Trauma Rwandy trwa

Mija 20 lat od najbardziej znanej masakry w Afryce: ludobójstwa rwandyjskich Tutsi.

07.04.2014

Czyta się kilka minut

Więzienie w mieście Kibuye, listopad 2001 r. Od przeszło dekady Rwandą rządzi dyktator Kagame. Do więzień, oprócz podejrzanych o udział w ludobójstwie, trafiają także masowo jego przeciwnicy polityczni. / Fot. Marco Longari / AFP / EAST NEWS
Więzienie w mieście Kibuye, listopad 2001 r. Od przeszło dekady Rwandą rządzi dyktator Kagame. Do więzień, oprócz podejrzanych o udział w ludobójstwie, trafiają także masowo jego przeciwnicy polityczni. / Fot. Marco Longari / AFP / EAST NEWS

Jak każda taka tragedia, ludobójstwo rwandyjskie w sferze publicznej znane jest wybiórczo i używane w walce politycznej. Ogólny przekaz sprowadza się do tezy: jedno plemię, owładnięte nacjonalistycznym szałem, wymordowało drugie. Tak, to prawda. Ale nie wyczerpuje to problemu.

Już samo pojęcie „plemię” jest nieprecyzyjne. Część ekspertów podkreśla bardziej klasowy niż etniczny charakter podziałów w Rwandzie (Tutsi historycznie byli rodzajem szlachty). W takiej optyce ludobójstwo to porównywać można bardziej z szaleństwem francuskiej rewolucji niż z waśniami plemiennymi. Mieszankę nieprecyzyjnych podziałów etnicznych z nakładającymi się na nie podziałami klasowymi jeszcze lepiej oddaje porównanie Rwandy do tego, co znamy z Galicji Wschodniej sprzed 70 lat.

Świadomościowa zmiana, która zachodzi u Polaków i Ukraińców, pozwala na ostrożny optymizm w przypadku Rwandy (pamiętając o pułapkach drzemiących w przywiązaniu do analogii). Idąc tym tropem, warto dodać, że dojście do obecnej sytuacji – dalekiej przecież od ideału – w naszym regionie trwało ponad trzy razy dłużej, i to w sytuacji wspólnego zagrożenia ze strony ZSRR/Rosji i w sytuacji dalszej koegzystencji w sąsiedztwie, a nie razem w jednym kraju.

Dyskurs i milczenie

Ten ostatni element jest w Rwandzie czynnikiem najgroźniejszym. Od kilkunastu lat krajem rządzi Tutsi: prezydent Paul Kagame. Oficjalnie nie ma już Tutsi i Hutu – są Rwandyjczycy; identyfikacja plemienna ma być zastąpiona narodową. To postęp w porównaniu do pierwszych 30 lat niepodległości, gdy rządzili Hutu, a w dowodzie osobistym każdy miał adnotację „R” lub „H” (była to kontynuacja pomysłu kolonistów).

Ale mimo oficjalnej polityki, w Rwandzie każdy wie swoje. Wie, że wybory są fikcją, że Kagame nazywa się prezydentem, choć faktycznie jest królem, że ludobójstwo Tutsi to główny temat oficjalnego dyskursu historycznego, zaś o masakrach odwetowych dokonywanych na Hutu przez Tutsi – w Rwandzie i sąsiednim Kongu – nie wolno wspominać. Zapewne dlatego zaniechano rozkopywania masowych grobów – w niektórych znaleziono by ciała Hutu, ofiar zbiorowej zemsty, przez niektórych zwanej „drugim ludobójstwem”.

Z tym problemem Rwandyjczycy kiedyś będą musieli się zmierzyć, jeśli chcą rozbroić­ swoją własną bombę. Z pewnością nie mogą tego zrobić, dopóki Kagame jest prezydentem, bo to przecież on wydawał rozkazy i ma na rękach krew tysięcy ludzi: nie tylko sprawców ludobójstwa na Tutsi, lecz również niewinnych.

Ludzie w Rwandzie pamiętają też o sądach „gacaca” („sprawiedliwość na trawie” w języku kinyarwanda). Działały od 2001 do 2012 r., osądziły tysiące ludzi, 65 proc. z nich skazując. „Gacaca” nawiązywały do sądów plemiennych sprzed kolonizacji. Ale tamte zajmowały się głównie drobnymi sprawami sąsiedzkimi; te miały sądzić podejrzanych o udział w ludobójstwie. Jak wszystkie sądy ludowe, w dodatku działające w kraju dyktatorskim, nie skazały wielu z tych, których powinny, za to skazały na wieloletnie więzienie mnóstwo niewinnych.

