Gender: rozmawiajmy serio

Debata z udziałem Magdaleny Gawin, Małgorzaty Fuszary i Zuzanny Radzik

09.12.2013

Czyta się kilka minut

Małgorzata Fuszara i Magdalena Gawin / Fot. Robert Kowalewski dla „TP”
Małgorzata Fuszara i Magdalena Gawin / Fot. Robert Kowalewski dla „TP”

Artur Sporniak: Czym jest gender?

MAŁGORZATA FUSZARA: Pojęciem, które wskazuje na płeć społeczną i kulturową, czyli na to, jak jako społeczeństwo kształtujemy kobiety i mężczyzn, na to wszystko, co przypisywane jest kobietom i mężczyznom, rolom kobiet i mężczyzn oraz ich społecznemu funkcjonowaniu. W tradycyjnym podejściu uważano, że wszystkie różnice między płciami wynikają bezpośrednio z biologii. To się zaczęło z czasem zmieniać, czego najlepszym wyrazem było słynne powiedzenie: „Nikt nie rodzi się kobietą, tylko się nią staje”.

Ale przecież rodzimy się kobietami i mężczyznami!

MAŁGORZATA FUSZARA: Słowa Simone de Beauvoire to do pewnego stopnia metafora wskazująca, że biologia to nie wszystko, co nas określa jako kobiety i mężczyzn, bo kształtuje nas pod tym względem wychowanie, kultura, otoczenie społeczne.

ZUZANNA RADZIK: W dużej mierze zależne jest to od precyzji języka. W języku angielskim – pod tym względem dużo bardziej precyzyjnym niż polski – mówi się, że rodzimy się istotami żeńskimi lub męskimi, a dopiero potem stajemy się kobietą lub mężczyzną.

MAŁGORZATA FUSZARA: Dokładne tłumaczenie angielskiego słowa gender to „rodzaj”; zaczerpnięte jest ono z gramatyki i podkreśla, że w sytuacjach społecznych, tak jak w gramatyce, mamy rodzaj męski i żeński. Pojęcie to wskazuje na zależność tego, kim się stajemy, także pod względem „kobiecości” i „męskości”, od kultury i otoczenia społecznego. W ramach gender studies bada się empirycznie zwłaszcza te różnice, które są społecznie uwarunkowane.

Czy udaje się precyzyjnie rozdzielić kulturę od biologii?

MAŁGORZATA FUSZARA: Z dużą dokładnością pewnych zjawisk nie da się rozdzielić, przykładem często dyskutowanym jest to, co bywa określane jako instynkt macierzyński. Czy kobiety mają więcej cech implikujących opiekuńczość, czy instynkt jest po prostu rodzicielski i nakazuje też mężczyznom opiekować się potomstwem, ale kobiety tak się socjalizuje, żeby były bardziej opiekuńcze, a mężczyzn niejako pozbawia się tej możliwości, ucząc ich, że czułość, opiekuńczość „nie przystoi mężczyźnie”?

Natomiast geneza pewnych różnic jest obecnie oczywista, np. luka płacowa na pewno nie wynika z biologii. Ale kiedyś próbowano ją tłumaczyć cechami biologicznymi – mówiono, że kobiety są słabsze, gorzej wykształcone, a mężczyźni wykonują „poważniejsze” prace i dlatego więcej trzeba im płacić. W rzeczywistości kryła się za tym ideologia umacniająca podział władzy w rodzinie – uważano, że mężczyznom trzeba więcej płacić, gdyż oni są głową rodziny, sprawują w rodzinie władzę, także ekonomiczną, i tę rodzinę utrzymują. Wynikało to więc z przekonań, relacji społecznych, podziału władzy, a nie z biologii. Ale także dzisiaj zwolennicy tradycyjnych relacji społecznych powiedzą nam: z tego, że biologia pozwala kobiecie urodzić dziecko, wynika, iż ona ma się poświęcić rodzinie, a mężczyzna ma zarabiać. Niekiedy mówią tak nawet ci, którzy realizują „odwrócony” wobec tradycyjnego model rodziny: to kobieta pracuje, a mężczyzna wychowuje dziecko.

