Twierdze poglądów

Jest dla mnie wielką radością, że sprawa chrześcijańskiej medytacji powraca na pierwsze strony czasopism. Dotychczasową próbę dyskusji uważam jednak za niefortunną.

21.05.2013

Czyta się kilka minut

Niedawno znajomy namówił mnie, abym zajrzał do „Tygodnika Powszechnego”. Zachętą był temat medytacji, obszernie ostatnio omawiany. Przekonało mnie to i do ostatniego „Tygodnika” zajrzałem; a przy okazji do kilku starszych. Spotkała mnie wielka radość! Temat medytacji i medytacyjnej modlitwy zajął tam sporo miejsca. I do tego znalazłem jakże potrzebne przypomnienie: „Modlitwa to bardzo intymny wyraz relacji człowieka do Boga – zasługuje na spokojne i delikatne potraktowanie. Teologiczne bitwy jej nie służą” („TP” nr 14). Okazało się też, że jednym z omawianych wątków stał się mój własny tekst z wiosennego numeru „Pastores”. Była to skromna odpowiedź na prośbę redakcji, która chciała, by wypowiedzieć się na temat ruchu medytacyjnego nazywającego się Światowa Wspólnota Medytacji Chrześcijańskiej (WCCM). Wprawdzie treść mojej wypowiedzi relacjonował na łamach „Tygodnika” już ks. Jacek Prusak SJ („Oskarżona modlitwa”, „TP” nr 16), ale myślę, że nie było to udane. Co takiego napisałem więc w „Pastores”? Tekst był króciutki, miał pięć punktów:


1. Oczywisty fakt istnienia chrześcijańskiej medytacji i potrzeba, a nawet konieczność medytowania przez chrześcijan, bywają niekiedy zapominane. Dlatego często przypominają o tym pasterze Kościoła, dlatego też mój własny tekst zacząłem od słów kard. Ratzingera o potrzebie ciszy, skupienia i medytacji oraz od usilnego napomnienia Benedykta XVI, aby wnętrza kościołów były odpowiednimi miejscami medytacji i by kapłani przygotowywali się do homilii na medytacji. Dodałem też, że zgodnie z papieską nauką stróżami medytacyjnego wymiaru duchowości mają być zakony kontemplacyjne. Później spostrzegłem, jak wiele miejsca poświęcił tej oczywistej prawdzie artykuł ks. Jacka Prusaka SJ: taka zgodność myśli może tylko satysfakcjonować.


2. Jako jedną z odpowiedzi na ten głód medytacyjnej ciszy postrzega się często propozycję WCCM. Jest to społeczność kierowana przez brytyjskiego mnicha benedyktyńskiego o. Laurence’a Freemana, inspirowana przez żyjącego wcześniej innego benedyktyna, o. Johna Maina. WCCM jest coraz bardziej obecna także w Polsce. Zakładane są nowe grupy medytacyjne, istnieje też projekt upowszechniania tej metody w szkołach. Jak zawsze w Kościele (a zwłaszcza po Soborze Watykańskim II), nowe formy modlitwy powinny stać się przedmiotem refleksji i otwartego dialogu. Stąd moje słowa: „Warto pytać o zgodność z chrześcijańską Tradycją medytacyjnej praktyki proponowanej przez WCCM. To pytanie stawia, zresztą, wprost o. Freeman: on sam odpowiada na nie, oczywiście, pozytywnie”.

Argumentacja o. Freemana jest następująca: „w młodości Main nauczył się medytować z mantrą od hinduistycznego nauczyciela, którego poznał na Malajach i u którego przez krótki czas pobierał nauki”. Metoda ta polegała, jak to w hinduizmie, na powtarzaniu słowa-mantry, której zasadniczym elementem nie jest znaczenie słowa, ale dźwięk. „Po wybraniu słowa do medytacji należy »odrzucić jego znaczenie i związane z nim skojarzenia i wsłuchać się w jego dźwięk«”. W ten sposób „pozbywamy się zarówno tych dobrych myśli, jak i tych złych” – uczy się w WCCM.

Później jednak, studiując pisma monastyczne, o. Main doszedł do wniosku, że tej samej metody, której uczył go mnich-hinduista, nauczali też chrześcijańscy mnisi w IV w.: „To, czego nauczył się na podstawie słów swego nauczyciela i dawanego przezeń przykładu, pozwoliło mu pojąć, co tak naprawdę miał na myśli Jan Kasjan, kiedy stanowczo kładł nacisk na »nieustanne powtarzanie« w sercu zaczerpniętej z Pisma formuły”.


