Trzęsienie uczuć

Chińczycy będą pamiętać ten obraz: premier Wen Jiabao, w kasku i z kilofem, na gruzach zniszczonej w trzęsieniu ziemi szkoły, woła do zasypanych dzieci: "Zaraz was uratujemy!"

27.05.2008

Czyta się kilka minut

Kraje totalitarne mają powody, by lękać się katastrof naturalnych: skrywane wady systemu zostają obnażone, zbiorowe emocje łatwo wymykają się spod kontroli. Informacje o kataklizmach są więc cenzurowane. Chiny uczyniły tak w czasie epidemii SARS w 2003 r. i jeszcze kilka miesięcy temu, gdy burze śnieżne sparaliżowały dużą część kraju.

Chwila wolności i empatii

Jednak inaczej się stało 12 maja, po trzęsieniu ziemi w prowincji Syczuan, które pochłonęło kilkadziesiąt tysięcy ofiar - dotąd naliczono

60 tys. zabitych, ale ostatecznie będzie ich na pewno więcej. Pierwszy raz, a na pewno po raz pierwszy od masakry na Tiananmen w 1989 r., chińskie media państwowe i prywatne dostały wolną rękę. Państwowa telewizja CCTV stała się na chwilę chińskim CNN, nadając z Syczuanu na okrągło.

Właśnie w czasie takiej relacji Chińczycy mogli oglądać w akcji swego premiera: pokrzykiwał na żołnierzy, doglądał rannych i ze łzami w oczach pocieszał ludzi. Wen zachował się jak człowiek z krwi i kości, a nie majestatyczny władca.

Wolny przepływ informacji i nowoczesna technologia sprawiły też, że 1,3 miliarda Chińczyków po raz pierwszy w jednej chwili stanęło wobec narodowej tragedii. Społeczeństwo, które mobilizowano dotąd przeciw "wrogowi" (zewnętrznemu czy klasowemu), teraz mogło zjednoczyć się w empatii i pokazać, czy stać je na wyciągniecie ręki do poszkodowanych. Tymczasem w Chinach nie ma tradycji oddolnej filantropii. Władze boją się każdej zorganizowanej aktywności, której nie mogą kontrolować; poza tym działalność charytatywna wymaga istnienia klasy średniej, a do niedawna mieliśmy do czynienia z krajem biednym, gdzie pomoc społeczna opierała się na rodzinie. Teraz zaś wchłonął Chińczyków kapitalizm bez ludzkiej twarzy, który miał z nich uczynić materialistów i egoistów.

To, co się stało po 12 maja, dowodzi, że obraz ten nie był kompletny. W spontanicznych reakcjach Chińczyków, którzy - każdy z osobna, ale czując siłę wspólnoty (np. przez internet) - zaczęli nieść pomoc ofiarom; nie było fałszu ani kalkulacji. Nie mogły być fałszywe reakcje ludzi, którzy w dwa dni wypełnili w Syczuanie banki krwi, nieśli pomoc w Czengdu, a w całym kraju, omijając państwo, na konta prywatnych fundacji wysyłali znaczne kwoty. Po chińskim internecie krążą historie o lekarzach, psychoterapeutach i zwykłych ludziach, którzy, urywając się z pracy, jechali pomagać do Syczuanu.

Tragedia poruszyła w Chińczykach uczucia, których być może sami nie byli dotąd świadomi. "Czy to tylko moment, w którym rząd i ludzie walczą z katastrofą i niosą pomoc cierpiącym? Nie. Katastrofa i ofiary są też odkupieniem dla rządu i ludzi: władza uczy się, jak być ludzką, a Chińczycy bycia współczującymi" - pisze prozaik Zhang Yihe. Jego interpretacja nie tylko nadaje trzęsieniu wymiar religijny i polityczny, ale idzie pod prąd chińskiej tradycji, w której żywiołom przypisuje się zgoła inne znaczenie.

Gniew bogów

Czy chińscy przywódcy są przesądni? Dzień i godzinę otwarcia Olimpiady wybrali nieprzypadkowo: 8.08.2008 r., o godzinie 8.08 wieczorem. Ósemka jest w Chinach cyfrą szczęśliwą. Jednak wiara w moc liczb to całkiem niewinny przesąd wobec zjawisk paranormalnych, którym Chińczycy dają wiarę.

W zeszłym roku władze jednej z prowincji musiały opróżnić zbiornik retencyjny, gdyż mieszkańcy twierdzili, że na dnie zalągł się groźny potwór. W innym miejscu panikę wywołała plotka o obecności wirusa HIV w arbuzach. Na Tajwanie telewizja podała, że Igrzyska okazać się mogą niewypałem, bo pod stadionem olimpijskim spoczywa pod ziemią wielki smok. Przesądy, wiara w omen, w głosy natury i przeczucia jest zakorzeniona w chińskiej tradycji. Tak samo jak rola plotki (karana do dziś z paragrafu za działalność wywrotową), której szerzenie mogło zakłócić porządek społeczny.

