Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pomijając komiczną predylekcję obecnej władzy do nazywania niemal każdej decyzji „planem” czy „polityką”, można rzec: nareszcie.
Rynek pracy w Polsce wysycha. W czerwcu bezrobocie spadło do niewidzianego od 28 lat poziomu 5,9 proc., co oczywiście cieszy – gdyby nie fakt, że trend jest pogłębiany przez przechodzenie na emerytury roczników powojennego wyżu demograficznego końca lat 50., kiedy rocznie na świat przychodziło po 800 tys. dzieci. Ich miejsce zajmują teraz osoby urodzone w latach 90., gdy co roku rodziło się w Polsce po około 400 tys. Polaków. Niżowe turbulencje na rynku pracy słabiej już łagodzą nawet pracownicy z Ukrainy, którzy w coraz mniejszej liczbie przekraczają polską granicę (w pierwszym półroczu br. o 300 tys.). W 2030 r. – jeśli nic się nie zmieni – pracodawcy będą mieć problem z obsadzeniem aż 4 z 20 mln miejsc pracy.
Warto jednak spojrzeć na te dane z jeszcze innej perspektywy. W Polsce mamy obecnie 24,7 mln osób w wieku produkcyjnym, ale tylko 17,2 mln osób aktywnych zawodowo – czyli pracujących lub mogących podjąć pracę. Specjaliści od polityki zatrudnienia od lat podkreślają, że wciąż brakuje nam narzędzi systemowych, które będą skutecznie chronić osoby po 55. roku życia przed wypychaniem z rynku pracy, bo w warunkach gospodarki opartej na usługach nie da się dłużej kultywować mitu o ich rzekomo mniejszej wydajności. Przydatność dla rynku pracy zachowuje dziś w Polsce mniej niż co druga osoba powyżej 55 lat – o ponad 5 proc. mniej, niż wynosi ta sama średnia dla 28 krajów Unii Europejskiej. Wśród pań dysproporcje są jeszcze większe: w Polsce aktywnych zawodowo pozostaje ok. 37 proc. kobiet po 55. roku życia, podczas gdy w skali całej UE ten sam odsetek zbliża się do 49. Powód? Głównie fatalny stan opieki medycznej.
Imigranci z pewnością pomogą więc ustabilizować sytuację na polskim rynku pracy, ale jeśli rząd chce ją naprawdę normalizować, niech w swojej polityce uwzględni także NFZ. ©℗