W tym miejscu rozchodzą się poglądy na to, co jest biologiczne, a co społeczne. To rozejście pociąga za sobą w konsekwencji dalsze działania polityczne i społeczne. W konserwatywnych partiach politycznych będziemy słyszeć np. o pracy kobiet nie jako ich wyborze, ale o „przymusie ekonomicznym” pracy kobiet. To z kolei pociąga za sobą przekonanie, że niepotrzebne są żłobki, przedszkola, gdyż lepiej, jeśli matki będą siedziały w domu. W domyśle: gdyż są biologicznie do tego predestynowane. W rzeczywistości mamy tu do czynienia z polityczną retoryką oraz społecznym i kulturowym określaniem „kobiecości i męskości”.

Wysuwany jest zarzut, że gender prowadzi do tego, iż będziemy dowolnie wybierać tożsamość płciową.

MAŁGORZATA FUSZARA: To absurd. Fakt, że ktoś ma niezgodność płci biologicznej z psychicznym poczuciem płci, to nie jest problem czysto kulturowy. Oczywiście dla genderowych studiów jest interesujące, co się dzieje, jeżeli człowiek doświadcza niezgodności psychiki z biologią, i takie analizy są prowadzone też w ramach gender studies, chociaż prowadzone były w naukach na pograniczu medycyny i psychologii jeszcze zanim gender studies powstały. Istnienie osób o takim problemie nie oznacza, że da się płcią biologiczną manipulować.

Błąd w myśleniu polega na tym, że uważamy, iż takie problemy są wtórne wobec odkrycia płci społecznej. Obarczamy gender cudzymi grzechami, jeśli myślimy: za niezgodność płci biologicznej z płcią społeczną winien jest gender, a nie fakt, że to natura takie nieszczęście niektórym ludziom zafundowała.

MAGDALENA GAWIN: Kiedy mówimy, że kategorie kobiecości czy męskości nie są warunkowane tylko biologią, ale również kulturą, to w gruncie rzeczy to samo możemy powiedzieć o każdym innym jednostkowym lub zbiorowym bycie z przeszłości i teraźniejszości. Wszyscy podlegamy presji kulturowej, ponadczasowe mogą być tylko idee. Dlatego w naszej dyskusji należałoby rozgraniczyć dwa aspekty gender: pierwszy jako narzędzia badawczego w humanistyce, w narracji historycznej czy analizie socjologicznej; i drugi wymiar: funkcjonowania tego terminu w życiu społecznym, czyli współczesnych ruchów feministycznych, formułowanych opinii na temat rodziny, relacji między rodzicami i dziećmi czy stosunku do religii. Ten podział, choć nieostry – istnieje. I teraz w narracji akademickiej gender pełni rolę klucza interpretacyjnego do badania zjawisk społecznych i kultury, zwłaszcza miejsca i roli kobiet w społeczeństwie. Prace historyczne nie powinny być oceniane przez pryzmat metody badawczej, ale finalnego efektu; czy rzeczywiście udało się odmalować sugestywny obraz epoki, ożywić postaci, dostrzec jakiś przemilczany aspekt historii albo ciekawie wytłumaczyć jakieś zjawisko. Do napisania dobrej książki potrzebna jest wyobraźnia, umiejętność myślenia, pisania. Dziesięć razy użyte słowo gender na jednej stronie nie poprawi słabej książki, choć może stworzyć zasłonę dymną przed krytyką. Jestem temu przeciwna. W wymiarze społecznym reakcja Kościoła wynika z przekonania, że ideologia gender kwestionuje pewien porządek kulturowy zakorzeniony w chrześcijaństwie, odnoszący się choćby do małżeństwa i rodziny, i interpretuje różnice płci jako coś przygodnego lub uzależnionego od kaprysu człowieka.

