Ukraiński exodus i polska gościnność

Codziennie siedmiu Ukraińców składa wniosek o status uchodźcy w Polsce. Większość otrzymuje decyzje odmowne.

08.09.2014

Czyta się kilka minut

Uchodźcy niedaleko Łuhańska, maj 2014 r. / Fot. Valeriy Melnikov / RIA NOVOSTI / EAST NEWS
Uchodźcy niedaleko Łuhańska, maj 2014 r. / Fot. Valeriy Melnikov / RIA NOVOSTI / EAST NEWS

W Urzędzie ds. Cudzoziemców (UdsC) siadam koło okienka Straży Granicznej – tu zaczyna się procedura uchodźcza. Pytam urzędnika, dlaczego pusto, skoro w tym roku wniosek o status uchodźcy złożyło w Polsce już prawie 1500 Ukraińców – dwa razy więcej niż w ostatnich 11 latach. Nie chce rozmawiać. Szepcze tylko, że zawsze ktoś się zjawia, wystarczy poczekać.

Wkrótce podchodzi mężczyzna, pod czterdziestkę. – Pan z Rosji czy Ukrainy? – pytam. – Teraz już z Rosji! – rzuca z wyrzutem.

Polska to nie Turcja

Fala ruszyła w marcu, gdy Rosjanie zajęli Krym; potem podań przybywało. Dziś codziennie co najmniej siedmiu Ukraińców składa wniosek. To jeszcze nie exodus. Ale jeśli Rosjanie zajmą Donbas, jeśli pójdą dalej... W marcu minister Sienkiewicz zapewniał, że Polska jest gotowa przyjąć 6 tys. uchodźców, z czego 5 tys. w specjalnym „miasteczku uchodźczym” w Nowej Dębie. Dziś szef UdsC Rafał Rogala mówi, że liczba przygotowanych miejsc wzrosła do 21 tysięcy.

Miesięczne utrzymanie jednej osoby oczekującej na decyzję w sprawie statusu uchodźcy to 1250 zł (niewiele – utrzymanie jednego więźnia kosztuje państwo 2500 zł miesięcznie). Ale tę kwotę trzeba przemnożyć: osoba, której odmówiono, może się odwoływać do Rady ds. Uchodźców, a następnie do dwóch instancji sądowych, co może trwać kilka lat.

Jest też pytanie: czy hipotetyczny napływ kilkudziesięciu tysięcy uchodźców nie zachwieje państwem? Polska to przecież nie Turcja, która stworzyła dwustutysięczny obóz dla Syryjczyków, a kolejnym 400 tysiącom pozwoliła przebywać w kraju. Bliżej nam do Bułgarii, gdzie 20 tys. uchodźców z Syrii przyczyniło się do kryzysu rządowego.

– Oczywiście, że zachwieje! – mówi „Tygodnikowi” Rogala. – Jeśli codziennie u granic stanie tysiąc osób... Nawet boat people na Morzu Śródziemnym nie przybywają w takiej liczbie. Oczywiście, wiele się ostatnio nauczyliśmy, stąd organizacja pomocy dla nich nie byłaby niemożliwa. Ale to trwa, np. nikt nie trzyma „na wszelki wypadek” dziesiątek tysięcy litrów wody.

Zarówno pracownicy UdsC, jak też Ukraińcy pytani o przyczynę wzrostu liczby wniosków mówią zgodnie: wojna. Dodatkowo Ukraińcy przywołują słowa premiera Donalda Tuska i ministra Bartłomieja Sienkiewicza, że „Polska gotowa jest przyjąć rannych i uchodźców”.

Ale tu pojawia się rozdźwięk między deklaracjami a rzeczywistością: dotąd nie wydano ani jednej (sic!) pozytywnej decyzji – i nie zapowiada się, by ten trend miał ulec zmianie.

Jak we francuskim kinie

Rogala twierdzi, że polityków mylnie zrozumiano, że premier i szef MSW nie zachęcali ani nie obiecywali ułatwionej procedury nadawania statusu uchodźcy. – Podobnie jak inne państwa, działamy na podstawie Konwencji Genewskiej. Status przyznaje się osobie zagrożonej w kraju pochodzenia ze względu na rasę, religię i poglądy polityczne, gdy nie może ona korzystać z pomocy swego państwa – mówi Rogala. – Ale Konwencja dodaje: jeśli istnieje możliwość relokacji wewnątrz kraju pochodzenia, status nie może być przyznany. Choć wygląda to niehumanitarnie, musimy stosować Konwencję. Natomiast otwieramy ramiona w kwestii legalizacji pobytu.

Szefowi UdsC chodzi o nową ustawę o cudzoziemcach, ułatwiającą podjęcie pracy i studiów oraz uzyskanie pozwolenia na pobyt stały lub czasowy.

Inne zdanie ma Olena Babakowa, pracująca w redakcji ukraińskiej Polskiego Radia. Rozumie decyzje polskich urzędników. – Ale po szlachetnych i potrzebnych deklaracjach logiczne byłoby wytłumaczyć, na czym polega procedura uchodźcza i dla kogo jest przeznaczona – mówi Babakowa. Tymczasem media ukraińskie nagłośniły polskie deklaracje, a Ukraińcy wzięli je sobie do serca.

