Pekin i czarne kołnierzyki

Prezydent Chin Xi Jinping prowadzi antykorupcyjną krucjatę i wzmacnia w społeczeństwie wizerunek pogromcy złych urzędników. Ale zarzut korupcji bywa też poręczny w walce z partyjnymi rywalami.

28.04.2014

Czyta się kilka minut

Chińscy przywódcy (obecny prezydent idzie jako piąty) pod pomnikiem bohaterów ludowych, 61. rocznica powstania ChRL, Pekin, październik 2010 r. / Fot. Xinhua / EYEVINE / EAST NEWS
Chińscy przywódcy (obecny prezydent idzie jako piąty) pod pomnikiem bohaterów ludowych, 61. rocznica powstania ChRL, Pekin, październik 2010 r. / Fot. Xinhua / EYEVINE / EAST NEWS

Zhou Yongkang do niedawna był nietykalny. Dziś ten były już szef resortu bezpieczeństwa wewnętrznego (kto pełni bądź pełnił ten urząd, zwykle jest jednym z najbardziej wpływowych polityków Chin Ludowych) przebywa w areszcie domowym. Partyjny organ zajmujący się korupcją prowadzi przeciw niemu śledztwo. Informacje o tym docierają do opinii publicznej na razie przez zachodnie agencje oraz media z Hongkongu i Tajwanu. Władze nie potwierdzają tego faktu, ale też mu nie zaprzeczają.

Piętnaście miliardów

Chińskie społeczeństwo przywykło już do łapówkarskich afer z udziałem urzędników czy członków partii komunistycznej, które kończą się wysokimi wyrokami (nawet dożywocia). Co jakiś czas rządowe media raportują o przypadkach „pogwałcenia dyscypliny partyjnej”: ma to utwierdzać Chińczyków w przekonaniu, że antykorupcyjna kampania, na nowo zapoczątkowana przez prezydenta Xi Jinpinga, jest realizowana z całą stanowczością. Lider Państwa Środka obiecał zwalczać skorumpowanych polityków wszystkich szczebli, czyli – jak określają to obrazowo państwowe media – od poziomu much do tygrysów.

Niebezpiecznym tygrysem był właśnie Zhou Yongkang, którego Xi Jinping postanowił ujarzmić. Bezpośrednio przed przejściem na emeryturę w 2012 r. zasiadał on, przez długie pięć lat, w kilkuosobowym Stałym Komitecie Biura Politycznego – organie faktycznie zarządzającym Państwem Środka. Takich ludzi – zgodnie z niepisaną zasadą – partia chroniła, nawet jeśli pochodzenie i wielkość majątku ich rodzin budziły wątpliwości. Wartość aktywów finansowych Zhou Yongkanga i jego najbliższych oraz współpracowników, które zostały już przejęte przez chińskie władze, to blisko 15 mld dolarów.

Członkiem Stałego Komitetu był także były już premier Wen Jiabao. Gdy w 2012 r. dziennik „New York Times” opublikował tekst na temat majątku jego najbliższej rodziny, szacowanego na 2,7 mld dolarów, cenzura zareagowała szybko. Dostęp do anglojęzycznej i chińskojęzycznej strony internetowej „NYT” został w Chinach zablokowany. Żaden organ partyjny nie wyjaśniał tej sprawy.

Król bezpieki i ropy

Zanim dotarł na polityczny szczyt, Zhou Yongkang przez długie lata związany był z Państwowym Koncernem Przemysłu Naftowego i Gazowego. Kierował nim jak własną firmą, powiększając majątki zauszników. Pod koniec lat 90. XX wieku został szefem partii w Syczuanie, gdzie kontynuował budowę swego zaplecza politycznego. Później, już jako członek Stałego Komitetu, odpowiadał za aparat nadzorujący policję, sądy i służby specjalne.

Pieniądze, które miał do wydania na utrzymanie spokoju w kraju, przewyższały nawet budżet wojskowy – to ­pokazuje, jak ważnym resortem zarządzał. Frakcja popierająca go rosła w siłę, a on umacniał swą pozycję w partii. Nie tylko nadzorował aparat bezpieki, lecz stał też na czele grupy kontrolującej przemysł petrochemiczny, która zagrażała Xi Jinpingowi. I to właśnie rosnące wpływy Zhou Yongkanga – tak uważają obserwatorzy – a nie zarzuty korupcyjne, miały być prawdziwym powodem jego upadku.

– Prezydent Xi Jinping wykorzystuje znaną praktykę w chińskiej polityce, polegającą na konsolidacji władzy przez antykorupcyjną kampanię, wymierzoną w politycznego rywala – uważa Thomas Koenig z European Council on Foreign Relations.

Dziś wielu prominentnych działaczy związanych z Zhou Yongkangiem zostało już unieszkodliwionych, toczą się wobec nich postępowania (zarzuty: korupcja i nadużywanie władzy). Wśród podejrzanych jest też jego syn.

Cień Bo Xilaia

Zhou popełnił błąd w 2012 r., sprzeciwiając się odsunięciu od władzy Bo Xilaia, wpływowego i popularnego szefa partii w Chong-qing, którego nazwisko wówczas było wymieniane w gronie potencjalnych członków Stałego Komitetu Biura Politycznego. Pogrążyło go m.in. nadużycie władzy i afery łapówkarskie; obecnie odsiaduje wyrok dożywocia.

