Gra w migrantów

Kraje Zachodu zastanawiają się, jak wykorzystać migrantów do przyspieszenia własnego rozwoju. A Polska?

13.07.2015

Czyta się kilka minut

Pierwsza grupa syryjskich chrześcijan po przylocie do Polski, Warszawa, 11 lipca 2015 r. Uchodźcy nie zdecydowali się na ujawnienie twarzy. / Fot. Krystian Maj / FORUM
Pierwsza grupa syryjskich chrześcijan po przylocie do Polski, Warszawa, 11 lipca 2015 r. Uchodźcy nie zdecydowali się na ujawnienie twarzy. / Fot. Krystian Maj / FORUM

W miniony piątek późnym wieczorem na warszawskim Okęciu wylądował samolot ze 157 uchodźcami z Syrii, o których przyjęcie apelowaliśmy na naszych łamach. Choć sprowadzono ich w trybie nadzwyczajnym – m.in. dzięki mobilizacji polskich służb konsularnych – w kraju będą oni podlegać tej samej procedurze, co inni uciekinierzy starający się o uregulowanie swojego statusu w Polsce. W dniach, w których będą Państwo czytać ten tekst, oni będą składać podania o status uchodźców.

Jaka przyszłość czeka ich u nas? Czy Polska ma im – oraz tysiącom obcokrajowców, którzy będą do nas przybywać w przyszłości – coś do zaoferowania? Czy wiąże z nimi strategie własnego rozwoju? Jeśli wierzyć ekspertom zajmującym się polityką migracyjną, żaden państwowy urzędnik nie potrafi na te pytania odpowiedzieć.

Pilnie potrzebni

Choć od lat było wiadomo, że będzie do nas przybywać coraz więcej imigrantów, dopiero dwa lata temu opracowano dokument „Polska polityka integracji cudzoziemców. Założenia i wytyczne” – który miał być wstępem do przyjęcia nowej strategii migracyjnej. Wcześniejsze działania sprowadzały się do naśladowania rozwiązań unijnych.

– Nie było politycznej dyskusji o tym, jak myśleć o migrantach w polskim kontekście – przyznaje prof. Sławomir Łodziński, socjolog, członek Komitetu Badań nad Migracjami Ludności i Polonią Polskiej Akademii Nauk.

I choć w ostatnich miesiącach zmieniła się sytuacja międzynarodowa, Polska wciąż nie ma wyraźnie zarysowanej polityki migracyjnej. – Udajemy, że emigrantów nie potrzebujemy, chociaż dane wskazują na to, że bez nich sobie nie poradzimy. Powiększa się luka pokoleniowa na rynku pracy, której nie da się zlikwidować w sposób naturalny – ostrzega dr Anna Siewierska-Chmaj z Instytutu Badań nad Cywilizacjami przy Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie.

Złudzeń nie pozostawia choćby raport „Imigranci pilnie potrzebni”, przygotowany przez prof. Krystynę Iglicką-Okólską, demografkę, obecnie także wiceprzewodniczącą partii Polska Razem: aby w naszym kraju nie zabrakło rąk do pracy, do 2060 r. powinno się w Polsce osiedlić aż 5,2 mln osób. Dokument rekomenduje stworzenie strategii integracji uwzględniającej polskie potrzeby. Autorka proponuje też, aby w pierwszym rzędzie nastawiać się „na powrót Polaków i osób polskiego pochodzenia, następnie zaś przedstawicieli narodów bliskich kulturowo, z terenów dawnego ZSRR”.

Imigrancie, utrzymaj się sam

O tym, jak niewielki dystans kulturowy i geograficzny pomaga w integracji, przekonuje przykład Ukraińców w Polsce. Mówi Monika Szulecka, ekspertka z Ośrodka Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego: – Ich adaptacja ekonomiczna przebiega raczej bez problemu. Szybko uczą się języka polskiego i zwykle przed przyjazdem mają już rozeznanie na naszym rynku pracy. Korzystają też z sieci społecznych, które umożliwiają im dostęp do informacji, gdzie mogą znaleźć pracę.