MAŁGORZATA FUSZARA: Nie znam takich zwolenniczek gender.

MAGDALENA GAWIN: Mówię o odbiorze społecznym.

Skąd się bierze to zaskakujące zamieszanie wokół gender w przestrzeni publicznej?

ZUZANNA RADZIK: Antygenderowa postawa w Kościele w Polsce często nie wynika z przemyślanego katolickiego podejścia do tematów kobiecych, tylko z przejęcia konserwatywnego modelu rodziny. Spotykam się z pytaniem: mówi pani, że gender wskazuje na ważne problemy, biskupi z kolei mówią, że gender prowadzi do zniszczenia – czy to oznacza, że oni kłamią? Powiedzenie wówczas, że można dyskutować z tym, co mówią biskupi, gdyż mogą po prostu nie wiedzieć, czym jest gender, wywołuje oburzenie.

MAŁGORZATA FUSZARA: Są dwa wyjaśnienia obecnego zamieszania, które uważam za równocześnie prawdziwe. Po pierwsze, to klasyczny back clash, czyli kontrreakcja. Dopóki nowe idee nie zdobędą sobie szerszego posłuchu i nie mają wpływu na rzeczywistość, nie wywołują reakcji albo wywołują reakcję zaciekawienia. Natomiast w momencie, kiedy ruch kobiecy zaczyna mieć pewne sukcesy, ma wpływ na pracę Sejmu, gromadzi tysiące kobiet w całym kraju i widać, że nie da się go zignorować, to wówczas wywołuje kontrreakcję.

A drugie wyjaśnienie wskazuje na obawę przed społeczną zmianą. Kiedyś atakowano feministki (by wspomnieć słynne zdanie bp. Tadeusza Pieronka na temat Izy Jarugi-Nowackiej: „To jest beton, na który nawet kwas solny nie pomoże”). Dzisiaj wiele katoliczek – sama znam takie osoby – odwołuje się do feminizmu Jana Pawła II, w związku z tym pojęcie feminizmu jest coraz trudniej atakować. Tymczasem pojawiło się tajemnicze słowo „gender”...

Kiedyś zastanawiałyśmy się nad tym, czy gender tłumaczyć konsekwentnie jako „rodzaj”. Uznaliśmy, że to słowo źle by się przyjęło w języku polskim jako określenie płci kulturowej. Niewątpliwie jednak byłoby trudniejsze do zaatakowana. Tymczasem, kto się tym bliżej nie zainteresował, nie wie, co to jest gender, w związku z tym może wysłuchiwać absurdalnych ataków. Na przykład, że jest to coś jak nazizm, jak komunizm. Takie ataki nie niosą żadnej informacji, są tylko obraźliwą etykietą, sposobem odstraszania, który ma sprawić, żeby ludzie trzymali się od tego nurtu myślenia jak najdalej.

Dla mnie przeciwnicy feminizmu i gender to osoby, które chcą za wszelką cenę utrzymać społeczne status quo. Rzeczywiście, w odkryciu nierówności płci jest pewien potencjał zmiany. Same badania empiryczne tego nie zakładają. Jeśli jednak odkryjemy istnienie luki płacowej, to ta wiedza rodzi praktyczne pytania: dlaczego kobiety mają mniej zarabiać i mieć mniejsze emerytury? Kto zrobi z tego użytek w dziedzinie polityki społecznej, to już jest inna historia.

Oczywiście można twierdzić, że cała nauka jest ideologiczna – na przykład upierać się, że teoria Kopernika była oparta na ideologii, że ziemia nie jest płaska, a także że była antykościelna i burzyła ówczesny obraz świata. Nie znaczy to jednak, że Kopernik był ideologiem i nie miał racji. Po prostu odkrywał to, jak świat jest zbudowany.