Chińscy władcy najbardziej jednak bali się żywiołów. Bo trzęsienia, cyklony i powodzie oznaczały gniew boga, który niemoralnemu władcy wypowiadał mandat do rządzenia. Pierwszy sejsmograf zbudowano właśnie w Chinach, by cesarz mógł uprzedzać zagrożenie.

To dawne czasy. Jednak wielu Chińczyków wciąż jest podatnych na takie interpretacje. Rok 2008 miał być dla Chin czasem wielkiej fety, a okazał się jak dotąd wyjątkowo pechowy. Najpierw burze śnieżne, potem zamieszki w Tybecie i gwałtowna krytyka Pekinu na Zachodzie, niedawno wybuch epidemii pryszczycy, a teraz trzęsienie i groźba związanej z tym powodzi. Dawniej cesarz czułby się już bardzo niepewnie. Teraz, przynajmniej na krótko, władcy postawili na otwartość i robią, co mogą, by pokazać, że są razem z ludźmi.

Erupcje emocji

Przez dwa tygodnie od trzęsienia w zagranicznych mediach ukazało się wiele opinii o wyjątkowej reakcji władz i społeczeństwa na tę tragedię. Pisze się o "narodzinach społeczeństwa obywatelskiego", "punkcie zwrotnym", "powstaniu nowej tożsamości" albo "złamaniu bariery dzielącej władzę od społeczeństwa". Jeszcze kilka tygodni temu te same tytuły pisały - w kontekście Tybetu - o przyszłości Chin całkiem inaczej.

Faktycznie: Chiny otworzyły się bardziej na świat. Zagraniczne media mogły relacjonować z miejsca katastrofy. Pekin zwrócił się do innych krajów o pomoc i ją dostał. A społeczeństwo i media poczuły się na tyle silne, by pozwolić sobie na krytykę władz, gdy okazało się, że wiele zniszczonych budynków, zwłaszcza szkoły, nie spełniało norm bezpieczeństwa. Był to dowód na korupcję lokalnych notabli. Władze nie lubią mówić o takich rzeczach. Ale tym razem minister budownictwa zapowiedział kontrole, co podchwyciła agencja Xinhua, tuba partyjnej propagandy, oznajmiając, że "nadszedł czas trudnych pytań o strukturalną jakość budynków szkolnych". Również żałoba narodowa i skrócenie trasy olimpijskiego znicza zostały na władzach wymuszone.

Jednak czy to wszystko oznacza "punkt zwrotny" i "narodziny społeczeństwa obywatelskiego"?

Wenran Jiang z kanadyjskiego Uniwersytetu Alberta pisze: "Władze wiedziały, że mają problem z wizerunkiem za granicą i że teraz muszą zareagować inaczej.(...) Obecna otwartość mediów jest bez precedensu. To chwila, gdy Chiny robią dwa kroki naprzód. W przyszłości będzie jeden krok w tył, ale na razie dwa są do przodu".

W istocie ruch wstecz już trwa. Pięć minut wolności dobiega końca, prasa zwiera szyki i o Syczuanie pisać zaczyna według narzuconego schematu. Na pierwszych stronach nie ma już ofiar i wolontariuszy - jest partyjna propaganda wzywająca naród do patriotycznego obowiązku odbudowy Syczuanu. Tak jakby chińscy władcy chcieli przekuć tragedię w poparcie dla siebie. Miejsce ludzkiego Wen Jiabao zajmuje drewniany prezydent Hu Jintao. Sprawy w swoje ręce przejmuje technokratyczna maszyneria.

Chińczycy zapamiętają wspólny zryw, lecz takie emocje zwykle nie trwają długo. A w tym kraju pasje zbiorowe potrafią przemieszczać się gwałtownie w przeciwstawnych kierunkach - jakby, tłumione, szukały możliwości ekspresji. Jest w tym jakiś ułomny substytut dla swobody wypowiedzi i publicznej debaty w krajach demokratycznych. Dla patrzącego z boku zaś nawet najbardziej chlubny cel, gdy jednoczy w sobie emocje miliarda ludzi, budzić może ambiwalentne uczucia.

***

Gdy obchodzono trzydniową żałobę narodową, w tydzień od trzęsienia, o godzinie 14.28 Chiny stanęły. Telewizja pokazywała migawki z całego kraju. Poruszające były zdjęcia z Syczuanu. Ale najbardziej dojmująca scena rozegrała się w centrum Pekinu.

To był ten sam plac Tiananmen. O 14.28 rozległy się syreny i tłum zamarł. Przed sobą miał wielki portret Mao, dalej mury Zakazanego Miasta, siedzibę chińskich cesarzy. Gdy wyłączono syreny, nad placem zawisła cisza. Po chwili, tysiące ludzi, zaciskając ręce, zaczęło skandować na przemian: "Chiny naprzód! Syczuan naprzód!".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Specjalizuje się w tematyce Azji Południowo-Wschodniej, mieszka po części w Japonii, a po części w Polsce. Stale współpracuje z „Tygodnikiem”. W 2014 r. wydał książkę „Słońce jeszcze nie wzeszło. Tsunami. Fukushima”. Kolejna jego książka „Hongkong. Powiedz,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2008