Pst, oni tam się modlą

Kłębiące się myśli wykorzystały okazję i jedna za drugą usłały po brzegi czarne pola pod powiekami. Chwilę się wierciły, ale po paru minutach odpuściły i zastygły. Wtedy przyszła cisza.

01.04.2013

Czyta się kilka minut

 / Fot. Kamila Buturla
/ Fot. Kamila Buturla

– No naprawdę, modlą się.

– Nie modlą, medytują. Widziałam: na poduszkach, po turecku, z zamkniętymi oczami.

Dialog dwóch kobiet dobiegał zza drzwi sali Klubu Inteligencji Katolickiej przy ul. Siennej w Krakowie. Był wtorek, kwadrans po siódmej wieczorem. Pół godziny wcześniej, przed kamienicą zebrali się członkowie grupy medytacji chrześcijańskiej. Twarze widziane pierwszy raz.


Minuta pierwsza: To iluzja. Przecież nie panuję nad ciałem. Wiem to, choć minęło ledwie parę sekund. Oczy zamknięte, lecz powidoki od razu nie znikają. Oczy zamknięte, lecz pod powiekami jasno. Powtarzam aramejską mantrę. Dwie sylaby: „Mara-” – wdech; „-natha” – wydech. Właśnie, oddech. Zapanuję nad oddechem, i wszystko się uspokoi.

MEDYTACJA, INSPIRACJA

Spotkanie było krótkie: dwie 25-minutowe medytacje plus spacer wokół mat na podłodze. Zmianę postawy oznajmiał metaliczny dźwięk gongu. Trzy uderzenia pałką na początek, jedno na przejście z postawy siedzącej do kroczącej i z powrotem, trzy na zakończenie drugiej części medytacji. Na koniec wspólna modlitwa, „Ojcze Nasz”.

Medytacja chrześcijańska. Chcieliśmy się dowiedzieć, co to takiego.

Znaliśmy definicje: „Medytacja polega na pielęgnowaniu treści duchowej, będącej jej przedmiotem. (...) Warunki praktyki medytacyjnej: 1. umiejętność osiągania stanu uspokojenia wewnętrznego i cielesnego; 2. wytworzenie w sobie zdolności koncentracji, skupienia uwagi na jednym przedmiocie; 3. wstępna kontemplacja – głębokie rozmyślanie nad treścią m. Praktyka m. może być uprawiana autonomicznie lub w łączności z praktyką modlitewną. Wtedy m. i modlitwa mają się do siebie jak światło i ciepło; m. to »droga zimowa«, modlitwa zaś to »droga letnia«”.

Słyszeliśmy hasła: „Medytacja to nie aspiryna; medytacja to inspiracja”. „Jest prosta, ale nie łatwa”. „Dla każdego, ale nie dla wszystkich”.

Na spotkaniach przekonano nas: praktyka jest zawsze inna.


CICHA UWAŻNOŚĆ

Za oknem hulał zimowy wiatr, z korytarza dobiegał hałas. I jak tu medytować? Po zamknięciu oczu kłębiące się myśli natychmiast wykorzystały okazję i jedna za drugą – a może jedna przed drugą – usłały po brzegi czarne pola pod powiekami. Chwilę się wierciły, ale po paru minutach odpuściły i zastygły. Wtedy przyszła cisza.

Nie wiemy, co zaskoczyło nas bardziej: spotkanie z ciszą, czy z myślami i własnym ciałem, odczuwalnym bardziej niż zwykle. Myśli naraz nigdy nie było tak dużo, krew w żyłach nigdy nie pulsowała pod takim ciśnieniem, mięśnie pleców nigdy nie wydawały się tak uciążliwe. Po spotkaniu jeden z uczestników mówił o medytacji: cicha uważność.

– Rozpraszają nas dziesiątki myśli i spraw, które przynosimy na medytację. Miałam w życiu ciężki okres, nasze spotkania stały się ważnym punktem tygodnia. I jednocześnie – bardzo trudnym – przyznaje Agnieszka Galos, uczestniczka grupy.


Minuta czwarta: „Mara-”. Oddech pomógł – i co z tego? Nie panuję nad umysłem. Ciągle myślę, choć myśleć się chyba nie powinno. Powtarzali: wyczyść umysł. „-natha”. Chcę, naprawdę chcę – ale myśl goni myśl. Są to myśli niechciane. Dwie sylaby: „Mara-” – przestań; „-natha” – myśleć. Ktoś kichnął.


