Bezrobocie: o co jest ten spór

Mamy dziś najlepszą sytuację na rynku pracy od 1989 roku, a jednak wielu Polaków nie może znaleźć zatrudnienia za godne stawki. Coraz więcej z nas robi to na czarno.

02.09.2023

Czyta się kilka minut

Remont peronów na dworcu Warszawa Zachodnia. Warszawa, 19 lipca 2023 r. / PIOTR MOLECKI / EAST NEWS

W lipcu rejestrowane przez urzędy pracy bezrobocie spadło do nienotowanych wcześniej 5 proc., a według prowadzonego przez GUS Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności – wręcz do 2,6 proc. W I kwartale tego roku w Polsce pracowało 16 mln 852 tys. osób, i to też jest rekord. W drugim kwartale liczba ta co prawda spadła, ale ledwie o 2 tys. Aktywnych jest 80,8 proc. Polaków w wieku produkcyjnym, a jeśli chodzi o osoby w przedziale 15-89 lat, odsetek ten wzrósł w tym roku do ponad 58 proc., co również jest najlepszym wynikiem w historii. Niestety, nadal nie każdy, kto chce pracować, może znaleźć zatrudnienie, i coraz więcej osób robi to na czarno, także z powodu niskich płac. Jednak w trwającej kampanii politycy zamiast zająć się tymi istotnymi problemami, dyskutują, za czyich rządów znikające dziś bezrobocie było najwyższe.

PO wygrała niedawno proces w trybie wyborczym z PiS, który w swoim spocie umieścił informację o bezrobociu mającym za rządów Donalda Tuska rzekomo wynosić 15 proc. Decyzją sądu partia władzy musiała sprostować tę informację i zgodnie z prawdą głosić, że za Tuska bez pracy pozostawało... 14,4 proc. Polaków.

Też wciąż dużo i chluby rządowi PO-PSL nie przynosi. Dlatego politycy Platformy przypomnieli, że za rządów PiS, na początku 2006 r. bezrobocie wynosiło aż 18 proc. Działacze Lewicy przezornie nie wchodzą w tym temacie w polemiki, bo a nuż ktoś przypomni, że za Leszka Millera bezrobocie sięgało 20 proc. Choć z drugiej strony mogliby się pochwalić, że przed 1989 r. w Polsce oficjalnie żadnego bezrobocia nie było.

Wiele pominiętych przyczyn

Na temat tego sporu można sobie żartować, uznając go nawet za kabaretowy, ale jednocześnie zaciemnia on naszą rzeczywistość, bo nie uwzględnia kontekstu omawianych czasów. Pierwsze dwucyfrowe bezrobocie w Polsce pojawiło się w 1991 r. i było związane z recesją transformacyjną, rewolucją w gospodarce likwidującą m.in. wiele pozornych etatów oraz drastyczną walką z inflacją. Kolejny kryzys poturbował rynek pracy pod koniec 1998 r., po dwóch kryzysach finansowych – dalekowschodnim i rosyjskim. Rządowi Leszka Millera z kolei walczyć z bezrobociem nie pomagało spowolnienie w krajach UE i USA w latach 2000-01.

Pierwszy rząd PiS, który odziedziczył poważny problem po poprzednikach, dawał sobie z nim radę naprawdę dobrze. Tyle że było to związane ze światową prosperity, wchodzeniem na rynek pokolenia wykształconych młodych ludzi, a także z otwarciem części ówczesnych państw zachodnich (głównie Wielkiej Brytanii i Irlandii) na naszych pracowników po wejściu Polski do UE. Połączenie tych czynników z polityką ówczesnego rządu, który dążył do pobudzenia gospodarki choćby poprzez obniżki podatków, doprowadziło do szybkiego spadku bezrobocia w latach 2005-07 do nieco ponad 11 proc.

Od 2009 r. bezrobocie znowu rosło, ale nie z powodu złośliwości czy nieuctwa rządzącego wtedy Tuska, ale w dużej mierze ze względu na trwający wówczas głęboki kryzys, który w całej Unii zwiększył odsetek osób bez zatrudnienia. Sytuacja zaczęła się zmieniać na początku 2013 r., i kiedy w 2015 r. bezrobocie spadło do poziomu jednocyfrowego – do władzy doszedł znowu PiS.

Żonglowanie statystykami

Wskaźnik spada do dziś, a sukces ten ma wielu ojców. Nawet jeśli przyznamy, że politycy swymi decyzjami wpływają na koniunkturę, trzeba mieć świadomość, jak bardzo zależna jest polska gospodarka od trendów globalnych, ale i tych krajowych, wśród których prym wiedzie demografia.

