Tu i teraz ja

Pianista Dominik Wania jest pierwszym polskim artystą, który nagrał solową płytę dla prestiżowego wydawnictwa ECM.

21.09.2020

Czyta się kilka minut

Dominik Wania, Warszawa, styczeń 2015 r. / MARTA IGNATOWICZ-SOŁTYS
Dominik Wania, Warszawa, styczeń 2015 r. / MARTA IGNATOWICZ-SOŁTYS

Improwizacja solo to szczególny rodzaj muzycznego dzieła. Na „ja” improwizatora składa się cała jego dotychczasowa droga: wrażliwość i technika, lata grania i słuchania. Improwizowana płyta solo, nagrana dla wydawnictwa ECM, to reprodukcja tego bardzo intymnego momentu w tysiącach egzemplarzy. Te zaś stać będą na półkach obok swoich poprzedniczek w dyskografii słynnego wydawnictwa: „Open, to Love” Paula Bleya, „Solo Piano” Chicka Corei czy jednej z najważniejszych improwizowanych płyt w historii – „The Köln Concert” Keitha Jarretta.

Niespełna rok temu, w listopadowy weekend w szwajcarskim Lugano swoją solową improwizowaną płytę, pod okiem założyciela i szefa ECM Manfreda Eichera, nagrał Dominik Wania.

To, że wyda album dla ECM, było wiadomo od trzech lat. W styczniu 2017 r. pianista i producent spotkali się po raz pierwszy w studiu nagraniowym. Powstała wtedy płyta „Unloved” kwartetu Macieja Obary. Kilka miesięcy później Eicher zaprosił Wanię na rozmowę do swego biura w Monachium.

– Jadąc miałem nadzieję, że ustalimy datę sesji nagraniowej. Szybko ten entuzjazm opadł. Nie tylko nie padła żadna data, ale Eicher kategorycznie nie chciał, bym nagrywał cokolwiek w trio, a taka była moja pierwsza myśl – wspomina pianista. W trio powstała jego poprzednia autorska płyta „Ravel”. Album przyniósł mu w 2014 r. Fryderyki za najlepszą jazzową płytę i za jazzowy debiut roku.

– Eicher powiedział, że ma już dużo takich składów i chciałby, żebym swoją obecność zaznaczył inaczej. Trzeba było szukać innych rozwiązań: myślałem o duecie z perkusistą lub z innym pianistą. Żadna z tych rzeczy nie wypaliła. Musiały minąć dwa lata, by to Eicher zaproponował: nagrajmy album solo. Mnie taka propozycja nigdy nie przeszłaby przez gardło.

Płyta solo w ECM to trochę jak monograficzna wystawa w Centre Pompidou: zdarza się nielicznym, poprzeczkę trudno zawiesić wyżej. Eicher ustalił miejsce nagrania: Auditorio Stelio Molo w szwajcarskim Lugano. Nagrywała tu wielokrotnie Martha Argerich, a także m.in. Carla Bley czy Craig Taborn. Data: 7 listopada, trzy tygodnie przed 37. urodzinami Dominika Wani.

22 lata

Rodzinne podania głoszą, że pierwszy utwór zagrał jako trzylatek. Na podarowanym przez ciotkę elektronicznym pianinku Unitra: – Wydawało to taki dźwięk, no… okropny, ale to był mój pierwszy instrument i mam go do dzisiaj. Pamiętam, że jednemu z moich dziadków zagrałem „Sto lat”.

Potem – muzyczne ognisko w Sanoku, szkoła muzyczna i pełen tok klasycznej edukacji pianistycznej. W domu była do dyspozycji płytoteka taty: członka Klubu Płytowego Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego. Na gramofonie, obok polskiego big-beatu, ulubionej muzyki taty pianisty, obracały się więc nagrania Sławomira Kulpowicza, Tomasza Stańki czy Marka Blizińskiego. Ulubionym zespołem Dominika był jednak jazz-rockowy Blood, Sweat and Tears.

– Inspirował mnie tekst, którego nie rozumiałem, ale z czymś mi się kojarzył, tworzył nastrój, budził emocje. Nie da się też nie zauważyć znakomitej instrumentacji z żywą sekcją dętą, z organami Hammonda. Do dzisiaj brzmi to genialnie. To bardzo witalna muzyka, mieniąca się barwami jazzu, rocka, ale i muzyki klasycznej.

Pierwszą płytą kompaktową w kolekcji Dominika była „Bye Bye Blackbird” tria Keitha Jarretta, nagrana dla ECM. 22 lata później wszedł do studia z tym samym co Jarrett producentem.

Magia drugiego dnia

Listopadowy czwartek w Lugano, mieście położonym w niecce między trzema masywami górskimi, otoczonym dwoma bajkowymi jeziorami. Późnym popołudniem Wania wspólnie z Eicherem spotkali się, by wybrać fortepian. Do dyspozycji były dwa znakomite instrumenty.

– Ten troszkę starszy był szlachetniejszy, dużo lepszy brzmieniowo i w tej sali, można powiedzieć, obyty, ale też bardziej wymagający technicznie – wspomina Dominik. Nie przyjechał tu jednak ułatwiać sobie zadania. Postanowił też, że muzyka, którą zarejestruje, będzie w całości improwizowana: – Po prostu wiedziałem, że jak siądę do instrumentu, mając gdzieś w głowie cały zapas literatury fortepianowej, od Ravela, przez Szostakowicza, Skriabina, Messiaena, Szymanowskiego, będę wiedział, co chcę usłyszeć. Ta muzyka to improwizowany fortepianowy recital solo.

