Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pierwsze z nich kieruję do tych, dla których gender w jakiejkolwiek formie (z akademickimi studiami włącznie) jest synonimem i dowolnie konfigurowanym zbiorem wszelkiego zła.
Czy nie jest tak, że to właśnie Kościół (zob. Jan Paweł II, Veritatis splendor, 50) wyraźnie przestrzega nas przed prostym utożsamieniem prawa natury ze „zbiorem norm biologicznych”? Czy prawo naturalne nie jest porządkiem rozumnym (z samej definicji prawa), odkrywanym przez człowieka, nie stwarzanym przez niego, lecz zadanym mu przez Boga, to prawda (!), ale – skoro odkrywanym rozumem, kierującym się wiarą – to chyba nie bez związku z aktualną kulturą, która każdej rozumowej operacji dostarcza pojęć, form, sposobów wyrażania i przeżywania wartości? A także: ograniczeń (choćby przez poziom edukacji). Czy kultura ma się nijak do tego, w jaki sposób przeżywamy własne człowieczeństwo? Męskość? Kobiecość? Godność osoby? Dlaczego mówimy dziś o wolności religii jako o jednym z niezbywalnych praw człowieka, skoro jeszcze w XIX w. sam jej postulat kwitowany był, również przez papieży, określeniem: insanitas?!
Pytanie drugie – pod adresem strony przeciwnej. Od kiedy to kultura stała się jedynie narzędziem opresji i uciemiężenia człowieka? W którym momencie przestała być przede wszystkim wypowiedzią najwyższych przeczuć ludzkiego ducha, a stała się wyłącznie zbiorem kaleczących go i ograniczających kulturowych kalek i stereotypów? Od kiedy rozwój kultury stał się możliwy jedynie przez zaprzeczenie i odrzucenie wszystkich jej „tradycyjnych modeli”?
I dalej: czy człowieka można zredukować do poziomu kultury – nawet najwyższej? Czy już sam fakt, że się ona rozwija, nie dowodzi tego, że „w człowieku jest coś, co wykracza poza kulturę” i że nie jest on „więźniem żadnej ze swych kultur”? Że wykracza on poza kulturę, dzięki „czemuś”, co stanowi ludzką naturę? I czy to nie ona jest ostatecznie miarą każdej kultury? I czy nie pozostaje ona w związku także z jego wymiarem cielesnym, płcią i seksualnością (por. Jan Paweł II, Veritatis splendor, 53)?
I pytanie trzecie – do obu stron: czy cokolwiek wynika choćby z dwóch zdań, tak chętnie cytowanego przez wszystkich papieża Franciszka, zaczerpniętych na gorąco z adhortacji „Evangelii gaudium”: „Kościół jest powołany, by być na służbie trudnego dialogu” (p. 74); „Dialog jest czymś znacznie większym niż komunikowanie prawdy” (p. 142)? Co zrobić z papieską zachętą do „gotowości do dialogu, cierpliwości, ciepła i przyjęcia wolnego od osądu” (p. 165)?