Badaczka sygnalizuje jednak, że ta sytuacja może się zmienić: – Już teraz obserwujemy, że do Polski przyjeżdżają Ukraińcy, którzy przed wojną w Donbasie nie planowali wyjazdu i są nieprzygotowani do poszukiwania pracy.
Znacznie gorzej wygląda sytuacja uchodźców lub osób ubiegających się o ochronę międzynarodową, które docierają do nas z innych regionów.

Najważniejszym testem dla nich jest usamodzielnienie się finansowo. Zanim to nastąpi, pobyt kandydatów na uchodźców wspiera państwo: mogą mieszkać w ośrodkach dla osób ubiegających się o nadanie statusu uchodźcy, gdzie mają zapewnioną m.in. opiekę medyczną.

– Nie wszystkim udaje się jednak odnaleźć na rynku pracy w Polsce, a część z nich nawet nie próbuje. Przykładem mogą być Czeczeni i Gruzini. Ci, którzy nie usamodzielniają się finansowo, wyjeżdżają do innych krajów albo mogą stać się klientami pomocy społecznej – przyznaje Monika Szulecka. Dodaje też: – Z Syryjczykami, którzy właśnie dotarli do Polski, może być łatwiej, bo na nich czekają tutaj ludzie, którzy chcą im pomóc.

Pracownicy z oświadczenia

Jakie są przewidywania na przyszłość? Zdaniem Justyny Segeš Frelak, kierowniczki Programu Polityki Migracyjnej Instytutu Spraw Publicznych, najbardziej realne jest utrzymanie dotychczasowych trendów. – Od końca 2014 r. obserwujemy gwałtowny wzrost migracji z Ukrainy. W minionym roku padł też rekord w liczbie osób, które starały się o ochronę międzynarodową w Polsce: złożono aż 2318 wniosków o status uchodźcy – tłumaczy ekspertka. – W ciągu ostatnich dwóch lat podwoiła się liczba osób, które chcą zalegalizować pobyt w Polsce. Obserwujemy nawet wzrost liczby ukraińskiej młodzieży uczącej się u nas już w szkołach ponadgimnazjalnych. To sprzyja ich integracji.
Jednak największą rolę w sprowadzaniu Ukraińców do Polski odgrywa, działający od 2007 r., system tzw. oświadczeń, umożliwiający im legalne podejmowanie pracy sezonowej (przez sześć miesięcy) w naszym kraju wyłącznie na podstawie deklaracji polskiego pracodawcy. W ostatnich latach powiatowe urzędy pracy rejestrują ok. 260 tys. takich oświadczeń rocznie.

Anna Piłat, analityczka Programu Polityki Migracyjnej ISP: – To jeden z najbardziej liberalnych systemów pracy sezonowej w Europie, ułatwiający życie zarówno przyjeżdżającym, jak i pracodawcom. W praktyce pozwolenie na pracę wydaje sam pracodawca. Wystarczy, że zgłosi oświadczenie o zamiarze powierzenia pracy do powiatowego urzędu pracy.

System nie jest jednak wolny od patologii – kontrole Państwowej Inspekcji Pracy wskazują na to, że pracodawcy go nadużywają. Jednak dla polskiej gospodarki jest on korzystny: powstał jeszcze w 2007 r. jako odpowiedź na zapotrzebowanie pracodawców w rolnictwie, sadownictwie i budownictwie.

Dobry przykład z antypodów

W poszukiwaniu innych rozwiązań można się przyjrzeć ciekawemu pomysłowi z Australii. W połowie lat 70. XX w. kraj ten diametralnie zmienił swoją politykę migracyjną. W miejsce – krytykowanej za rasistowskie założenia – polityki „białej Australii” wprowadzono zasadę merytorycznej selekcji migrantów, bez względu na pochodzenie czy kolor skóry. Samą integrację zastąpiła polityka wielokulturowości, której cele opracował zresztą polski socjolog – prof. Jerzy Zubrzycki. Da się je streścić w czterech punktach: rozwiązywanie konfliktów bez zagrożenia jedności społeczeństwa; równość szans w dostępie do dóbr i karier; wolność wyboru i utrzymywanie tożsamości kulturowej migrantów; wspólna odpowiedzialność za wszystkie aspekty życia społecznego.

