Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Gdy kolorowy tłumek zwiedza ruiny średniowiecznej stolicy Syngalezów - Polonnanruwy - raptem 20-30 kilometrów dalej trwają walki w dżungli okalającej port w Trinkomali. Na jednym z najważniejszych skrzyżowań wyspy, w Habarana, aż za dobrze odżywieni przybysze ze specjalnej ambony wsiadają na słonie, by odbyć godzinną przejażdżkę na grzbiecie. Mijają ich dziesiątki autobusów wożących malutkich syngaleskich żołnierzy na front lub z powrotem. Co jakiś czas przeleci helikopter, podstawowe narzędzie walki wojsk rządowych, jako że tylko w powietrzu mają one bezdyskusyjną przewagę nad swoim nieuchwytnym przeciwnikiem - Wyzwolicielskimi Tygrysami Tamilskiego Ilamu, walczącymi o niepodległość terytoriów kontrolowanych przez Sri Lankę.
Na licznych punktach kontrolnych uwagę funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa skupiają przede wszystkim ciemni Tamilowie. Ci "plantacyjni" są w zasadzie OK. Mieszkają w centrum kraju, z dala od zbuntowanych pobratymców z północy i wschodu wyspy. To palce ich kobiet zrywają niemal wszystkie listki docierającej do nas cejlońskiej herbaty.
Niebezpieczni są natomiast Tamilowie "z dżungli". Wielu ucieka do miast w obawie przed odnowieniem walk, ale rząd podejrzewa, że wśród nich są "tygrysi" szpiedzy i emisariusze.
I niektóre wypadki potwierdzają te obawy...
Osaczyć Tamila
14 lutego. W największym mieście i stolicy Sri Lanki, Colombo, ma właśnie miejsce spotkanie Narodowej Rady Bezpieczeństwa. Prezydent Mahinda Radżapaksa dopiero co wrócił z wizyty na pobliskich Malediwach, z którymi jego kraj zacieśnia ostatnio współpracę regionalną. Dokładnie w tym samym czasie partyzanci tamilscy, popularnie zwani Tygrysami, wystrzeliwują w kierunku kwatery dowodzenia elitarnej 53. dywizji piechoty armii rządowej w Kodikamam serię pocisków kalibru 130 mm.
W kwaterze położonej na półwyspie Dżafna właśnie otwierano z pompą świeżo oddaną do użytku siedzibę dowództwa pułku piechoty zmotoryzowanej. Zapalono tradycyjną lampkę oliwną i podano napoje orzeźwiające.
Młodszy kapral zginął na miejscu, dowódca brygady zmotoryzowanej podpułkownik Ralph Nugera odniósł ciężkie rany i przewieziono go śmigłowcem do szpitala wojskowego w Colombo. Rany odniosło też czterech innych wyższych dowódców.
Partyzanci wystrzelili 34 pociski moździerzowe z czterech różnych kierunków. 17 z nich spadło dokładnie na salę konferencyjną dowództwa 53. dywizji i jej najbliższe otoczenie, gdzie miała miejsce uroczystość. Dowódca dywizji ledwie uratował życie, kryjąc się w transporterze opancerzonym BTR rosyjskiej produkcji.
Atak Tygrysów wywołał panikę w najwyższych władzach Sri Lanki i w dowództwie armii wyspiarskiego państwa. Skąd partyzanci wiedzieli o ceremonii? Tym bardziej że zaplanowano ją na określony czas, a następnie przesunięto o godzinę?
Sygnałem ostrzegawczym mogło być wszakże wcześniejsze o dwa tygodnie zdarzenie. Poruszająca się na motocyklach grupa szybkiego reagowania armii rządowej deptała po piętach oficerowi wywiadu tamilskich Tygrysów. Na ostatnim odcinku pościgu tropiciele musieli zejść z motorów i kontynuować pościg pieszo. Osaczony Tygrys, zwyczajem swojej organizacji, w ostatniej chwili zażył cyjanek potasu z ampułki zawieszonej na szyi. Znaleziono przy nim kolekcję map z pozycjami sił rządowych i baz wojskowych.
Co więcej, armia Sri Lanki chwaliła się ostatnio wielokrotnie, że w jej ręce wpadła już cała ciężka broń Tygrysów, co miało nastąpić w toku trwających od roku operacji oczyszczających z partyzantów północ i wschód wyspy. W sierpniu ubiegłego roku Tygrysy skutecznie sparaliżowały rządowy garnizon na północnym krańcu wyspy, ostrzeliwując z artylerii bazę lotniczą w Palaly. W tym samym niemal czasie ciężki ogień dział zablokował największy port morski na wschodzie wyspy - Trinkomali. Następujące potem ataki zdominowanej przez Syngalezów armii rządowej sprawiły, że działa ucichły. Miały zostać zniszczone. Częścią przechwyconego uzbrojenia armia chwali się zresztą regularnie na swego rodzaju wystawach w Colombo.