Pierwszego dnia nagrań artyści spędzili razem osiem godzin. Wani i Eicherowi towarzyszył włoski realizator dźwięku, od lat współpracujący z ECM: Stefano Amelio. – Oczywiście robiliśmy przerwy. Słuchaliśmy. Kątem oka patrzyłem na jego notatki i wiedziałem: to jest, tu znak zapytania, to niekoniecznie – wspomina pianista.

W wydawniczej filozofii Manfreda Eichera, bodaj najbardziej cenionego i utytułowanego producenta nagrań muzyki jazzowej i klasycznej, płyta nie jest tylko zbiorem utworów, ale opowieścią, podróżą, w której każdy szczegół – nawet długość ciszy między kolejnymi utworami – ma znaczenie.

Koncepcja albumu powstawała od razu podczas nagrywania. – To jest siła Eichera: jego niesamowita intuicja, słyszenie całości. To mi bardzo pomogło. Atmosfera, jaką stworzył, była bardzo ciepła, wspierająca. Ani razu nie usłyszałem od niego jakiejkolwiek dezaprobaty. Kiedy przyszedłem do studia drugiego dnia, miałem wrażenie, że fortepian brzmi jeszcze lepiej. Z każdym dotykiem, z każdym najmniejszym niuansem zrastałem się z instrumentem. To było coś niesamowitego. Śmialiśmy się z Manfredem: jak to, przecież to jest ta sama sala, to samo ustawienie mikrofonów, wszystko to samo. To oczywiście ja się zmieniłem. Usiadłem do fortepianu, przyszedł pomysł: próbowałem, dobrze, może spróbujemy zarejestrować coś takiego – opowiada Wania.

Tak powstał utwór tytułowy płyty, „Lonely Shadows”. Po dwóch godzinach nagranie dobiegło końca. Miks, czyli drobne poprawki w poziomach dźwięku między poszczególnymi mikrofonami, był formalnością. 9 listopada Dominik wyjechał z Lugano z gotową płytą w walizce.

Pierwszym słuchaczem albumu był Maciej Obara, któremu własna droga do grona artystów ECM zajęła 10 lat. – Masz wrażenie, że cały czas ta muzyka porusza się i rozszerza przestrzeń, w której jest. Ma rodzaj takiej wspaniałej nieskończoności – mówi Obara. – Ta iskra klasycznej pianistyki nadaje blask całej muzyce Wani. Nie używa właściwie języka jazzowego i to mi się strasznie podoba. Na wierzch zostaje wyciągnięta liryka, i po prostu muzyka sama w sobie. Nieważne, jak to określimy, czy to jazz, czy nie, zresztą w tych czasach to nie ma żadnego znaczenia.

AG76

Ostatnim elementem pracy nad albumem było nadanie tytułów poszczególnym utworom. Pod numerem 8 zwraca uwagę szyfr: AG76. To tytuł obrazu Zdzisława Beksińskiego.

– W Sanoku on gdzieś zawsze był. Słyszało się: Beksiński, Beksiński – mówi Dominik. – Wiem, w którym mieszkał domu, mogę sobie wyobrazić, jak wyglądał ich salon w tamtych czasach. Jego obrazy zawsze wydawały mi się mroczne. Coś było z nimi nie tak. Dopiero później doceniłem, jak łączył technikę i to, co miał w głowie, światło i te przeróżne anatomiczne struktury: jak to wszystko ze sobą gra.

„AG76” to olejny pejzaż: rozgwieżdżone niebo oświetla morskie fale, które wyrzucają na brzeg kamienie, błyskotki i kości – bardzo dużo kości. U stóp leży martwy, pomarańczowy ptak z głową sowy i ciałem rybitwy. – Ma niesamowitą aurę – mówi Wania. – Jest mroczny, ale i pełen barw, które bardzo do mnie przemawiają. Starałem się oddać ten klimat muzyką.

Pozostałe tytuły na płycie także są na pograniczu koloru i mroku. „Towards The Light”, „All What Remains” czy tytułowe „Lonely Shadows”: – Myślałem o ludziach, o odchodzeniu. Jeżeli nie robimy niczego dobrego dla innych, to zostaną z nas tylko cienie: samotne, pałętające się po ziemi, szukające swojego właściciela. Jeśli człowiek stara się dać z siebie coś dla innych, wtedy ten cień nie jest osamotniony po jego śmierci, tylko idzie razem z nim. Może to metafora trochę z kosmosu, ale tak mi się to skojarzyło. Samotność i ten cień człowieka, którego już nie ma.

Dystans

– Czy lato, czy zima, czy słońce, czy deszcz, Waniusza ma zawsze tę samą minę – żartuje Maciej Obara.

To na prośbę Wani płyta „Lonely Shadows” ukazuje się na jesieni: – Myślę, że to muzyka odpowiednia na ten okres, w którym ją nagrywałem: urodziłem się w listopadzie, płyta nagrana w listopadzie – to są moje klimaty, to są moje kolory.

Przez lata obecności na muzycznej scenie i na dziesiątkach jazzowych albumów przeróżnych wykonawców starał się pozostawać w cieniu, choć jego gra zawsze zwracała uwagę krytyków i publiczności. Teraz za sprawą płyty w ECM o Dominika Wanię pytać będą recenzenci i promotorzy po obu stronach Atlantyku. Premierze płyty towarzyszyć mają koncerty. Pierwszy zaplanowano na 17 listopada w ramach wrocławskiego festiwalu Jazztopad.

W rzeczywistości dyktowanej przez pandemię koronawirusa nie sposób roztaczać szerszych muzycznych planów. Zamknięci w domach mamy więcej czasu na słuchanie płyt. Album „Lonely Shadows” jest improwizowaną medytacją. Intymna muzyka Wani skraca wszechobecny społeczny dystans. Właśnie teraz nadszedł jej czas. ©

Album trafił do sprzedaży na CD, płycie winylowej oraz w streamingu 18 września.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 39/2020