Zdaniem Anny Siewierskiej-Chmaj, sukces Australii polega m.in. na tym, że przyciąga ona młode pokolenia imigrantów. – Najlepiej ze społeczeństwem przyjmującym integrują się zawsze młodzi, którzy kończą szkoły w danym kraju. Australia ma rozwinięty system wiz studenckich i stypendiów. Podobnie jest w krajach skandynawskich; w tym kierunku idzie też Wielka Brytania – mówi politolożka. I dodaje: – Potęga nauki w USA została zbudowana na imigrantach, którzy skorzystali z wiz studenckich i zostali w Ameryce. Otwarcie się na przybyszów z zewnątrz mogłoby być sposobem ratowania polskiego szkolnictwa wyższego, postawionego pod ścianą za sprawą niżu demograficznego.

Sikhowie w Rzeszowie

A dobry przykład z Polski? Rzeszowska Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania wiele lat temu zaczęła sprowadzać studentów z krajów azjatyckich: Chin, Indii czy Malezji. Równocześnie uruchomiła program adaptacyjny. – Uznaliśmy, że musimy przygotować tych studentów do życia w Polsce, a mieszkańców miasta do ich obecności, tak aby nie dziwili ich sikhowie w turbanach i z długimi brodami spacerujący po ulicach Rzeszowa. Do dziś szkoły podstawowe, a nawet przedszkola zapraszają naszych studentów na lekcje tolerancji w praktyce – mówi Anna Siewierska-Chmaj.

Choć cudzoziemcy mogą się okazać ratunkiem dla polskich uczelni, absolwenci, którzy zechcą w Polsce zostać, już niekoniecznie odnajdą się na rynku pracy. Pokazała to ostatnia reakcja Naczelnej Rady Lekarskiej, która sprzeciwiła się rządowej propozycji, aby w związku z niedoborem lekarzy w Polsce w nowym roku akademickim przybyło miejsc dla cudzoziemców na kierunkach medycznych. „Przyznawanie wysokiego limitu przyjęć dla studentów niepolskojęzycznych, mimo że prestiżowe i korzystne finansowo dla uczelni, powoduje ograniczenie miejsc do kształcenia kadry medycznej, która została w Polsce” – argumentowało prezydium NRL w oficjalnym komunikacie.
Prawdopodobnie będzie więc tak, jak do tej pory: akademie medyczne będą wprawdzie uruchamiać studia w języku angielskim, ale uczyć się na nich będą głównie studenci z Zachodu, którzy potem wrócą do swoich krajów. A polityka migracyjna Polski – 38-milionowego kraju w centrum Europy – będzie ciągle nastawiona na pracę sezonową.

Współczynnik nasycenia

Od chwili, w której Polska, za sprawą przybywających tu migrantów, stanie się krajem wielu kultur, dzieli nas jeszcze sporo czasu. – Przy założeniu, że migranci będą pochodzili głównie z krajów sąsiedzkich, „wielokulturowość” nie jest zresztą najwłaściwszym określeniem. Z drugiej strony, zmiany już widać: nie ma dnia, abym w Warszawie nie słyszała na ulicy języka ukraińskiego – mówi Justyna Segeš Frelak.

– Współczynnik tzw. nasycenia liczbą migrantów w Polsce jest bardzo mały, wynosi mniej więcej jeden procent – tłumaczy z kolei Anna Piłat. – Minie dużo czasu, zanim migranci zaczną zmieniać pejzaż społeczny naszego kraju. Myślę, że może to być nawet kilkadziesiąt lat.

Zdaniem ekspertek z ISP, przyjęcie przez Polskę migrantów z tzw. rozdzielnika Komisji Europejskiej zmieni niewiele: system będzie w stanie to „udźwignąć”, tym bardziej że teraz nie jest zbyt obciążony. Ze statystyk wynika jeszcze jeden wniosek: migracji nie można traktować jako remedium na problemy demograficzne. – Te osoby przyjadą do Polski i też się tu zestarzeją. Dotyczyć ich będą te same problemy, co nas – mówi Segeš Frelak.