Okazując brak lojalności wobec trzech najważniejszych polityków – czyli Hu Jintao, Wena Jiabao oraz Xi Jinpinga, którzy zgodnie poparli wyeliminowanie Bo Xilaia – Zhou Yongkang skazał się na samoizolację.

– W ten sposób uplasował się na pozycji polityka, którego nie tylko można było zaatakować, lecz którego należało zaatakować. On i jego sprzymierzeńcy byli bardziej niebezpieczni jako pozostawieni sami sobie, niż poddani presji – zauważa prof. Kerry Brown z Chatham House, znawca Chin.

Sprawa Zhou Yongkanga prawdopodobnie zakończy się jednak na poziomie partyjnego śledztwa. Aby polityk jego pokroju mógł być sądzony publicznie, na przekazanie sprawy do sądu muszą się zgodzić członkowie Stałego Komitetu. A takiej potrzeby nie ma. Xi Jinping swoje cele osiągnął. Unieszkodliwił przeciwnika i wysłał jasny sygnał tym, którzy w przyszłości chcieliby podważyć jego pozycję „numeru jeden” w chińskiej polityce.

Szukając legitymizacji

Walka z korupcją to flagowe hasło prezydentury Xi Jinpinga. Już na początku jego rządów urzędnikom zakazano trwonienia państwowych pieniędzy na wystawne przyjęcia, podróże służbowe, wznoszenia okazałych obiektów dla potrzeb lokalnych władz czy przyjmowania prezentów.

Na przykład: organ do spraw dyscypliny partyjnej w pewnej miejscowości w prowincji Hunan wykorzystał system nawigacji satelitarnej, aby mieć pewność, że auta służbowe, których używanie poza pracą było zabronione, istotnie stoją w garażach. I rzeczywiście, w miesiąc po wprowadzeniu tego systemu, proceder wykorzystywania aut do celów prywatnych został wyeliminowany, a na paliwie oszczędzono równowartość 40 mln zł. Natomiast władze Guangzhou, w ramach przejrzystości finansowej, zdecydowały o ujawnieniu dochodów urzędników państwowych.

Bezkompromisowe i stanowcze, jak twierdzą rządowe media, rozprawienie się ze skorumpowanymi urzędnikami, nawet tymi na samej górze, ma zwiększyć popularność chińskiego lidera wśród obywateli. Według ekspertów, kampania antykorupcyjna jest potrzebna Xi Jinpingowi do wykreowania osobistego kultu i legitymizacji władzy. Poprzedni przywódcy – Hu Jintao oraz Jiang Zemin – budowali poparcie społeczne, odwołując się do wzrostu gospodarczego. Ale ten model w warunkach obecnego spowolnienia się wyczerpał. – Xi szuka legitymizacji w oparciu o własne nazwisko, osobowość i predyspozycje na charyzmatycznego lidera – uważa Thomas Koenig.

Korupcja na rękę partii

Kampania antykorupcyjna idealnie wpisuje się w dzisiejsze nastroje. Społeczeństwo jest zmęczone niesprawiedliwością, wystawnym życiem partyjnych oficjeli na koszt państwa, rozkradaniem budżetów i unikaniem odpowiedzialności karnej. „Czarne kołnierzyki”: tak chińscy internauci nazwali klasę skorumpowanych urzędników, których życie i dochody owiane są tajemnicą. I tak długo, jak to będzie konieczne, iluzja walki z zachłannymi działaczami będzie realizowana – na potrzeby społeczne.

Bo trwałe wyrugowanie korupcji z Partii Komunistycznej jest i niemożliwe, i nieopłacalne. Niemożliwe ze względu na reguły, jakimi rządzi się partia: dopóki działacze będą nadzorować swe działania za pomocą partyjnych organów, nic się nie zmieni. Dopiero instytucja niezależna od partii mogłaby dokonać zmian, ale to niemożliwe w realiach chińskich (ujawniając rozmiary korupcji, mogłaby ona zachwiać systemem). A nieopłacalne, gdyż zagroziłoby monopolowi władzy Partii Komunistycznej. Choć urzędnik cieszy się w Chinach prestiżem, nie jest to główny powód starań o tę posadę. Zarobki są marne, ale w powszechnym mniemaniu można się dorobić.

Dowodem na to, jak wiele osób chce zasiąść za biurkiem urzędnika, jest prosperujący handel stanowiskami. Za posadę sekretarza partii w małej prefekturze pewien człowiek zapłacił 300 tys. renminbi (ok. 150 tys. zł). Po dwóch latach, gdy wszczęto wobec niego postępowanie, śledczy oszacowali jego dochody na 5 mln renminbi (2,5 mln zł). Partia jest silna poparciem 80 milionów swych członków. Gdyby skromnie zarabiającym działaczom zamknięto dopływ lewych pieniędzy, byłby problem.

Reguły gry się nie zmienią, dopóki Państwem Środka będzie niepodzielnie rządzić Partia Komunistyczna. Korupcja weszła w krwiobieg systemu, stała się jego częścią. Bez niej partia nie przeżyje. Jest ona niezbędna. Także po to, by bez rozlewu krwi unicestwiać rywali.


JOANNA KOTOWICZ-KUŁAKOWSKA jest dziennikarką PAP.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2014