3. To jedna strona prezentacji. Dialog polega jednak na spotkaniu różnych punktów widzenia. Taki inny punkt widzenia istnieje: „Jeśli przeczytamy odnośne teksty Kasjana, okaże się, że nie znajdziemy tam takiej nauki medytacji, o jakiej mówi o. Freeman”. Owszem, znajdziemy posługiwanie się powtarzającym się krótkim modlitewnym tekstem, ale nie jest to słowo, w którego dźwięk się wsłuchujemy, a zdanie-prośba, którą wielokrotnie przedstawiamy Bogu. Po przeczytaniu jeszcze innych tekstów starożytnych dodałem moją opinię: „Tak więc wcale nie jest prawdą, jakoby starożytni chrześcijanie modlili się tak, jak uczy tego o. Freeman oraz szkoła WCCM”.


4. Konfrontacja argumentacji zwolenników medytacji metodą WCCM z tekstami starożytnych autorów przekonała mnie, że ci pierwsi nie mają racji, powołując się na chrześcijańskie korzenie swojej metody. Pewnie mają inne racje, warto więc je poznać. Nic lepszego od otwartej rozmowy i szczerego dialogu! Dlatego dodałem: „Dopiero po stanięciu na gruncie historycznej prawdy można zacząć dyskusję o pożytkach tej nowej formy medytacji”.

Myślę, że początkiem tej dyskusji może być jeden fakt i jedna hipoteza. Faktem jest pochodzenie medytacyjnej metody proponowanej przez WCCM od hinduistycznego kapłana. Hipotezą natomiast jest powoływanie się na starochrześcijańskie źródła. Dżentelmeni nie dyskutują o faktach. Mogą natomiast dyskutować o hipotezach. Po lekturze źródeł hipoteza ta wydała mi się nad wyraz wątpliwa. U chrześcijańskich ojców pustyni znalazłem inną metodę, inne duchowe postawy, inne skutki medytacji.

Jak wyobrażam sobie wspomnianą dyskusję? Trzeba przeczytać teksty starożytnych monastycznych autorów i sprawdzić, czy uczyli tego, czym jest medytacja według o. Freemana. Taki dialog to droga, do której zaprosili sam o. Main i o. Freeman, powołując się na teksty z IV w. jako fundament chrześcijańskiego oblicza swojej metody. Nic pożyteczniejszego niż lektura chrześcijańskich źródeł! Nic ciekawszego niż teologiczna debata!


5. Dla podkreślenia wagi problemu przytoczyłem jeszcze myśl Hansa Ursa von Balthasara. Już 40 lat temu podkreślał on, że mówiąc o medytacji nie dyskutujemy o sprawie błahej i marginalnej, ale o czymś, co wkracza w samo sedno chrześcijaństwa jako drogi do zbawienia. W tym kontekście Balthasar zacytował św. Pawła (2 Kor 11, 3-4): „by nie były odwiedzione umysły wasze od prostoty i czystości wobec Chrystusa w taki sposób, jak w swojej chytrości wąż zwiódł Ewę”. Droga modlitwy to droga zbawienia i nie można sobie pozwolić na lekkomyślność w tej kwestii.


O CO TYLE HAŁASU


Tyle napisałem w „Pastores”. Może mało. Tylko jeden wątek, i do tego niezbyt szeroki... Ale spróbujcie sami napisać więcej, mając tylko pięć stron i surową redakcję „Pastores”!

Potem przyszedł wspomniany komentarz w „Tygodniku”. Co tam się działo! Huraganowy ogień tytułów i podtytułów: „oskarżona modlitwa”, „biskup widzi ukrytą formę działania szatana”, „kto się boi medytacji”; „biskupi pytają, czy istnieje chrześcijańska medytacja?”. A w innych miejscach znalazłem: „biskup przestrzega przed medytacją chrześcijańską?”, „medytacja na cenzurowanym”, „nie bój się medytacji”. Poczułem się nieco zdezorientowany stylem tabloidu, tym bardziej że przecież dopiero co czytałem: „Modlitwa to bardzo intymny wyraz relacji człowieka do Boga – zasługuje na spokojne i delikatne potraktowanie. Teologiczne bitwy jej nie służą”. Ponieważ zdecydowanie podoba mi się raczej ta zasada, dlatego proponuję pozostanie przy tym właśnie stylu: racjonalnego namysłu, spokojnej refleksji i szczerego dialogu.

