudniają ich zatrzymanie?

- Nie wiem, kto utrudnia, ale siły międzynarodowe nie powinny się oglądać na serbskie władze i same sprowadzić tych ludzi do Hagi.

- Tym bardziej, że według wielu doniesień obaj pojawiają się w miejscach publicznych: na meczach, spotkaniach... Był Pan w czasie pełnienia swego mandatu między młotem a kowadłem. Z jednej strony oskarżali Pana o stronniczość Serbowie, z drugiej strony wielu Muzułmanów zarzucało Panu sprzyjanie Serbom.

- Zachowałem obiektywizm. Wszelkie wiadomości o zbrodniach publikowałem w raportach tylko wtedy, gdy moi współpracownicy przynajmniej w trzech źródłach sprawdzili ich prawdziwość. Tylko raz zdarzył się nam błąd: podaliśmy, że wysadzono meczet, gdy tymczasem go spalono. Serbów także odwiedzałem w więzieniach i broniłem. Ale co innego bronić Serbów, a co innego bronić polityki Miloševicia czy Karadžicia, czego oni ode mnie oczekiwali.

Jeżeli zdarzały się zbrodnie po stronie bośniackiej, to miałem wrażenie, że dzieją się one na skutek samowoli lokalnych dowódców, a nie władz centralnych, które ze mną współpracowały. Z władzami chorwackimi współpraca była trudna, choć lepsza niż z serbskimi, ale obiektywizmu raportów nie były one w stanie podważyć. Zresztą opozycja antymiloševiciowska w Serbii wyrażała do mnie zaufanie.

- Teraz jest Pan przyjmowany z szacunkiem i sympatią, zarówno przez muzułmanów, jak i Serbów.

- To największy powód do satysfakcji i utwierdza mnie w przekonaniu, że moja misja miała sens.

- Jak Pan postrzega dzisiejszą Srebrenicę?

- Niewielu ludzi tu wróciło. Jeżeli już, to po to, by sprzedać swe domy. Bali się zostać w Republice Serbskiej. Rok temu spotkałem tu fenomen: bliską współpracę dwóch ludzi, Bośniaka i Serba, na rzecz gminy (dzisiaj są we władzach wyższych, poza Srebrenicą, jeden nawet w Prezydium Bośni i Hercegowiny). Ale równocześnie widziałem, że ci ludzie na miejscu nie mogą wiele zrobić, bo rządzi mafia gospodarcza z Banja Luki. Jak jest dziś, trudno powiedzieć, nie mam możności zbadania sytuacji. Pozostają wrażenia: na terenach, które stanowiły pole walki, widać zniszczone domy, prawdopodobnie bośniackie. Ale widać też postęp w odbudowie i w Sarajewie, i tu. Różnice poglądów co do dalszej separacji bądź zjednoczenia są natomiast ogromne. Jednak z tego co wiem, to się zmienia w młodym pokoleniu.

- Co Pan sądzi o działalności takich organizacji jak Matki Srebrenicy? Można je porównać do argentyńskich Matek Zaginionych, które od lat walczą o ujawnienie losów swych dzieci. Jest coś wyjątkowego w tym, że to kobiety-muzułmanki, potrafią pokazać siłę w tak ważnej sprawie.

- To dla mnie wielkie wzruszenie, że właśnie ta organizacja przyznała mi nagrodę. Wydaje mi się, że niektóre z tych kobiet rozumieją potrzebę tworzenia perspektyw na przyszłość, innym przychodzi to z trudem i np. burzą się przeciw wizycie prezydenta Serbii, podczas gdy uważam, że to dobry znak i odważna decyzja z jego strony. Działalność Matek Srebrenicy jest godna podziwu. Ale ważne, choć trudne byłoby też, gdyby mogły przezwyciężyć żal. Żeby żal nie przeradzał się w nienawiść.

10 lipca, Milici koło Srebrenicy

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2005