MAGDALENA GAWIN: Kilka razy nauka się pomyliła – żeby odwołać się do przykładu ideologów rasizmu z profesorskimi tytułami – i zapłaciliśmy za to wysoką cenę, więc argument, że coś jest naukowe i nie podlega ocenie moralnej czy etycznej, uważam za słaby. Istnienie luki płacowej między kobietami a mężczyznami jest faktem, podobnie jak to, że robotnicy wielkoprzemysłowi sto lat temu pracowali za grosze. Nie spieramy się o fakty, tylko o interpretacje tych zjawisk. Skąd pochodzą, co odpowiada za nie. I dla mnie kwestia, kto z tego zrobi użytek, jest absolutnie kluczowa. Poza tym opinię publiczną trudno jest przekonać o tolerancji aktywistek feministycznych, obserwując takie zjawiska jak pod katedrą San Juan w Argentynie.

Dopowiedzmy: pod koniec listopada po Krajowej Konferencji Kobiet feministki zaatakowały kordon ludzi wokół świątyni. Półnagie kobiety lżyły, opluwały modlących się mężczyzn, spryskiwały sprejem ich krocza. Dodajmy do tego próbę zerwania wykładu ks. prof. Pawła Bortkiewicza nt. „Czy gender to dewastacja człowieka i rodziny?”, do której doszło 5 grudnia na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu. Czy mimo wzajemnej niechęci Polki o poglądach lewicowych i prawicowych są w stanie wspólnie walczyć z dyskryminacją kobiet?

MAGDALENA GAWIN: Gdyby rzeczywiście chodziło o dobro kobiet, to powinny. W Polsce istnieją, jak wszędzie, ostre podziały ideologiczne, ale w pewnych kwestiach, jak opieka nad matką i dzieckiem, powinna być zgoda. Brak zgody w kwestiach podstawowych nie wiąże się z brakiem genderowej świadomości, ale z dramatycznym brakiem tradycji polityki społecznej, umiejętności zawierania kompromisu, załatwiania pewnego „minimum” spraw. Analizy socjologiczne pokazują jasno, że kobiety mają niższe zarobki, są pierwszymi ofiarami zwolnień grupowych, awansują dużo rzadziej, chociaż są lepiej wykształcone. Moim zdaniem to płaszczyzna dla wspólnego działania. Mamy ciekawy historyczny precedens. Po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. polskie parlamentarzystki zawarły kompromis. Dzięki temu udało się przeprowadzić dobre ustawy dotyczące opieki społecznej, opieki nad matką i dzieckiem. W czasach II RP próbowano wprowadzić w życie model państwa opiekuńczego: wprowadzono powszechny system opieki społecznej i powszechne ubezpieczenia, to było wtedy bardzo nowoczesne. Polska przed wojną miała jedno z pierwszych ministerstw opieki zdrowotnej na świecie. Potem okazało się, że nie ma na to pieniędzy (ten refren słyszymy do dzisiaj). W okresie PRL-u opieka społeczna równała się rozdawnictwu pieniędzy i to na pewno nie był dobry model. Dzisiaj kwestia opieki społecznej nie przykuwa uwagi. Mamy zastraszająco niski przyrost naturalny. Z badań wynika, że Polki, które mieszkają w Wielkiej Brytanii, rodzą więcej dzieci. Jadą do Anglii, żeby rodzić, bo tam jest dobra opieka społeczna i praca. Ewidentnie u podstaw niskiej dzietności w Polsce tkwią błędy czy zaniedbania państwa w tej sferze. Poza tym, życie przeciętnej Polki zależy od tego, czy będą dobrze działały przedszkola, żłobki, czy w szkole będą dobre obiady. Każda rzecz odjęta szkole jest dorzuceniem obowiązków matce. Na zdrowy rozum należałoby o te szkoły i przedszkola dbać. Ale tak nie jest. A potem słychać lament, że w Polsce rodzi się mało dzieci.

