Trudna sztuka kopiowania snów

Mimo wielkiej roli Barbary Krafftówny jako Alicji teatralna adaptacja baśni Lewisa Carrolla budzi niedosyt.

21.10.2008

Czyta się kilka minut

Z najnowszym spektaklem Pawła Miśkiewicza jest trochę tak, jak z poezją uprawianą przez profesorów literatury: znakomita znajomość warsztatu, wyrobiony gust, erudycja pozwalają im stworzyć utwory na najwyższym poziomie, którym jednak brakuje tego bardzo ważnego, a trudno uchwytnego "czegoś". "Alicja" to spektakl, który na pierwszy rzut oka ma wszystkie atuty: świetny pomysł, znakomitą obsadę, niezwykłą scenografię, wiele scen pomysłowych, dowcipnych, zabawnych; a jednak odbiera się go dziwnie obojętnie. Racjonalnie, nie emocjonalnie. Tak jakby niedoceniane ego matematyka Charlesa Lutwidge’a Dodgsona zatryumfowało nad jego podświadomością, pisarzem Lewisem Carrollem.

Barbara Hanicka stworzyła olśniewającą przestrzeń sceniczną: ciągnący się w nieskończoność tunel, jakby przebijający na wylot teatr i wychodzący gdzieś w niebyt, w którym po jednej stronie stoją rzędem fotele, po drugiej - ciągną się barowe blaty, na których ustawiono syfon. Trochę wnętrze pociągu, trochę poczekalnia, trochę dziwny bar. Urok scenografii wyczerpuje się jednak dosyć szybko, w związku z nachalną jednoznacznością metafory ostatniej podróży.

Ale sam temat egzystencjalnego przejścia wygrany jest w spektaklu subtelnie i niebanalnie. Barbara Krafftówna nie gra Carrollowskiej Alicji, ona nią po prostu jest: rozbrajającą małą dziewczynką o długich, rudych włosach, łobuzerskim uśmiechu i nieśmiałym głosiku. Rezolutną dziewczynką w wieku jedenastu lat i wieluset miesięcy, która nigdy nie utraciła spontaniczności i otwartości pozwalającej jej przyjmować bez zastrzeżeń absurdalność świata, godzić się na to, że nie wszystko ma sens, nie da się zatrzymać upływu czasu, a na niektóre pytania nie ma odpowiedzi. Budując postać jednolitą, skonstruowaną w najdrobniejszych szczegółach, Krafftówna potrafi równocześnie dokonać niespodziewanej wolty. W finale spektaklu śpiewa song "Speak low" Weilla, i robi to tak, że cierpnie skóra...

Alicji u kresu drogi towarzyszy wspomnienie Alicji z lat najwcześniejszej młodości. Klara Bielawka (świetny zawodowy debiut aktorki, której szkolne role nie dawały wyobrażenia o skali możliwości) ukazuje bohaterkę w fazie przejścia z dzieciństwa w dorosłość, budzenia się świadomości płci i przemijania, wreszcie walki o własną podmiotowość, realność. Odwadze, spokojowi, dystansowi Alicji starej przeciwstawiona zostaje właściwa Alicji młodej niepewność, lalkowata niezgrabność ruchów, dramatyczne doświadczanie cielesności, które znajduje upust w półświadomych prowokacjach. Gdy w nagłym akcie buntu (jedyna "niebezpieczna" scena w spektaklu) podrywa wysoko pensjonarską sukienkę, wygląda jak somnambuliczne podlotki z naładowanych niepokojącym erotyzmem surrealistycznych obrazów Leonor Fini, Dorothei Tanning czy Maxa Ernsta.

Kopiowanie marzeń sennych nie jest jednak łatwą sztuką. Ich cudowną lekkość i absurdalność udało się oddać przebranym za gigantyczne kwiatki Władysławowi Kowalskiemu (Zając) i Henrykowi Niebudkowi (Suseł), ale już Krzysztof Dracz jako Kot z Cheshire rozczarowuje, sprowadzając swą rolę do miękkiego przeciągania się na fotelu i nie oddając ani krztyny uroku tej jednej z najwspanialszych postaci wymyślonych przez Carrolla. Rewelacyjny pomysł skonfrontowania ze sobą w postaciach Białej i Czerwonej Królowej ikon polskiej sceny i ekranu, Joanny Szczepkowskiej i Katarzyny Figury, nie został w pełni wykorzystany - o ile Szczepkowska finezyjnie buduje pełną najszlachetniejszej ironii kreację hiperekscentrycznej damy, o tyle Figura, która tak pięknie zagrała u Miśkiewicza w "Alinie na zachód", jedynie maszeruje zamaszyście po scenie i pokrzykuje, brak reżyserskiego pomysłu na rolę usiłując wypełnić agresywną nadekspresją.

Niestety, dużo w "Alicji" takich niewykorzystanych szans, momentów, w których reżyser zatrzymał się w pół drogi (szczególnie szkoda, że tak ograniczono role emerytowanych cyrkowców, których jarmarczny wdzięk cudownie kontrastuje z intelektualną żonglerką Carrolla). Wszystko podporządkowane zostało bowiem nieudanej adaptacji, która, miast wzmagać dramatyczne napięcie, pogłębia liniowość opowieści. Choć na scenie pojawia się tłum postaci, dramatycznemu dialogowi towarzyszą i popisy wokalne, i taneczne, i prestidigitatorskie, wszystko to jakoś nie chce się złożyć w całość. Widać połączone szwami kolejne reżyserskie pomysły, a nie organiczną całość widowiska. Rozmowa następuje po rozmowie, akcja po akcji - a niewiele dzieje się pomiędzy postaciami, przez co niedługi spektakl staje się dziwnie nużący i totalnie arytmiczny. Zamiast gęstej tkaniny, widzimy nitki - barwne, często piękne, ale niepowiązane ze sobą.

Efekt końcowy pracy zespołu Teatru Dramatycznego rodzi tyle pretensji nie dlatego, że jest marny (bo nie jest), ale dlatego, że tak wielki potencjał niezwykłości nie został w nim wykorzystany. Mam wrażenie, że reżyser wystraszył się tego, co w dziele Carrolla najbardziej irracjonalne, anarchiczne, absurdalne, niewytłumaczalne; tak bardzo dziecinne, że nadające się tylko dla dorosłych. Nie zaufał potężnej sile baśni.

"ALICJA" wg Lewisa Carrolla, przeł. Maciej Słomczyński, reż. PAWEŁ MIŚKIEWICZ, scenogr. Barbara Hanicka, dramaturgia: Dorota Sajewska, muz. Kuba Orłowski, Fabian Włodarek, premiera w Teatrze Dramatycznym w Warszawie 14 października 2008 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2008