Trucizna dyktatury

W Niemczech największą aktywność skrajnej prawicy odnotowuje się ostatnio we wschodnich landach, na terenie byłej NRD. Czy to komunistyczna spuścizna stała się podglebiem dla neonazistowskiego terroryzmu?

06.12.2011

Czyta się kilka minut

Powoli wychodzą na jaw nowe fakty w sprawie, która od paru tygodni wstrząsa Niemcami. Fakty kłopotliwe dla policji i tajnych służb, które przez 13 lat nie umiały wpaść na trop neonazistowskiej komórki terrorystycznej - choć zostawiała krwawy ślad, w postaci dziesięciorga trupów. Po tym, jak dwaj główni sprawcy popełnili samobójstwo, a ich towarzyszka została aresztowana (patrz "TP" nr 48/11), policja i kontrwywiad pracują nad wyjaśnieniem sprawy - w tym nad wykryciem dalszych członków "Narodowo-Socjalistycznego Podziemia" (jak sami siebie nazywali). Aresztowano kolejnych podejrzanych, odnaleziono kolejną broń.

Wiadomo, że "mordercza trójka" z Turyngii miała wspólników. Być może była częścią większej "brunatnej" konspiracji, obejmującej także działaczy legalnego ugrupowania: skrajnie prawicowej Narodowo-Demokratycznej Partii Niemiec (NPD). W minionym tygodniu w Jenie aresztowano wieloletniego działacza NPD: Ralf Wohlleben jest podejrzany o to, że dostarczał broń "morderczej trójce". Aresztowanie to stało się szybko argumentem w dyskusji o delegalizacji NPD; wedle sondaży 77 proc. Niemców popiera takie rozwiązanie.

Kłamstwa dawnego systemu

Owszem, delegalizacja NPD może być jednym z rozwiązań - ale tylko jednym. Bo taki krok, choć będący ważnym sygnałem, niewiele wniósłby do wyjaśnienia tego, co wydaje się najistotniejsze. Czyli: jak wygląda polityczne i społeczne podglebie, na którym mógł rozwinąć się "brunatny" terroryzm?

Rzecz uderzająca: największą aktywność neonazistów odnotowuje się ostatnio we wschodnich landach, na terenie dawnej NRD. Stąd też pochodziło "mordercze trio"; gdy upadał komunizm, byli nastolatkami. Narzuca się pytanie: dlaczego skrajnie prawicowy terroryzm pojawił się właśnie tu? Ile jest w tym dziedzictwa tamtej dyktatury?

Warto przypomnieć, że pierwsza fala skrajnie prawicowej przemocy - wymierzonej wtedy w azylantów - miała tu miejsce zaraz po zjednoczeniu Niemiec, we wczesnych latach 90. Interpretowana często jako symptom "młodzieżowego buntu" przeciw nierównościom społecznym i ekonomicznej degradacji byłej NRD, spotykała się ze sporą tolerancją.

Wielu "nostalgików" zaprzeczało wtedy, z uporem godnym lepszej sprawy, że ów wybuch przemocy może być (także) trującą spuścizną po upadłym reżimie autorytarnym. I że jedną z ważniejszych jej przyczyn może być fakt, iż rządzący komuniści narzucali społeczeństwu różne tabu (w tym i takie, że w NRD nie ma w ogóle potencjału skrajnie prawicowego), pielęgnując zarazem wiele publicznych, rzec można systemowych kłamstw. Jedno z nich głosiło, że nazizm i jego spuścizna obciąża tylko Niemcy Zachodnie, a Niemcy Wschodnie - jako "pierwsze państwo robotników i chłopów na ziemi niemieckiej" - nie muszą się tym zajmować.