Że brakuje informacji, potwierdza Jurij Szamkow, dziennikarz i działacz społeczny z Krymu, który po rosyjskiej aneksji przybył do Polski i założył tu własną organizację. – Traktują nas, jakbyśmy przyjechali turystycznie lub zbierać truskawki – twierdzi Szamkow. – Nie zapytasz urzędnika, nie poznasz swoich praw. A jeśli nie wiesz, o co pytać? Większość Ukraińców zbiera informacje od polskich kolegów lub ukraińskich ziomków.

Rozdźwięk dotyczy też wyobrażeń i oczekiwań. Babakowa twierdzi, że na Ukrainie kształtują je „obrazki arabskich uchodźców we francuskiej kinematografii”. – Znajomi piszą do mnie i pytają, jak szybko dostaną w Polsce pracę i mieszkanie – mówi. Szamkow potwierdza, że Ukraińcy przybywający do Polski mają mgliste pojęcie o zasadach procedury uchodźczej.

Fakty i propaganda

Inaczej ten problem widzą Rogala i Tomasz Cytrynowicz, dyrektor Departamentu Legalizacji Pobytu UdsC. Obaj przekonują: Ukraińcy wiedzą, że w Polsce nie opłaca się żyć z pomocy socjalnej. Między Ukrainą a tutejszą diasporą działa poczta pantoflowa.

Nawet jeśli obaj urzędnicy mają rację – co do czego, po wysłuchaniu „przy okienku” Ukraińców, można mieć wątpliwości – to rozczarowanie w obliczu zamkniętych de facto drzwi jest nieuniknione.

Słabość informacyjna ma jeszcze jeden skutek. Rafał Rogala powiedział, że 32 przybyszów z Krymu, którym odmówiono statusu – sprawę nagłośniły media – to w istocie nie Tatarzy Krymscy, lecz wyznawcy Kościoła Chrześcijan Baptystów, a ich skargi dotyczyły nie warunków bytowych, lecz wspólnych łazienek. Jednak opisywane przez Rogalę próby sprostowania informacji wyglądają rachitycznie, przez co zapewne nie przebiły się do mediów. W efekcie odbiór społeczny pozostał negatywny: deklarowana przez Polskę gotowość pomocy, gdy przychodzi co do czego, pozostaje pustym hasłem. I to wobec grupy, której prawa są łamane przez Rosjan.

Co gorsza, brak informacji jest wykorzystywany propagandowo w Rosji. Na prokremlowskich portalach pojawiają się teksty o rzekomym masowym odrzucaniu przez Polskę ukraińskich wniosków. Moskwa jest tu przedstawiana jako przeciwieństwo Polski, jako kraj chętnie przyjmujący uchodźców z Ukrainy – tych udających się w kierunku wschodnim.

Kim są uchodźcy?

Rogala i Cytrynowicz twierdzą, że jeśli chodzi o pracę sezonową, specjalistów i tzw. potencjał osiedleńczy, to Ukraińcy są dla Polski istotnym zastrzykiem nowej energii. To zgodne z założeniami polityki państwa: przewiduje ona przyciąganie mobilnych i zintegrowanych cudzoziemców, którzy choćby częściowo mogą wypełnić lukę demograficzną. Temu ma służyć nowa ustawa o cudzoziemcach, dzięki której odnotowano więcej podań o legalizację pobytu.

Nie wiadomo natomiast, jaki jest profil socjologiczny tych, którzy swoje wnioski składają od marca. Na razie wiemy, że 36 proc. to uciekający przed wojną mieszkańcy obwodów donieckiego, łuhańskiego i charkowskiego, 24 proc. to uciekinierzy z Krymu, 13 proc. to uczestnicy Majdanu, 10 proc. to mieszkańcy południowej Ukrainy (obwód chersoński, mikołajewski i odeski), a 10 proc. to mieszkający wcześniej w Polsce (głównie tu pracujący i studiujący).

Ich wiek oscyluje między 20 a 65 lat, 35 proc. ma wyższe wykształcenie, a 48 proc. średnie.

Nie dominuje żadna grupa zawodowa. Choć przeważają mężczyźni (64 proc.), to zwykle składają podania w imieniu całej rodziny (tylko 10 proc. uciekło przed poborem). 9 proc. deklaruje obawę przed prześladowaniami ze względu na narodowość lub religię. Nie ma wśród nich polityków, oficjeli czy urzędników reżimu Janukowycza.

Niewiele za to wiemy o potencjale edukacyjnym i ogólnospołecznym nowo przybyłych – co byłoby przydatne, gdyż prawdopodobnie większość, mimo odmowy, otrzyma jakąś formę ochrony prawnej (tzw. ochrona uzupełniająca, pobyt tolerowany) i pewnie zostanie w Polsce.

Wzajemna obojętność

Na pytanie do Ukraińców, jak są traktowani przez Polskę, prawie zawsze słyszałem odpowiedź podobną do tej, jakiej udzieliła Olena Babakowa: – Państwo polskie nie podejmuje wysiłków na rzecz integracji ani wobec uchodźców, ani regularnych imigrantów. Tymi sprawami zajmują się organizacje pozarządowe. Ma to dwie strony: państwo nic nie proponuje, a imigranci niczego nie wymagają. Nie mają świadomości, że państwo również jest im coś winne, np. ZUS, gdy płacą podatki. Nadal czują się gośćmi, więc nie narzekają i nie wymagają. Obie strony traktują się nawzajem obojętnie.

Rzecz może znamienna: to samo dotyczy relacji Polaków ze swoim państwem – tak wynika z tzw. diagnozy społecznej Janusza Czapińskiego.

Olena wzrusza ramionami. – No i co z tego? Was w razie problemów nie deportują.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2014