Ucieczka do takiego rozwiązania związana była z brakiem pomysłu, jak rozwiązać problem orzekania w kraju, gdzie po ludobójstwie zostało poniżej stu prawników (na ponad 11 mln mieszkańców) – reszta została zamordowana albo uczestniczyła w ludobójstwie. Na dodatek w kraju, gdzie w chwili, gdy „gacaca” powstawały, w więzieniach w związku z ludobójstwem przebywało 120 tys. ludzi. Na ich obronę można powiedzieć, że nie wydawały wyroków śmierci.

Niemniej ich działalność miała skutki tragiczne. Sądzili sąsiedzi. Niedoszłe ofiary przeżywały znów traumę, uczestnicząc w procesach we własnych wioskach, bez ochrony; bywało, że ginęły w tajemniczych okolicznościach, zanim złożyły zeznania. Środki dowodowe były niedorzeczne. Zwykle wygrywał ten, kto miał więcej świadków. Ofiarami procedur padali liczni Hutu, którzy z ludobójstwem nie mieli nic wspólnego, ale narazili się jakiemuś Tutsi i ten ich oskarżył – np. miał dość szefa lub postanowił „nabyć” tą prostą drogą dom sąsiada.

Dyktatura „tygrysa”

Z drugiej strony – Kagame to (tymczasowa) gwarancja stabilności. Pod jego (dyktatorskimi) rządami nie ma wojny. To znaczy: jest, tylko Rwanda prowadzi ją w Kongu, za zachodnią granicą. Z jednego z najbiedniejszych krajów świata Rwanda stała się lokalnym tygrysem gospodarczym, gdzie bieda nadal istnieje, ale poziom życia jest nieporównywalnie lepszy. Udało się wprowadzić rzeczy w regionie niebywałe: państwowe ubezpieczenie zdrowotne i utrzymywanie na niskim poziomie korupcji. Na niskim poziomie utrzymuje się też przestępczość.

W przeciwieństwie do idei „gacacy”, która była niewypałem, rząd Tutsi stara się jednak pozyskać umiarkowanych Hutu i pozbyć się ekstremistycznych Tutsi. Choć czasem są to po prostu ci, którzy są przeciwnikami władzy... Obecnie główni przeciwnicy prezydenta – często zabijani przez „nieznanych sprawców” w kraju i za granicą – to opozycja Tutsi (w tym byli oficerowie służb specjalnych, pracujący kiedyś dla Kagamego).

Rząd prowadzi też zakrojoną na szeroką skalę akcję amnestionowania i resocjalizacji (w tym uczenia zawodu) rwandyjskich bojowników Hutu, walczących w działającej na terenie Konga organizacji FDLR (Demokratyczny Front Wyzwolenia Rwandy). To terrorystyczna organizacja partyzan­cka, założona przez sprawców ludobójstwa z 1994 r., którzy po ucieczce z Rwandy kontynuują walkę za granicą. Ludzie z FDLR, którzy nie uczestniczyli w ludobójstwie i oddają się w ręce władz rwandyjskich, przechodzą autentyczną resocjalizację (nie mylić z „resocjalizacją” znaną z obozów koncentracyjnych w Chinach) i są włączani w życie społeczeństwa. Na czele zajmującej się tym agencji rządowej stoi były generał FDLR, który dobrowolnie wrócił do Rwandy. W 1994 r. nie uczestniczył jednak w ludobójstwie, lecz przebywał już za granicą.

Hutu kontra Tutsi

Ludobójstwo sprzed 20 lat nie wybuchło nagle. Było kulminacją trwających 30 lat prześladowań mniejszości Tutsi przez większość Hutu. W tym czasie podobne prześladowania prowadzili w sąsiednim Burundi rządzący tam Tutsi wobec burundyjskich Hutu (w Burundi mówi się tym samym językiem co w Rwandzie, kraje mają wspólną historię przedkolonialną).

W latach poprzedzających ludobójstwo część Rwandy była już opanowana przez oddziały Tutsi z Rwandyjskiego Frontu Patriotycznego (RPF), dowodzone przez obecnego prezydenta, które zaatakowały z sąsiedniej Ugandy. Złożone były głównie z tych Tutsi, którzy masowo uciekali z Rwandy przed prześladowaniami. Wielu z nich urodziło się już w Ugandzie. Tam mogli korzystać z poparcia prezydenta Museweniego, któremu pomogli przejąć władzę podczas wcześniejszej wojny domowej w Ugandzie.