MIEJSCE SPOTKAŃ

Medytujący mówią, że człowiek Zachodu jest nastawiony na szybki efekt. To, co nas ulepsza, ma działać już. Medytacja chrześcijańska oducza takich oczekiwań, przyzwyczaja do zwracania uwagi na drobne zmiany. Tu – bliscy zauważają, że ktoś częściej się uśmiecha. Tam – ktoś inny przyznaje: dzięki medytacji przestałem pić kawę.

Ojciec Maksymilian Nawara, benedyktyn kierujący Ośrodkiem Medytacji Chrześcijańskiej w Lubiniu podkreśla, że medytacji – uznawanej przez Katechizm Kościoła Katolickiego za rodzaj modlitwy – wierni poszukują z kilku powodów.

– To odpowiedź na potrzebę tych, którzy nie lubią przeintelektualizowanej duchowości. A także tych, którzy nie chcą traktować modlitwy sentymentalnie, czyli wiązać jej z tym, co czują. Obecność Boża nie jest przecież zależna od czucia czy nieczucia – wyjaśnia.

Zakonnik mówi też, że ku medytacji zwracają się także ci, którzy dotąd odnajdywali w katolicyzmie duchowość związaną z uruchamianiem podczas modlitwy wyobraźni i uczuć – „rozmyślaniem”.

– Po kontrreformacji ta forma modlitwy zdominowała Kościół zachodni. Mimo że Ojcowie Kościoła wskazywali, że wyobraźnia nie ma udziału w modlitwie, a nawet jej nie ufali – wyjaśnia o. Nawara.

Od innych słyszymy, że w medytacji najłatwiej jest wytrwać, jeśli jest rodzajem modlitwy. Przekonaniem, że nie jesteśmy sami, gdy siadamy w wielkiej przestrzeni ciszy. Transcendencją z Bogiem i Chrystusem. Rodzajem kontaktu, wręcz miłosnego spotkania.


POSZUKIWANIE

Mówią uczestnicy krakowskich grup medytacji chrześcijańskiej:

„Zaczęło się od pustyni. Dziesięć lat temu uczestniczyłam w spotkaniu międzyreligijnym na kalifornijskiej pustyni. Z najdalszych zakątków świata przyjechało kilkadziesiąt osób. Wyznawali różne religie, mieli inne potrzeby i doświadczenia. Połączyła nas cisza. Po powrocie zaczęłam jej szukać w naszym Kościele” (Agnieszka Lech).

„Potrzeba medytacji zrodziła się kilka lat temu. Na początku towarzyszyły jej wątpliwości. Przez pierwsze miesiące medytowałem samotnie w domu. Jednocześnie zacząłem szukać chrześcijańskich źródeł tej praktyki.” (Jarosław Baniewicz).

„Odmawiam wiele modlitw. Medytacja jako forma modlitwy interesowała mnie od dawna. Wcześniej myślałam, że jest głównie buddyjska. Po spotkaniu z członkami Światowej Wspólnoty Medytacji Chrześcijańskiej udało się założyć grupę medytacyjną w Krakowie” (Urszula Jajkowska).


Minuta dziewiąta: Już jest inaczej. „Mara-”. Oddech, mantra, robią swoje. A spodnie od dresu zostały w domu. „-natha”. Te dżinsy jakoś mi ciążą, pieką uda. Zabawne, były takie luźne. „Mara-”. Uwiera mnie wszystko, czego zwykle nie czuć: buty, pasek. „-natha”. No i te dżinsy. Zabawne: pojawia się myśl o neuronach. Jak to wszystko działa.


OBIERANIE ZIEMNIAKÓW

Pionierem medytacji chrześcijańskiej w Polsce był o. Jan Bereza, benedyktyn (zmarł w 2011 r.). To z jego inicjatywy w 1988 r. powstał w Lubiniu pod Poznaniem Ośrodek Medytacji Chrześcijańskiej. Trwała komuna, pierwsze spotkania odbywały się w kameralnym gronie.

– Rozwijaliśmy się szybko, przyjeżdżało coraz więcej ludzi. Teraz podczas weekendowych medytacji, na które spotykamy się raz w miesiącu, po prostu brakuje miejsc – opowiada Ewa Chodacka, koordynator ośrodka, który co rok organizuje także 5-dniową sesję medytacyjną oraz dwa spotkania międzyreligijne.

Ojciec Bereza uczył skupienia z nożem w ręku: „Weź na początku głęboki oddech. Doświadcz, jak powietrze przenika do Twego wnętrza, do każdej komórki Twojego ciała. A potem zacznij obierać ziemniaki tak, jakby nie było nic ważniejszego na świecie. Jeśli potrafisz z tak prostej czynności uczynić praktykę, wtedy Twoje życie nabierze kolorów. Twoje serce napełni się pokojem, a Twoja dusza radością. (...) Jeśli potrafisz w ten sposób medytować, Twoje życie będzie się powoli zmieniało”.