W latach 2015-22 liczba pracujących wzrosła o 900 tys. (z 15,9 mln do 16,8 mln), jednak w tym samym okresie liczba wszystkich osób w wieku produkcyjnym zmalała o 1,8 mln, z 24 mln (62,4 proc. ludności) do 22,2 mln (58,7 proc.). Oznacza to, że dający nadzieję rosnący odsetek osób aktywnych zawodowo jest częściowo efektem starzenia się społeczeństwa, przechodzenia coraz większej liczby osób na emeryturę (zwłaszcza po obniżeniu wieku emerytalnego przez PiS) oraz mniejszego zastrzyku świeżej krwi, związanego z niżem demograficznym.

Do prowadzonych na rynku pracy statystyk można mieć zresztą kolejne zastrzeżenia, choćby dlatego, że w Polsce operuje się dwoma wskaźnikami. Ten główny ukazuje odsetek bezrobotnych zarejestrowanych w urzędach pracy, jednak więcej o rzeczywistej sytuacji pracowników mówi nam Badanie Aktywności Ekonomicznej Ludności (BAEL), które opiera się na analizach ankietowych. Stosuje ono bardzo ekskluzywną definicję bezrobocia, bo żeby zostać w nim zakwalifikowanym jako bezrobotny, należy spełniać trzy kryteria: nie mieć pracy, być gotowym do jej podjęcia i aktywnie jej szukać. Za osobę pracującą traktuje się zaś taką, która przepracowała zarobkowo w tygodniu przed badaniem przynajmniej godzinę (zalicza się tu osoby na urlopie i L4). To z kolei bardzo inkluzywna definicja.

Wady obu metod ukazały się w pełni w trakcie pandemii. Prawdopodobnie mieliśmy wówczas w oficjalnych statystykach zaniżony poziom bezrobocia. Wiele osób pozostających bez pracy, ale gotowych ją podjąć, nie mogło jej szukać, ponieważ zgodnie z wytycznymi państwa siedziało w domach. Nie liczyły się więc jako bezrobotne. Jak wynika z pogłębionego badania „Diagnoza Plus”, przeprowadzanego wtedy przez naukowców z Uniwersytetu Warszawskiego, grupy badawczej GRAPE i Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych, w kwietniu 2020 r. bezrobocie mogło wynieść 6,1 proc., a z ludźmi nieposzukującymi zatrudnienia aż 10,3 proc., choć w tym samym czasie oficjalne badanie BAEL wskazywało na 3,2 proc. Wskaźnik ten w „Diagnozie Plus” malał wraz z luzowaniem restrykcji i spadkiem zachorowań, ale ostatnie dane wciąż były wyższe niż te oficjalne. I nadal nie możemy mieć pewności, że sytuacja wróciła do równowagi.

Kto jest pracownikiem?

Problemy są także z definicją osoby pracującej. Jest nią zarówno ten, kto zarabia dorywczo przez kilka godzin tygodniowo, jak i osoba pracująca na pełen etat. Jak twierdzi dr hab. Iga Magda ze Szkoły Głównej Handlowej oraz Instytutu Badań Strukturalnych, w świetle analiz BAEL ok. 4 mln osób pracuje mniej, niżby chciało, albo nie pracuje wcale, choć nie łapią się do kategorii bezrobotnych.

– To osoby, które pracują w niższym zakresie czasu, niżby pragnęły, albo takie, które nie szukają aktywnie pracy, lecz deklarują, że gdyby ją im zaproponować, toby się jej podjęły. To także osoby szukające pracy, ale niegotowe do jej podjęcia, czyli np. matki więcej niż jednego dziecka, które nie mają możliwości znalezienia elastycznej pracy albo takiej w mniejszym zakresie czasowym czy osoby w wieku emerytalnym. To również osoby z niepełnosprawnością, które z licznych powodów nie mogą pracować, mieszkańcy mniejszych miejscowości nieznajdujący zatrudnienia w okolicy, oraz młode osoby, które zniechęcone wielomiesięcznymi poszukiwaniami, zaprzestały ich w końcu – tłumaczy „Tygodnikowi”.

Jedną z najpoważniejszych bolączek jest to, że w świetle danych GUS szukamy pracy w Polsce średnio aż 7,5 miesiąca (dane za II kwartał 2023 r.). Z tym że zupełnie inaczej wygląda to w dużym mieście, a zupełnie inaczej w małym, gdzie przedsiębiorstw jest niedużo. Często też poszukiwanie zatrudnienia odbywa się po partyzancku. Jak wskazuje prof. Joanna Tyrowicz w odcinku podkastu „Kultury Liberalnej” pt. „Koniec bezrobocia w Polsce?”, do urzędów pracy trafia ledwie 10-12 proc. ofert. Wiele urzędów nie stara się (albo nie umie) aktywnie łączyć ze sobą pracodawców i pracowników. Reszta trafia do niezbyt rozwiniętych w Polsce portali z ofertami czy do mediów lokalnych, które ze swej istoty dysponują propozycjami z najbliższej okolicy. Brak fachowego pośrednictwa, zarówno prywatnego, jak i publicznego, szkodzi i bezrobotnym, i pracodawcom.