Jest dla mnie wielką radością, że medytacja chrześcijańska wraca na pierwsze strony czasopism. Ostatnie numery „Tygodnika” zawierają wiele ciekawych materiałów do dialogu na temat medytacji, jej piękna i przemieniającej siły. Warto dodać do niego oczywiście inne aspekty, przecież tylu autorów napisało rzeczy bardziej intrygujące niż ja! Podczas lektury „Tygodnika” poznałem na przykład i taką opinię w sprawie czerpania z medytacyjnego dorobku hinduizmu i buddyzmu: „Różne formy medytacji mogą otwierać człowieka na działanie złych sił. Zanurzenie się w tej atmosferze, okultyzm, kontakt z siłami nieczystymi, może prowadzić do opętania. Także praktykowanie medytacji przez ateistów może być niebezpieczne. Zwłaszcza, jeśli medytują, by osiągnąć poczucie pustki, niebytu, jak buddyści, bo samo wyciszanie się może otwierać na działanie złych sił” („Jogin w Kościele”, rozmowa z ks. Josephem Pereirą, „TP” nr 22/2010).

Demoniczne aspekty medytacji, opętanie, złe siły... Jakich rodzajów medytacji mogłoby to dotyczyć? Trudno mi powiedzieć: ja po prostu czytam sobie starożytne teksty i je komentuję. To „Tygodnik” wprowadził te wątki do dyskusji, do tego przez wypowiedź praktyka medytacji, który ma wieloletnie i wielokulturowe doświadczenie. Tym samym czujemy się zachęceni najpierw do dialogu o różnych metodach medytacji, a dopiero potem wprowadzania ich do szkół. Czy bez takiego dialogu nie mogłoby się zdarzyć, że rodzice będą mieli pretensje w sprawie duchowych konsekwencji dla swoich dzieci? Jest to możliwe. A więc znowu: dialogu nigdy dość.

Cieszyłoby, gdyby dołączyła do tego dyskusja o metodzie medytacji proponowanej przez WCCM. Jej dotychczasową próba była niefortunna. Dlaczego? Tu z góry przepraszam za nieznośnie belferski styl moich uwag pod adresem ks. Jacka Prusaka (to wieloletnie nauczycielskie przyzwyczajenia, a w moim wieku człowiekowi niełatwo się zmienić...).


SZKOLNE BŁĘDY


Gdy przytaczamy czyjeś myśli, to cudzysłów służy do tego, aby dosłownie cytować słowa. Nie jest właściwe używanie cudzysłowu, jeśli te słowa nie są autentyczne. Jeśli tak zmienia się słowa rozmówcy, aby pasowały do z góry założonej tezy, i jeszcze przez użycie cudzysłowu udaje się, że to jego myśli, to mamy tylko literacki pozór dialogu, a faktycznie jest to monolog ze swoimi własnymi myślami. Wiem, że medytacja to pasjonujący temat i że łatwo tu o rozgorączkowane emocje, ale dialog wymaga najpierw przedstawienia czyjegoś stanowiska, a dopiero potem zajęcia swojego. Ktoś przecież mógłby pomyśleć coś niedobrego o takich praktykach. I byłby tylko kłopot z obowiązkiem sprostowania.

Nie jest właściwe wymyślanie sobie pytań, jakie rzekomo zadali uczestnicy dialogu. To nieprawda, że pytanie: „czy istnieje medytacja chrześcijańska?” należy do tych, które „coraz silniej stawiają biskupi”. Biskupi w ogóle go nie stawiają, bo dla każdego jest jasne, że medytacja chrześcijańska istnieje. W rozmowie lepiej odpowiadać na pytania, które uczestnicy dialogu rzeczywiście zadali, a nie na te, które sami sobie wymyśliśmy. Nie zamykajmy się w oblężonej twierdzy własnych myśli: niech trwa dialog, a nie monolog ubrany tylko w literacką szatę dialogu!

Jeśli zaprosiłem do debaty słowami: „warto dopytać się szczegółowo” oraz „można zacząć dyskusję o pożytkach tej nowej formy medytacji”, to nie jest właściwie zamykać dialog przez takie sformułowania jak „jedyna słuszna konkluzja” lub „ostateczna wyrocznia”. Po co używać takich zamykających sformułowań? Ktoś przecież mógłby pomyśleć, że biskup Andrzej faktycznie tak napisał – i znowu byłby kłopot ze sprostowaniem.


***


Te trzy szkolne błędy z pewnością łatwo da się poprawić. Po uczynieniu tego – dyskusję warto zacząć na nowo! A do moich skromnych refleksji z „Pastores” dodać i te inne, znacznie ciekawsze, poruszone przez autorów „Tygodnika”. Nie zapominajmy przy tym o soborowym duchu dialogu. No i oczywiście o najważniejszym: „Modlitwa to bardzo intymny wyraz relacji człowieka do Boga – zasługuje na spokojne i delikatne potraktowanie. Teologiczne bitwy jej nie służą”.


Nasze wcześniejsze teksty o medytacji chrześcijańskiej czytaj na stronie: powszech.net/medytacja

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2013