Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Reżyser Bennett Miller, twórca takich filmów, jak „Capote” czy „Moneyball”, lubi poluzować gatunkowe matryce: rozrzedza intrygę, delektuje się drobiazgami, dyskretnie przesuwa pionki na psychologicznej szachownicy. Tak jest i tym razem. „Foxcatcher”, nagrodzony w Cannes za reżyserię, typowany właśnie do oscarowych rozgrywek, to film, o którym wielbiciele kina sportowego mogliby rzec z niechęcią, że się snuje. Za to dla szukających na ekranie czegoś więcej niż tylko sportowego „mięsa” film Millera będzie wił się finezyjnie niczym kobra.
Choć ta historia zdarzyła się naprawdę, widzowi nieamerykańskiemu, a więc nieznającemu bliżej postaci Johna du Ponta, wypada oszczędzić szczegółów tragicznego zakończenia. W drugiej połowie lat 80. dziedzic potężnego koncernu chemicznego zakłada na swej farmie Foxcatcher centrum treningowe dla amerykańskich sportowców. Trafia tu Mark Schultz (Channing Tatum), nieco zapomniany czempion zapaśniczy, przygotowujący się do olimpiady w Seulu. Czym kieruje się jeden z największych potentatów Ameryki, wabiąc do siebie rodzimych sportowców? Niespełnionymi ambicjami? Kolejnym burżujskim kaprysem „ornitologa, filatelisty, filantropa” – jak zwykł o sobie mówić? A może stoi za tym zimnowojenny patriotyzm? Wszak liczący 200 lat koncern robi z rządem intratne interesy, przy okazji współtworząc militarną potęgę USA. Znane są także polityczne aspiracje niektórych członków klanu. Tymczasem sportowa pasja Johna du Ponta, symbolizowana przez firmowy dres z napisem „Foxcatcher”, okazuje się kłębowiskiem wielkich i małych ambicji, stopniowo zamieniających się w niebezpieczną obsesję.
Scenarzyści, posiłkując się wspomnieniami Marka Schultza zapisanymi w książce „Foxcatcher”, budują na ekranie psychologiczny trójkąt. Du Ponta gra Steve Carell, aktor dotychczas stricte komediowy (patrz: „Czterdziestoletni prawiczek”), który zgrabnie balansuje na krawędzi karykatury, choć już sama charakteryzacja sugeruje rychłe przeistoczenie tajemniczego ekscentryka w psychopatę uzależnionego od toksycznej matki. Z kolei odziany w dżinsowy mundurek Tatum, chodzący na szeroko rozstawionych nogach, ze średnio rozgarniętym wyrazem twarzy, doskonale wciela się w postać naiwnego prostaczka, który znajduje w du Poncie symboliczną figurę ojca. Wcześniej takim mentorem był w życiu Marka jego starszy brat Dave (Mark Ruffalo), również utytułowany zapaśnik, teraz przede wszystkim niezrównany trener. Zderzając ze sobą żałosną demoniczność du Ponta z poczciwością i profesjonalizmem Dave’a, reżyser ustawia emocjonalny pojedynek o duszę głównego bohatera. Z jednej strony chora potrzeba dominacji, podszyta uczuciowymi deficytami, z drugiej zaś skomplikowana, naznaczona rywalizacją braterska więź.
Jeśli dla kogoś te przeciwieństwa układają się w nazbyt czytelną metaforę (zdegenerowany, wampiryczny kapitalizm kontra zdrowa plebejska Ameryka), niechaj przyjrzy się, w jaki sposób Miller rozdaje karty w tej grze, jak wyrafinowanie buduje poszczególne relacje. Weźmy choćby scenę, w której unieruchomiona na wózku matka du Ponta (Vanessa Redgrave) niespodziewanie odwiedza go podczas treningu, by popatrzeć, jak jej duży chłopiec bawi się w trenera. Albo zakończenie – znienacka ucięte i przez to jakże ironiczne, zarówno wobec samej historii, jak i gatunku filmu sportowego. Miller przemawia do nas w sposób wyjątkowo powściągliwy: poprzez zimne, surowe zdjęcia, oszczędną grę aktorów i minimalistyczną muzykę. Podobnie jak w „Moneyball”, skupia się na tym, co z pozoru najmniej efektowne. Na przecięciach różnych osi – sportu i pieniędzy, pieniędzy i polityki, polityki i sportu – tworzy frapującą opowieść o sile międzyludzkich więzi i o władzy jako wielkiej samotni. A pośrednio także o współczesnej Ameryce, która szczególnie dziś musi przedefiniować swoje wyobrażenia o sukcesie.
„FOXCATCHER” – reż. Bennett Miller, scen. E. Max Frye, Dan Futterman, zdj. Greig Fraser, muz. Rob Simonsen, wyst. Steve Carell, Channing Tatum, Mark Ruffalo, Sienna Miller, Vanessa Redgrave i inni. Prod. USA 2014. W kinach od 9 stycznia.