Jak zostać na stałe

Prof. Maciej Duszczyk, kierownik Zespołu Polityk Migracyjnych Ośrodka Badań nad Migracjami, stawia jeszcze jedno pytanie: dlaczego imigranci mieliby wybierać Polskę, skoro zarówno warunki zatrudnienia, jak i pracy są w porównaniu z innymi krajami nie najlepsze?

– Być może dla wielu z nich rynek pracy pozostaje ważny, ale nie najważniejszy. I górę bierze argument, że do Polski można przyjechać legalnie i podjąć legalną pracę. To potwierdza kazus Ukraińców, którzy pewnie np. w Niemczech mogliby zarobić dużo więcej, ale to Polska się na nich otworzyła.Zdaniem specjalisty, w najbliższym czasie zmiany wymagają dwie kwestie.

Pierwszą jest przekształcenie migracji czasowej w stałą. – Ktoś, kto pracował u nas kilka miesięcy, powinien mieć otwartą drogę do szybkiej legalizacji pobytu w Polsce – wyjaśnia prof. Duszczyk. – Dlatego już teraz powinniśmy testować systemy, które pozwolą nam odpowiedzieć na pytanie, czy te osoby, które pracowały u nas dorywczo lub sezonowo, są zainteresowane osiedleniem się w Polsce. Dzisiaj nie mają na to szans, bo kwestie podjęcia pracy i osiedlenia się są nadal rozdzielone.

Drugą kwestią jest regulacja rynku pracy, by ograniczyć dyskryminację obcokrajowców i próby ich wykorzystywania przez pracodawców, poprzez m.in. nielegalne zatrudnianie. Prof. Duszczyk: – Polscy pracownicy są w lepszej sytuacji, bo mogą dochodzić swoich praw na drodze sądowej. W przypadku cudzoziemców to dochodzenie jest iluzoryczne. Niby jest dyrektywa, która to umożliwia, ale nie znam przypadku, w którym pracodawca na jej podstawie zostałby ukarany za niezgodne z prawem traktowanie cudzoziemców.

Lista życzeń

Eksperci zgodnie twierdzą: to ostatni moment, aby wprowadzić w Polsce mądrą politykę migracyjną. – Mamy unikalną w skali Europy okazję do uczenia się na błędach innych – mówi Anna Siewierska-Chmaj. – Niemcy tak długo się łudzili, że tureccy imigranci są w ich kraju tylko czasowo, że znalazło to odzwierciedlenie nawet w języku, w słowie „Gastarbaiter”. W Wielkiej Brytanii przez pewien czas ze środków publicznych można było finansować organizacje, które szkoliły dżihadystów. We Francji powstały niesławne „imigranckie przedmieścia”. Jest się na czym uczyć. Niestety, chyba tego nie chcemy. Politycy nie są zainteresowani polityką migracyjną.

Czy rzeczywiście? Zapytaliśmy Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej, jakie są dziś priorytety rządowej polityki migracyjnej. Otrzymaliśmy długą pisemną odpowiedź – bardziej listę życzeń niż planów. „Migranci nie powinni być traktowani gorzej niż rodzimi pracownicy, a zatrudnieniu migrantów nie powinno towarzyszyć zjawisko obniżania standardów na rynku pracy”; „Należy wspierać migracje cyrkulacyjne, ale jednocześnie stwarzać warunki, by część migracji krótkoterminowych mogła przekształcić się w migracje osiedleńcze”; „Należy priorytetowo traktować migrantów z krajów bliskich geograficznie i kulturowo”.

Z kolei na ministerialnej liście ekonomicznych celów aktywnej polityki migracyjnej znalazły się m.in. „globalna konkurencja o talenty”, „możliwość ograniczenia nadmiernego wzrostu płac” i „wspieranie innowacyjności w gospodarce”.

Konkretów jednak brak. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i redaktorka „Tygodnika Powszechnego”. Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do 2012 r. dziennikarka krakowskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Laureatka VI edycji Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego (… więcej
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2015