Ugryźć się w język

Od dawna już tak wielu nie zawdzięczało tak dużo tak nielicznym.

12.02.2018

Czyta się kilka minut

Fot. Maciej Zienkiewicz dla TP
Fot. Maciej Zienkiewicz dla TP

Dzięki medialnej ofensywie rządu w najbliższym czasie nie spotka mnie nigdzie na świecie upokarzająca, a powtarzająca się w przeszłości sytuacja, w której niemający oczywiście złych intencji, ale po prostu niedouczony człowiek uśmiechał się porozumiewawczo mówiąc: „Poland? Poland? Oh yeah – Amsterdam! Marihuana! Good stuff!”.

Cieszę się, że pierwsze jaskółki zmian już nadciągają i że poseł Andrzej Melak z PiS pochylił się nad „Medalionami” Zofii Nałkowskiej. „Wiem, że autorce nie chodziło o przypisywanie nam zbrodni niemieckich, ale należy to wyjaśnić. Książkę czytają uczniowie, czytają ludzie za granicą i mogą to źle zrozumieć – rzekł w rozmowie z Wirtualną Polską. – Koniecznie trzeba tam zawrzeć dopisek, że obozy były niemieckie, że to Niemcy je stworzyli na terenie Polski. Chodzi o prawdę”.

Nie wiedziała ta biedna Nałkowska, co czyni. Ale można to zrozumieć, tak po ludzku, zwyczajnie – człowiek po wojnie to nieraz zakręcony był taki, że czasem jakąś głupotę palnął. Na szczęście Nałkowska ma nas! Poprawimy i już będzie dobrze.

Przy całym moim entuzjazmie dla promocji dobrego imienia Polski w świecie chciałabym jednak wyrazić swój niepokój. Uważam bowiem, po konsultacjach z ludnością pochodzenia zagranicznego, że są i inne frazy, które zasługują na wyrugowanie za pomocą ustawy.

Znajomy Walijczyk uważa np., że konieczna jest zmiana w nazwie Układu Warszawskiego. „Wielu z nas, urodzonych pod koniec lat 70. na Zachodzie, istnienie Warszawy zauważało właśnie poprzez tę nazwę”. Przypomnę młodszym czytelnikom, iż był to sojusz polityczno-wojskowy państw bloku wschodniego. Sankcjonował podział Europy i tym samym miejsce Polski w radzieckiej strefie wpływów. Układ ten rzeczywiście podpisano w Warszawie. Czy jednak – jak przytomnie zauważa walijski kolega – chcemy, by nadal w świadomości ludzi Zachodu nasza stolica kojarzyła się z tym niechlubnym paktem, który przypieczętował powojenny ład? No chyba nie! W dodatku miał on swoją drugą nazwę – Układ o Przyjaźni, Współpracy i Pomocy Wzajemnej. Nie rozumiem, dlaczego z niej nie korzystać?

Nie muszę chyba nawet wspominać, że poważnym niedopatrzeniem jest brak refleksji nad wyrażeniami takimi jak „getto warszawskie”, „getto łódzkie” i inne. Nie zgadzajmy się na utożsamianie mieszkańców Warszawy, Łodzi czy dalibóg Sosnowca z twórcami gett. „Niemieckie getto utworzone z myślą o ludności żydowskiej w Warszawie”. Czy może lepiej „getto utworzone przez Niemców dla Żydów w Warszawie”. Czyli od dziś żadnej rocznicy powstania „w getcie warszawskim”.

Na kolejny problem wskazał pewien Australijczyk. Dla niego brzmienie słowa Warszawa w tłumaczeniu na angielski jest po prostu nie do przyjęcia. „Nie znam żadnej innej nazwy miasta, której brzmienie byłoby choć w połowie tak okropne. War – wojna i saw – piła, zbite w jedno słowo? Koszmar. Flaki, krew i odcinane kończyny, oto z czym mi się to kojarzy. Nie miałbym ochoty na wizytę w takim miejscu”.

Jeśli poważnie myślimy o ochronie wizerunku Polski, powinniśmy wpisać do ustawy paragraf o zakazie używania anglojęzycznej nazwy naszej kochanej stolicy. Warszawa, a nie Warsaw! Jeśliś patriota.

Wiem, że następna sprawa, o której chcę wspomnieć, jest niestety niemożliwa do rozwiązania na niwie ustawowej, ale skoro naprawiamy już świat za pomocą zmian w języku, to namawiam gorąco Redutę Dobrego Imienia i Polską Fundację Narodową, by część swoich niewąskich środków przekierowały na odcinek walki z tymi, co to decydują o języku niemieckim. Otóż konieczna jest medialna i dyplomatyczna ofensywa w celu wyrugowania z niemczyzny słowa „führer”. No przecież nie może być tak, że wchodzi Polak do księgarni w dajmy na to Hamburgu albo Darmstadt i widzi w dziale książek podróżniczych napis „Reiseführer”. Nie może być tak, że pod pozorami niewinnych „przewodników” ukrywa się tak naprawdę słowo niosące zbrodniczą treść. Przypomnę tylko, że tytuł używany przez Adolfa Hitlera on sam określał mianem „najpiękniejszego, bo wyrastającego z ducha języka”. Czy trzeba pisać cokolwiek więcej? Jak mamy Was, Niemcy, przekonać, żebyście się zajęli tym, co u was szwankuje?

O tym, że warto pewne sprawy doprowadzić do końca, niech zaświadczy przykład Włoch, gdzie za chodzenie w czarnej koszuli można najwyżej dostać w pysk od przygodnego przechodnia, zamiast jak u nas pójść na trzy lata do ciupy. Co napisawszy, stwierdzam, że obrony godności narodowej mogą się oni od nas uczyć, a zatem należy im jak najszybciej wysłać posła Melaka, żeby im pokazał, jak to się robi w Warszawie.©

Czytaj także:

Dariusz Libionka: Niepamięć narodowa

Paweł Śpiewak: Suma bólu

Andrzej Stankiewicz: Wojna dziesięciodniowa

 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka, wcześniej także liderka kobiecego zespołu rockowego „Andy”. Dotychczas wydała dwie powieści: „Disko” (2012) i „Górę Tajget” (2016). W 2017 r. wydała książkę „Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy”. Wraz z Agnieszką… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 8/2018