ZUZANNA RADZIK: Na niedawnym spotkaniu na temat gender u warszawskich dominikanów, w którym brałam udział razem z Dominiką Kozłowską ze „Znaku”, Agnieszka Graff podkreślała, że katoliczki i feministki mogłyby się spotkać w tym miejscu, gdzie rozmontowano opiekę społeczną w Polsce i trzeba by było ją zmontować z powrotem. Perspektywę wspólnego działania przyjęto pozytywnie, ale z pewnym zdziwieniem. Jednocześnie w kuluarach dało się usłyszeć głosy, że to byłby fałszywy kompromis, bo dzielą nas wartości ważniejsze od opieki społecznej.

MAGDALENA GAWIN: Brakuje zaufania. Nie wiem, czy feministki też są gotowe na kompromis.

MAŁGORZATA FUSZARA: Co do historycznych precedensów, w 1990 r. powstała parlamentarna grupa kobiet kierowana przez Barbarę Labudę, w której były kobiety ze wszystkich opcji politycznych. W tej chwili parlamentarna grupa kobiet ma kobiety z wszystkich opcji poza PiS-em, gdyż posłanki tej partii nie chciały do PGK wstąpić.

Są problemy, które nas dzielą, ale są też problemy, które powinny nas łączyć. Po wielu latach debat, a raczej dwóch równoległych monologów, jest dla mnie oczywiste, że nie uda się porozumieć osobom, które mają zupełnie inne spojrzenie np. na aborcję. Tu nikt nikogo nie przekona, nie będzie żadnego kompromisu, każdy przy swoim zostanie. Wydawało mi się jednak, że porozumienie będzie łatwe np. w przypadku zwalczania przemocy. Przecież nikt nie powie, że jest za tym, żeby bite były słabsze osoby. A jednak nawet przy problemie przemocy trudno się porozumieć. Robiłam badania nad organizacjami kobiecymi. Zdarzało się, że w tym samym mieście były katolickie i feministyczne organizacje, które miały bardzo podobne cele w zakresie zwalczania przemocy, a mimo to nie potrafiły ze sobą współpracować. Na poziomie prostych prawd, że trzeba pomóc ofiarom przemocy albo że trzeba pomóc kobietom wychować dzieci, wszyscy się zgadzają. Nasze drogi zaczynają się rozchodzić, gdy zastanawiamy się, jak konkretnie pomagać. Bardzo wiele analiz pokazuje, że związek, w którym funkcjonuje przemoc, musi być odseparowany. Bardzo często próby „naprawiania związku” praktycznie oznaczają wydanie ofiary na łup sprawcy – on co najwyżej zredukuje poziom przemocy, ale nie przestanie się do niej uciekać, ponieważ nauczył się, że ma władzę w takim związku i może ją egzekwować, także siłą. Niekościelne organizacje będą zatem dążyły do separacji, radziły rozwód jako jedną z możliwości. Natomiast kościelne organizacje powiedzą: małżeństwo jest święte i nierozerwalne, a małżonkowie muszą zostać razem. Kobiety słyszą od księży, że to ich krzyż, do niesienia którego są wzywane.

Odchodzi się od takiego cierpiętnictwa. Kodeks Prawa Kanonicznego przewiduje przecież instytucję separacji.