Jednak ostatni atak, doskonale skoordynowany z uroczystością w sztabie elitarnej jednostki, rozwiał iluzje rządu i dowództwa. W dodatku 27 lutego Tygrysy ostrzelały rakietami samolot i helikoptery zbliżające się do lotniska w Batticaloa na wschodzie wyspy. Na pokładzie znajdowali się ambasadorowie USA i Włoch. Rzecznik Tygrysów, wykazując się poczuciem czarnego humoru, skarcił władze Sri Lanki za niepotrzebne narażanie zachodnich dyplomatów na terenie, gdzie Tamilowie walczą o swój niepodległy Ilam.
U króla demonów
Dudley Fernando oprowadza po wyspie. Jest chrześcijaninem, teoretycznie stojącym z boku wielowiekowego konfliktu, jaki dzieli sprawującą rządy większość wyznających buddyzm Syngalezów i zrewoltowaną mniejszość Tamilów - hinduistów. Jednak jest też przy okazji nauczycielem historii, a ta na Sri Lance, przynajmniej w oficjalnej wersji, zbudowana jest na micie odwiecznej walki cywilizowanych Syngalezów z barbarzyńskimi najeźdźcami tamilskimi z południa Indii. "Najechali Tamilowie", "zniszczyli Tamilowie" - powtarza jak mantrę przy każdych zwiedzanych ruinach. W podręcznikach przemilcza się przy tym skrupulatnie te momenty, kiedy to władcy syngalescy wkraczali na południe Półwyspu Indyjskiego, u którego południowego czubka Sri Lanka wisi niby skapująca właśnie łza.
Dudley Fernando jest Burgherem, czyli miejscowym Kreolem i katolikiem. Sam nie wie dokładnie, ale któryś z jego męskich przodków musiał być kolonistą portugalskim. Być może plantatorem cynamonu albo handlarzem mahoniu i hebanu. Burgherzy niegdyś hołubieni przez władze kolonialne - po odzyskaniu niepodległości byli stopniowo odsuwani od władzy. Wielu wróciło do buddyzmu, jeszcze inni wyemigrowali - zwłaszcza do Australii, gdzie cała dzielnica Melbourne nie przypadkiem nosi nazwę "Little Ceylon". Ostra dekolonizacja symbolicznie zwieńczona została w 1972 r. przemianowaniem kolonialnie kojarzącego się Cejlonu na Sri Lankę, w nawiązaniu do nazwy występującej już w starożytnym eposie hinduskim - Ramajanie. Próbowano zatrzeć wpływy obcej - portugalskiej, holenderskiej i wreszcie brytyjskiej - dominacji, osłabiono wpływy kościołów, które pod osłoną kolonialnej władzy prowadziły na wyspie działalność misyjną. Rykoszetem uderzono jednak i w Tamilów, mimo ich, trwającej już dwadzieścia wieków, obecności na wyspie. Na uniwersytetach narzucono numerus clausus, ograniczający liczbę tamilskich studentów, a jedynym urzędowo dopuszczonym językiem przez długie lata był wyłącznie syngaleski.
Może nie przypadkiem w Ramajanie Lanka występuje jako siedlisko króla demonów Rawany. Porywa on żonę bohatera Ramy, który z pomocą armii małp przychodzi jej w końcu na odsiecz, usypując most w cieśninie oddzielającej wyspę od Indii. Armia indyjska, która w 1987 r. wplątała się w konflikt syngalesko-tamilski, nie powtórzyła sukcesu Ramy i małp. Tracąc tysiące żołnierzy i premiera Radżiwa Gandhiego, zabitego w samobójczym zamachu Tygrysów, Hindusi wycofali swoje siły pokojowe po kilku latach, przypieczętowując jednocześnie nieformalny podział wyspy. Wzdłuż łańcucha wysp ciągnących się między Indiami a Sri Lanką, nazywanych jeszcze i dziś mostem Ramy, nie kursuje teraz nawet prom.
***
Dudley, opowiadając choćby najbardziej ponure historie z krwawej historii Syngalezów i Tamilów, zawsze się uśmiecha. To nadaje temu 54-letniemu mężczyźnie coś z wyglądu dziecka.
- A tak - zgadza się - tak u nas jest. Uśmiechamy się zawsze. Nawet chodzi u nas taki dowcip: "Do kostnicy przywieziono zwłoki, trzy szeroko uśmiechnięte trupy. Koroner objaśnia komisarzowi policji okoliczności ich śmierci:
- Pierwszy to Francuz, lat 60. Zmarł na atak serca w łóżku z kochanką.
- Normalne.
- Drugi to Irlandczyk, lat 25. Wygrał na loterii i wszystko wydał na whisky. Zatrucie alkoholowe.
- Zdarza się. No a ten tu - czemu się tak śmieje?
- Trzeci to najdziwniejszy przypadek. Polityk ze Sri Lanki, lat 40. Trafił go piorun, ale on myślał, że mu robią zdjęcie".
Rawana znów panuje na wyspie.