Weekendowa medytacja kończy się tzw. ceremonią koła. – To moment, kiedy przerywamy milczenie i dzielimy się doświadczeniem praktyki. To czas inspiracji i pokrzepienia na drodze duchowej – wyjaśnia Ewa Chodacka.


CISZA W KOŚCIELE


W Krakowie członkowie grupy spotkali się po raz pierwszy u ojców jezuitów. Jeden z nich rozesłał maile na adresy uzyskane od o. Jana Berezy. Przyszło kilkanaście osób.

– Nie mieliśmy stałego miejsca spotkań – wyjaśnia Agnieszka Lech. – Przez rok błąkaliśmy się po różnych adresach, medytowaliśmy w mieszkaniach. Na dłużej zatrzymaliśmy się w KIK-u.

Pod Wawelem – oraz wielu miastach i miasteczkach w całej Polsce – działają też grupy związane ze Światową Wspólnotą Medytacji Chrześcijańskiej (World Community for Christian Meditation, WCCM). To największa tego typu organizacja, działa już ponad ćwierć wieku i obecnie grupuje ponad tysiąc wspólnot medytacyjnych z całego świata. Na jej czele stoi o. Laurence Freeman, benedyktyn z klasztoru Chrystusa Króla w londyńskim Cockfosters.

Ich spotkania rozpoczyna wspólne czytanie nauki Freemana lub o. Johna Maina – innego pioniera nurtu. Po modlitwie wprowadzającej następuje dwudziestominutowa medytacja, na koniec – jeszcze raz modlitwa i rozmowa.

Pierwsze spotkanie krakowskiej grupy WCCM odbyło się dwa lata temu. – Po pierwszej konferencji w kościele św. Katarzyny na Kazimierzu, znaleźliśmy miejsce w pobliskim kościele Bożego Ciała. Spotykamy się co czwartek o godz. 18.30 – opowiada Urszula Jajkowska, lider grupy.


Minuta czternasta: „Mara-”. Gdzieś, w tle, były jakieś dźwięki. „-natha”. Przytłumione, jak ciemność pod oczami. „Mara-”. Odkrycie na dziś: ciemność ma odcienie. „-natha”. Spokój – już od kilku minut. „Mara-”. Myśl zlewa się z czasem. „-natha”. Co za banał, przecież tego nie napiszemy.


WOLNOŚĆ ZA KRATAMI

Mówi się, że warunkiem medytacji chrześcijańskiej jest panowanie nad emocjami. A także: że nie ma tu efektu – jest tylko praktyka. Medytacja robi jednak karierę w miejscach, gdzie trudno o spełnienie tych warunków: w więzieniach i aresztach.

Major Urszula Wojciechowska-Budzikur, zastępca dyrektora aresztu śledczego w Częstochowie, psycholog i psychoterapeuta, od kilku lat z powodzeniem zachęca do medytacji chrześcijańskiej osadzonych. I widzi, jak pod jej wpływem się zmieniają: są spokojniejsi, lepiej znoszą izolację; przestają palić, chętniej czytają, także Biblię.

– Wyposażeni w taką praktykę, mają szansę na prawdziwą, wewnętrzną wolność – mówi. – Ale to proces. Podobnie jak psychoterapia, medytacja skutkuje wzrostem świadomości własnych myśli, uczuć i emocji. Także tych dawno wypartych. Kiedy te wyparte uczucia i wspomnienia powracają do naszej świadomości, możemy się czuć zaniepokojeni i zdezorientowani. Może pojawić się chęć rezygnacji z praktyki. I wtedy nie należy uciekać, lecz zmierzyć się z tym.

Zdaniem Urszuli Wojciechowskiej-Budzikur to kluczowy moment. I początek prawdziwej pracy: – Podobnie bywa w terapii. Zdarza się, że pacjenci chcą ją przerwać akurat wtedy, gdy dotykają czegoś ważnego i istotnego.

Dobrze wtedy porozmawiać z kimś bardziej doświadczonym w praktyce – psychologiem albo księdzem. I wracać, z uporem maniaka, do swojej mantry.

Na niektóre medytacje z osadzonymi przyjeżdżają wolontariusze z jednego ze śląskich duszpasterstw. – Już sobie wyobrażałem, co pomyślą: że przyjechali jacyś „nawiedzeni”, którzy zaraz zaczną mówić: „Jezus was wyzwoli, czujcie się wolni” – opowiada jeden z nich. – Ale wspólna cisza była niesamowitym doświadczeniem. Wtedy poczułem, że więzienie jest bardzo trudnym miejscem do medytacji pomimo tego, że z pozoru trudno o lepsze miejsce odosobnienia.