"Ofiara" chce się "bronić"

Gdy NRD się rozpadła, w społeczeństwie nowych landów (jak zwano wtedy byłą NRD) powstała ideowo-społeczna próżnia i swego rodzaju dezorientacja. Dotknęło to zwłaszcza młodzież, gdzie próżnię wypełniać zaczęły hasła skrajnie prawicowe. Akceptujący je młodzi ludzie, dotąd postrzegający się w kategoriach "przegranych", teraz widzieli w sobie "ofiary", "ofiary systemu"; oparcia szukali w organizacjach skrajnie prawicowych, oferujących przyjaźń, braterstwo - i nacjonalizm. "Oni uważali siebie za niewinne ofiary, a winę za wszelkie niepowodzenia zrzucali na innych" - tłumaczył

ks. Lothar König, pastor z Jeny, który starał się docierać do takiej młodzieży. König uważa, że decydujący wpływ dla kształtowania się neonazistowskiej "sceny" w dawnej NRD miała także "tępa akceptacja" ze strony sporej części wschodnioniemieckiego społeczeństwa, które również postrzegało się jako "ofiara" zachodzących przemian.

Potem, w połowie lat 90., w środowiskach młodzieżowych podatnych na hasła skrajnie prawicowe dała się zauważyć postępująca ich ideologizacja i polityzacja.

Ich "twardy rdzeń" zaś trafił do różnych organizacji - takich jak "Samoobrona Ojczystej Turyngii"; to z niej wyłoniło się potem "Narodowo-Socjalistyczne Podziemie". Narastała też gotowość do przemocy - wyrażającej się już nie pięścią i kijem bejsbolowym, ale pistoletem i bombą. Natomiast działająca legalnie NPD oferowała takim środowiskom swoje struktury i infrastrukturę, np. "Brunatny Dom" w Jenie (tak nazywała się pierwsza centrala NSDAP w Monachium).

3:1 dla Niemiec!

Wszelako nie tylko wschodnia część Niemiec jest terenem działalności neonazistów. Narodowo-Demokratyczna Partia Niemiec, która teraz znalazła się w centrum uwagi, to "produkt" zachodni: powstała w Hanowerze jeszcze w 1964 r. Ostatnio na czołówki gazet trafia często Dortmund, największe miasto Zagłębia Ruhry, gdzie środowiska neonazistowskie są szczególnie aktywne. To stąd pochodził neonazista Michel Berger, który w czerwcu 2000 r. zastrzelił trzech policjantów (po czym popełnił samobójstwo). Środowiska neonazistowskie - dla których zachodnioniemieckie państwo i jego funkcjonariusze to zdeklarowany wróg - fetowały tamte morderstwa cynicznym hasłem "3:1 dla Niemiec!".

Neonaziści z Dortmundu, kiedyś miasta o silnie robotniczym obliczu, odgrywają najwyraźniej ważną rolę na całej niemieckiej "scenie" skrajnie prawicowej. Do takiego wniosku doszli naukowcy z uniwersytetu w Bielefeld, z tamtejszego Instytutu Badań nad Konfliktami i Przemocą, którzy badali dortmundzkie środowiska skrajnej prawicy.

Wolno jednak sądzić, że najważniejszym dziś "polem bitwy" dla wszelkiej maści skrajnie prawicowych środowisk czy organizacji - a także miejscem najbardziej niebezpiecznym, gdzie najszybciej rozprzestrzenia się "brunatna" ideologia - nie jest to czy inne miasto albo region, we wschodniej czy zachodniej części Niemiec. Jest nim internet.

Zwłaszcza tzw. "wolne sieci" (Freie Netze) są czymś znacznie więcej niż tylko zwykłymi portalami internetowymi, na których różne osoby czy organizacje mogą dawać upust swoim ekstremistycznym poglądom. Niemiecki kontrwywiad sądzi, że za narcystycznymi autoprezentacjami kryją się tu struktury i ludzie gotowi sięgnąć po przemoc, pragnący świata bez Żydów i cudzoziemców, świata bez demokracji. Działając na terenie całych Niemiec - w tym dokonując napadów - sami siebie uważają za neonazistowską awangardę, za "politycznych żołnierzy"; tak Hitler nazywał kiedyś SA, swoją organizację bojową.

Także dlatego niemiecki rząd stoi dziś przed zadaniem iście mamucim. Bo można delegalizować tę czy inną partię. Ale jak kontrolować internet, nie naruszając fundamentów demokracji - zwłaszcza prawa do wolności informacji?

Przełożył WP

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2011