MAŁGORZATA FUSZARA: Bardzo bym chciała, by to się zmieniało, ale wiele badań pokazuje, że kobiety, zwłaszcza w małych miejscowościach, rzadko o takiej możliwości wiedzą i nikt im o niej nie mówi. Głębokie różnice ujawniają się także, jeśli chodzi o sprawy opieki nad dzieckiem. Tradycyjne spojrzenie na model rodziny zakłada, że nie należy dzieci wcześnie posyłać do instytucji, ponieważ wychowuje przede wszystkim rodzina. Tak rzeczywiście kiedyś uważano, ale dziś to się zmienia, coraz więcej osób przyznaje, że poprzez instytucje wyrównuje się szanse edukacyjne dzieci, a dzieci uczą się w żłobkach i przedszkolach tego, co uważa się za kluczową umiejętność we współczesnym świecie – pracy zespołowej, kontaktu z innymi, współpracy, komunikacji. Nawet dziś zdarzają się jednak tradycjonaliści głoszący, że kobieta powinna zostać jak najdłużej z dzieckiem w domu i żadne przedszkola nie są potrzebne. Znamy takie wypowiedzi i wyliczenia z debat sejmowych, że jak kobietom zapłaci się za pozostanie w domu lub więcej zapłaci jej mężowi, to ekonomicznie państwu się lepiej opłaci.

MAGDALENA GAWIN: Małe dziecko lubi dom, swoje kąty, zabawki, wątpię, czy to się zmieni. Nie byłoby dobrze, żeby dzieci były przedmiotem ekonomicznej gry: należy je wypchnąć do szkół, bo chodzi o to, żeby w przyszłości szybciej zasiliły rynek pracy. Potem taki rynkowy ruch usprawiedliwia się badaniami ekspertów, według których sześciolatki w szkole czują się świetnie. Dzieci w żłobku nie umieją bawić się razem, więc o jakich umiejętnościach współpracy i komunikacji mówimy? Głos tradycjonalistów mówiących, że kobieta ma siedzieć w domu, jest znacznie mniej słyszalny niż opinie na temat „ciemnego” Kościoła, który dyskryminuje kobiety.

MAŁGORZATA FUSZARA: W żadnych analizach nie spotkałam stwierdzenia, że Kościół jest „ciemny”. Natomiast istnieją analizy Instytutu Spraw Publicznych, które mówią, że w wielu sprawach Kościół nie tylko zabiera głos, ale też wpływa na legislację mimo rozdziału Kościoła od państwa. W ramach Kongresu Kobiet, a także wśród kobiet, które przychodzą na nasze genderowe zajęcia, jest mnóstwo katoliczek, przychodzą także zakonnice.

MAGDALENA GAWIN: Takie „mnóstwo” to chyba przesada. Nie twierdzę, że polskie feministki chciałyby palić świątynie. Mówię tylko, że być może ze strony osób najbardziej zaangażowanych w projekty równościowe brakuje odcięcia się od radykalnych postaw. I to stwarza poczucie przyzwolenia na takie ekscesy.

MAŁGORZATA FUSZARA: Robienie analiz nie polega na tym, że się człowiek od czegoś odcina, zwłaszcza od czegoś, co się stało w Argentynie. Jest oczywiste, że są kobiety, które okazują agresję albo nie umieją się zachować w świątyni. Nie ma to jednak związku z obecnymi w Polsce atakami na gender. A jeżeli ma związek, to tylko taki, że współczesne analizy pokazują kobiety w różnych rolach, także kobiety w roli agresora, co jest sprzeczne ze stereotypem i czego dawniej się nie pokazywało.

Czy nie jest tak, że w ramach walki o równouprawnienie próbuje się przemycić rozstrzygnięcia światopoglądowe? Taka sprzedaż wiązana: uchwalmy konwencję przeciwko przemocy, ale użyjmy tam sformułowania prawa reprodukcyjne, za którym kryje się prawo do aborcji, a skoro Kościół protestuje, oznacza to, że jest za przemocą...