Nikt tu nie nawraca osadzonych, ale wszyscy podkreślają znaczenie przymiotnika „chrześcijańska”. – To odniesienie do Chrystusa, do tego, że On, nasz Nauczyciel – jest wewnątrz każdego z nas. Medytacja to czas, kiedy zmagamy się z rozproszeniami, które na co dzień funduje nam życie – mówi jedna z wolontariuszek.


EGZORCYZMY NAD MEDYTACJĄ

Dotąd polski Kościół nie potępiał medytacji, a bywało, iż podkreślał, że jej praktyka i nauka powinny dotyczyć też księży. Otwierając w 2006 r. „Meditatio” – pierwszy z cyklu dorocznych spotkań organizowanych przez WCCM – metropolita poznański abp Stanisław Gądecki zastanawiał się, „w jaki sposób można ich do tego zachęcić, a nawet przymusić”.

„Od samego początku kontemplacja należy do życia Kościoła, stanowi jego integralną część. Nie można sobie wyobrazić Pana Jezusa, który tylko wygłasza mowy i dokonuje cudów. (...) Kościół przez wieki odkrywał różne odmiany duchowości i medytacji, różne rodzaje modlitwy; ale zawsze uważał, że modlitwa i medytacja są nierozerwalnie związane z życiem wiary” – mówił biskup.

Medytujących chrześcijan zaskoczyło więc, gdy 22 marca podczas spotkania z księżmi-egzorcystami w Płocku bp Piotr Libera ostrzegł przed działalnością WCCM. Przecież, powtarzają, praktyka ma korzenie w tradycji monastycznej wczesnego Kościoła, Ojców Pustyni i duchowości benedyktyńskiej.

„Działalność Wspólnoty na terenie naszego kraju będzie zapewne przedmiotem analizy kompetentnych gremiów Episkopatu Polski, dlatego póki co należy zachować powściągliwość w angażowaniu się w jej działalność” – cytowała wypowiedź bp. Libery Katolicka Agencja Informacyjna, donosząc, że w czasie spotkania, oprócz medytacji chrześcijańskiej, rozmawiano m.in. o tym, jak odróżnić opętanie od dręczenia zewnętrznego oraz o wprowadzeniu specjalnego formularza dla osób egzorcyzmowanych.


CZY GRZEGORZ BYŁ BUDDYSTĄ

Ojciec Maksymilian Nawara podkreśla, że nauka medytacji w lubińskim ośrodku opiera się na tradycji odziedziczonej z pierwszego okresu chrześcijaństwa. Zarzuty wobec tej praktyki są, jak mówi, nieporozumieniem.

– Uczymy się według tradycji Ojców Pustyni. W tym przekazie nie ma żadnej nowości. Źródła z IV wieku mówią wprost o medytacji i wyjaśniają, na czym polega ta forma modlitwy. Dzięki jednemu słowu lub zdaniu powtarzanym w ciszy, Ojcowie Kościoła dążyli do doświadczenia modlitwy nieustannej – mówi benedyktyn. I dodaje: także postawa ciała – porównywana do przyjmowanej w medytacjach buddyjskich – jest pierwotna dla medytacji chrześcijańskiej.

Od początków chrześcijaństwa istniały różne „doświadczalne” formy udziału ciała w modlitwie. – Są wskazówki, jaką pozycję zajmować podczas modlitwy, jak łączyć formułę z oddechem i w jaki sposób się koncentrować. Chodzi o to, żeby człowiek był jak najbardziej uważny, przytomny, żeby nie dawał się myślom, które go rozpraszają – twierdzi o. Nawara.

A przypisywanie medytacji chrześcijańskiej buddyjskich korzeni puentuje krótko: – To tak, jakby po przeczytaniu tekstów Grzegorza z Synaju powiedzieć, że są one buddyjskie, ponieważ nawiązują do pewnej formy modlitwy wewnętrznej.


Minuta dwudziesta: „Mara-” - - - - - - - - - - „-natha”. - - - - - - - - - - „Mara-” - - - - - - - - - - „-natha”. - - - - - - - - - - „Mara-” - - - - - - - - - - „-natha”. - - - - - - - - - - „Mara-” - - - - - - - - - - „-natha”. - - - - - - - - - - „Mara-” - - - - - - - - - - „-natha”. - - - - - - - - - - „Mara-” - - - - - - - - - - „-natha”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i redaktorka „Tygodnika Powszechnego”. Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do 2012 r. dziennikarka krakowskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Laureatka VI edycji Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego (… więcej
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2013