Tuż przed ludobójstwem wydawało się, że Hutu i Tutsi z Rwandy dochodzą do porozumienia. Jednak 6 kwietnia 1994 r. wieczorem samolot, którym leciał ówczesny prezydent Rwandy Juvénal Habyarimana (Hutu), tuż nad lotniskiem w Kigali został trafiony rakietą. Zginęli wszyscy obecni na pokładzie. O zamach oskarżono Tutsi, co dało sygnał do rzezi; zaczęła się jeszcze tego wieczora.­ Kto zestrzelił samolot? Do dziś nie wiadomo. Może sami ekstremiści Hutu, których niemało było w służbach mundurowych. To właśnie oni i członkowie straszliwych milicji (takich jak Interahamwe) założyli później na emigracji wspomniane FDLR.

Kompleks Faszody

Rocznica skłania też do refleksji o, nazwijmy to, aspektach międzynarodowych. W czasie ludobójstwa w Rwandzie stacjonowały oddziały ONZ. Miały nadzorować porozumienie z 1993 r. (miało zakończyć konflikt). Dowódca wojsk ONZ błagał przełożonych o zgodę na użycie siły, by przerwać masakrę. Nie doczekał się przez całe trzy miesiące jej trwania – nawet gdy zabito kilku jego żołnierzy. W Nowym Jorku nikt nie poniósł za to odpowiedzialności. Część komentatorów wydaje się umniejszać kompromitację ONZ. Jak choćby Wojciech Tochman: w swym przejmującym, lecz dość beztrosko podchodzącym do rzetelnej wiedzy bestsellerze woli oskarżać polskich misjonarzy.

O ile ONZ nic nie robiło, o tyle niektórzy wspomagali ówczesny rząd. Przede wszystkim rządzący Zairem dyktator Mobutu Sese Seko, który po ludobójstwie przyjął u siebie morderców i pozwolił im kontynuować walkę (w 1996 r. obaliła go wspólna interwencja wojskowa Rwandy i Ugandy, a kraj przemianowano na Demokratyczną Republikę Konga). Ale Hutu wspierała też... Francja. Powód? Hutu mówili po francusku, popieranie ich miało być „obroną afrykańskiej frankofonii” – podczas gdy elity Tutsi, kształcone w Ugandzie, mówiły po angielsku. Był to chyba najmroczniejszy przejaw tzw. kompleksu Faszody – nazwa nawiązuje do walki o tę sudańską osadę w czasach kolonialnych między Anglikami i Francuzami. Klęska Francuzów spowodowała ich porażkę w rywalizacji o Afrykę Wschodnią.

Ale, by nie szukać wyjaśnień tak daleko: polityka Francji mogła wynikać ze zwykłego nepotyzmu we francuskim MSZ, co spowodowało brak profesjonalizmu w kluczowym momencie. Dość wspomnieć, że francuskie wojska, gdy w końcu zjawiły się w Rwandzie, chroniły... uciekających sprawców ludobójstwa. Sami żołnierze byli w szoku, gdy się o tym dowiadywali.

Po 20 latach nadal więcej jest pytań niż odpowiedzi. Rocznica zmusza do ponownego ich zadawania. Dlaczego akurat rocznica? Trudno powiedzieć. Tak się jakoś utarło.


PAWEŁ LESKI pracował jako policjant dla organizacji międzynarodowych w Afryce, także w Rwandzie. Stale współpracuje z „TP”. Autor bloga o Afryce: pawelleski.tygodnik.onet.pl


LUDOBÓJSTWO W 1994


W Rwandzie, W Afryce Wschodniej od kwietnia do maja 1994 r. trwały masowe mordy. Większość ofiar zginęła od maczet, kos, siekier.
Zginęło Od 800 Tys. Do Miliona Ludzi, przede wszystkim Tutsi (a także umiarkowani Hutu).
Dwa Miliony Tutsi uratowały się, uciekając za granicę.
Mordy Skończyły Się, gdy wojska Tutsi (RFP) pod wodzą Kagamego obaliły rząd Hutu.

Chrześcijanami była ogromna większość zarówno oprawców, jak też ofiar.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2014