MAŁGORZATA FUSZARA: Kategoria praw reprodukcyjnych użyta została m.in. w Deklaracji Pekińskiej, którą Polska podpisała. Konwencja o zapobieganiu przemocy wobec kobiet nie mówi niemal nic o prawach reprodukcyjnych, chyba że za takie uznamy zawarty tam zakaz przymusowej sterylizacji, ale chyba w Polsce nikt się takiemu zakazowi nie sprzeciwia. Konwencja mówi natomiast o płci kulturowej, czyli gender, i społecznych oraz kulturowych źródłach nierówności płci i przemocy. Świetny przykład płci kulturowej mieliśmy niedawno w fotoreportażu z Kijowa w „Gazecie Wyborczej”. Jedno zdjęcie ukazywało, jak się odpoczywa podczas protestów – pod ścianą leżeli pokotem sami mężczyźni, a drugie zdjęcie pokazywało, jak się przygotowuje posiłek, i przedstawiało same kobiety robiące kanapki.

Powtarzam, w ramach gender nikt nie kwestionuje tego, że kobiety rodzą dzieci i karmią je piersią. Natomiast kwestionuje się to, że z tego faktu ma wynikać, iż to kobiety mają pozostać z dziećmi w domu, a nie mężczyźni, albo że w czasie protestów mają przygotowywać jedzenie, że mają mieć mniejszy udział we władzy czy częściej tej władzy podlegać.

ZUZANNA RADZIK: Gdy mówimy „gender”, to myślimy o narzędziu analizy społecznej. Gdy słyszymy „genderyzm”, to mamy do czynienia z tworem, który został spreparowany, żeby można było nim straszyć. W „genderyzmie” rzeczywiście wszystko się łączy i miesza: lęk przed tym, że w przedszkolu każą zakładać spódniczkę na misia, i że będzie zmiana płci, małżeństwa homoseksualne, a także perwersyjna edukacja seksualna. Mamy też sugestię spiskową: genderyzm jest finansowany przez centralę w Brukseli albo w Waszyngtonie... W takiej atmosferze nie możemy spokojnie rozmawiać o tym, co jest determinowane przez płeć kulturową.

MAGDALENA GAWIN: Zuzanna mówi o lękach, a ja o opiece społecznej, która w Polsce się załamała. I doświadczyłam na sobie, jako matka dwojga dzieci, jak się ten system dramatycznie posypał. Nie powinniśmy rozmawiać dzisiaj na temat gender, tylko na temat opieki społecznej. Skutki braku opieki społecznej odczuwa każda matka, każda rodzina i niemal każde dziecko. Mogę wyliczać kolejno: brak pediatrów w przychodniach, absurdalne ceny szczepionek, 23 proc. VAT na produkty dla dzieci, wyprowadzanie ze szkół lekarzy, pielęgniarek, likwidacja stołówek, roczne kolejki do specjalistów, łamanie kodeksu pracy. To jest opieka społeczna z kobiecej perspektywy.

MAŁGORZATA FUSZARA: Z badań wynika, że kobiece koalicje – bez względu na światopogląd czy opcje polityczne – łatwiej jest tworzyć na poziomie lokalnym. Na danym terenie dla kobiet jest absolutnie widoczne, że jeżeli one nie urządzą świetlicy na wsi, to dziećmi nie będzie się miał kto zająć, będą miały słabszy dostęp do rozwijających zajęć itp. Mężczyźni to rzadziej widzą. Atak na gender jest bardzo destrukcyjny dla takich inicjatyw. Z badań prof. Titkow wynika, że w Polsce jest dosyć małe przyzwolenie na to, żeby kobiety w swoich sprawach się zrzeszały i wychodziły na zewnątrz domu.


Prof. dr hab. MAŁGORZATA FUSZARA jest prawniczką i socjolożką, dyrektorem Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych UW, jedną z prekursorek gender studies w Polsce, wiceprezeską Zarządu Stowarzyszenia „Kongres Kobiet”.
Dr MAGDALENA GAWIN jest historykiem, eseistką, zajmuje się historią XIX i XX w. Autorka książki „Rasa i nowoczesność. Historia polskiego ruchu eugenicznego 1880–1952”.
ZUZANNA RADZIK jest teolożką, członkinią Zarządu Fundacji Forum Dialogu Między Narodami i publicystką „Tygodnika Powszechnego”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2013