Ci, którzy pracę mają, narzekają często na zarobki. W efekcie rośnie u nas odsetek „gniazdowników”, czyli osób w wieku 25-34 lata, które nie założyły własnej rodziny i mieszkają z rodzicami albo po okresie nieudanej samodzielności wróciły do nich. W 2022 r. odsetek ten wyniósł (według GUS) 51 proc., a to najwięcej od dekady. Wpływ miały na to z pewnością pandemia i niepewność związana z wojną, ale dziś ważniejsze jest to, że w ostatnich latach wzrosły mocno ceny mieszkań; utrudniono też dostęp do kredytów z powodu gwałtownie wzrastających stóp procentowych. Jednak z opracowania GUS „Pokolenie gniazdowników w Polsce” z 2021 r. wynika, że najczęstszym powodem zamieszkiwania z rodzicami, często frustrującego, są niskie dochody.

Rewers płacy minimalnej

Młodzi ludzie zarabiają mniej także dlatego, że są na początku kariery i brakuje im jeszcze odpowiedniego doświadczenia i umiejętności. Rządzący w pewnym stopniu starają się zaradzić niskim wynagrodzeniom podwyżkami płacy minimalnej, która za rządów PiS wzrosła z 1750 zł brutto do 3600 brutto.

Działanie władz przekłada się na wzrost innych płac w przedsiębiorstwach, a więc na zarobki nie tylko tych, którzy dostają najniższą krajową, ale także tych, których „dogania” płaca minimalna. Zdarza się też często, że wyższa pensja minimalna doprowadza do spłaszczenia wewnętrznych siatek płac, co obniża motywację do poszerzania kwalifikacji i awansu zawodowego.

W 2021 r. w Polsce za płacę minimalną pracowało 1,7 mln osób. Dziś jest to już 2,7 mln. Częściowo może być to także efekt omijania regulacji i rozrostu szarej strefy, szczególnie na rynkach, gdzie płace są niskie. Wzrost wynagrodzenia oznacza bowiem zgodnie z prawem również podwyżkę pozapłacowych kosztów pracy, takich jak podatki i składki. – Podwyżki związane ze wzrostem płacy minimalnej mogą być często załatwiane pod stołem. Pracownicy formalnie otrzymują najniższą krajową, ale część wynagrodzenia dostają oddzielnie – tłumaczy dr hab. Iga Magda.

Jak wynika ze „Sprawozdania z działalności Państwowej Inspekcji Pracy w 2022 roku”, odsetek firm objętych kontrolą, w których stwierdzono nielegalną pracę zarobkową, wzrósł przez rok z 33 do 41,7 proc. Sama PIP wskazuje w raporcie, że „głównym powodem stosowania niedozwolonych praktyk są koszty związane z zatrudnianiem pracowników”. Także z raportu „Przeciwdziałanie szarej strefie w latach 2012-2022”, opracowanego przez UN Global Compact Network Poland, wynika, że w latach 2019-22 szara strefa (w tym zatrudnianie na czarno) wzrosła w Polsce z 13,6 do 20,7 proc. PKB.

Płacenie pod stołem ułatwia utrzymanie realnych, choć nie do końca legalnych miejsc pracy w sektorze prywatnym. Gorzej jest w tym publicznym, gdzie wszystko odbywa się zgodnie z prawem. Samorządowcy narzekają, że podwyżki płacy minimalnej prowadzące do spłaszczenia siatki płac, wypychają dobrych urzędników do sektora prywatnego. Podobne problemy są w edukacji. Obecnie minimalna płaca asystenta na uczelni wynosi pięć złotych powyżej płacy minimalnej, a nauczyciela początkowego w szkole – 90 zł powyżej. To zniechęca zdolnych ludzi do pracy w szkołach, a kolejne podwyżki (w przyszłym roku najniższa krajowa ma wynieść 4242 zł brutto), choć z pozoru potrzebne, mogą jeszcze bardziej napędzić szarą strefę i podnieść bezrobocie.

Dyskusję na temat osób bez pracy należy prowadzić, ale wcześniej zdecydowanie ją schłodzić. Zamiast w czasach mikrego bezrobocia kłócić się o stare dzieje, warto szukać rozwiązań w walce z licznymi patologiami rynku pracy. Niestety – nie mieści się to w logice obecnej kampanii. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 37/2023