Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Alarm w zimne listopadowe popołudnie podnieśli francuscy rybacy. To oni zauważyli ciała unoszące się na wodach kanału La Manche. Na pomoc ruszyły służby francuskie i brytyjskie, jednak uratować udało się już tylko dwie żywe osoby – w stanie krytycznym trafiły do szpitala; podjęto także 27 zwłok. Akcja poszukiwawcza trwała do późnych godzin nocnych, jednak zimne wody Kanału i wietrzna pogoda nie dawały szans na odnalezienie kolejnych żywych osób.
Ryzykowna przeprawa
Ten rok jest rekordowy, jeśli chodzi o liczbę nielegalnych przepraw przez Kanał do Wielkiej Brytanii. W 2019 r. tą drogą na Wyspy Brytyjskie dostało się niecałe 2 tys. osób, w ubiegłym roku było to już 8,4 tys. osób, w tym roku już 26 tys. – aż trzykrotnie więcej.
Trasa morska stała się bardziej popularna w czasie pandemii, gdy ograniczono ruch ciężarówek i wprowadzono dodatkowe kontrole. Coraz więcej osób decyduje się więc zaryzykować przeprawę w dmuchanej łódce podstawionej przez przemytników, którym trzeba zapłacić nawet 3 tys. funtów od osoby. Francuskie Calais do białych klifów Dover dzieli jedynie 50 km, a w niektórych miejscach cieśnina jest nawet węższa. Przeprawa zawsze jest jednak ryzykowna, szczególnie teraz, gdy zbliża się zima i morze jest niespokojne.
Tragedia, która wydarzyła się w środę 24 listopada, nie powstrzyma jednak kolejnych grup starających się przedostać do Wielkiej Brytanii. Bo choć co najmniej 27 osób straciło życie, to innym się powiodło – tego samego dnia i w kolejne dni.
Kto i za co odpowiada
Obecny kryzys na Kanale La Manche nie jest zjawiskiem nowym, podobnie jak tragiczne utonięcia, jednak takiej liczby ofiar w ciągu jednego dnia jeszcze nie odnotowano. Premier Boris Johnson i prezydent Emmanuel Macron zapowiadają, że chcą współpracować. Johnson proponuje wspólne brytyjsko-francuskie patrole: w łodziach, w powietrzu i na lądzie. We Francji nie ma jednak dla tego wielu entuzjazmu, podobnie jak dla propozycji Johnsona, aby Francja przyjmowała z powrotem migrantów z łodzi przybijających do brytyjskich brzegów.
Jednocześnie toczy się spór na słowa i oskarżenia: Brytyjczycy zarzucają Francuzom, że pozwalają łodziom wypływać, a powinni robić więcej, aby je powstrzymać. Tym bardziej, że Londyn wspiera ich w tym milionami funtów. Z kolei Francuzi twierdzą, że dopóki Brytyjczycy nie skorygują swego prawa azylowego oraz szarej strefy na rynku pracy, to Wyspy Brytyjskie nadal będą wydawać się imigrantom prawdziwym „eldorado”.
W tym wszystkim jest jeszcze brexit i fakt, że po wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej nadal nie podpisano umowy, która umożliwiałaby odsyłanie imigrantów nielegalnie dostających się do Wielkiej Brytanii z powrotem do Francji, czyli z punktu widzenia Londynu do – by sięgnąć po pojęcie z umów międzynarodowych – „pierwszego bezpiecznego kraju”, w którym się znaleźli (takie regulacje funkcjonują w Unii Europejskiej, którą Brytyjczycy opuścili, a za bezpieczny kraj uważane jest każde państwo unijne).
Cel: Brytania
Pytanie, dlaczego w ogóle migranci znajdujący się już we Francji próbują kontynuować swoją niebezpieczną podróż i podejmują próby (czasami wielokrotne) przeprawienia się do Wielkiej Brytanii, jest jednym z najczęściej zadawanych przez zwolenników uszczelnienia brytyjskich granic. Francja jest przecież krajem demokratycznym i bezpiecznym.
Według przedstawicieli organizacji pozarządowych i stowarzyszeń pomagających migrantom, powodów jest jednak wiele. Choćby to, że warunki w prowizorycznych obozach we Francji, w których gromadzą się uchodźcy i migranci, są bardzo trudne, a i tak są one co jakiś czas likwidowane przez policję. Cały system azylowy we Francji jest przeciążony; Francuzi przyjmują kilkakrotnie więcej wniosków azylowych niż Brytyjczycy.
Wielka Brytania wydaje się bardziej atrakcyjna, a życie tam łatwiejsze. Często dochodzi brak bariery językowej. A także okoliczność być może najważniejsza: obecność już na Wyspach krewnych, do których imigrant chciałby dołączyć.
Co zrobi minister Patel
Walka z przemytnikami ludzi i ograniczenie imigracji – tej legalnej zresztą również – to jedne z głównych celów Priti Patel, która stoi na czele brytyjskiego Home Office (czyli ministerstwa spraw wewnętrznych). Od dłuższego czasu zabiega ona o zaostrzenie prawa azylowego. Wśród jej propozycji było m.in. przenoszenie osób wnioskujących o azyl poza terytorium brytyjskie do czasu decyzji czy też udzielenie dodatkowych uprawnień straży granicznej, aby miała prawo m.in. zawracać łodzie migrantów na wodach kanału La Manche.
To ostatnie to nic innego niż tzw. pushbacki i warto podkreślić, że opór wobec takich rozwiązań jest w samej straży granicznej. Brytyjskie związki zawodowe zwracają uwagę, że może to być niezgodne z prawem, a obawa, że dojdzie do czyjejś śmierci, stanowiłaby olbrzymie obciążenie psychiczne dla funkcjonariuszy. Po ostatniej tragedii na kanale La Manche jest jednak mało prawdopodobne, aby minister Pater obstawała przy tak ryzykownym rozwiązaniu.
Innego zdania niż Home Office są tutaj organizacje pomagające imigrantom: one uważają, że determinacja rządu brytyjskiego idzie w niewłaściwym kierunku. Twierdzą, że aby przekonać ludzi do tego, by nie ryzykowali życiem, wsiadając do przemytniczych pontonów, wystarczy umożliwić im składanie wniosku o azyl w Wielkiej Brytanii w sposób legalny i bezpieczny.
Możliwości jest kilka, np. początek procedury mógłby mieć miejsce we Francji, gdzie następowałaby wstępna ocena wniosku, a potem kontynuowana byłaby w Wielkiej Brytanii. Lub też wprowadzenie wiz humanitarnych, które pozwalałyby na wjazd na Wyspy w celu złożenia wniosku. Obecnie złożyć wniosek o azyl może jedynie osoba, która znajduje się już na brytyjskim terytorium. A sposobów, by się tutaj znaleźć, nie jest zbyt wiele – przeprawa w pontonie to niestety jeden z nich.
***
Już następnego dnia po tej ostatniej tragedii na Kanale francuskie władze poinformowały, że zatrzymały pięć osób podejrzanych o przemyt migrantów, także w tym konkretnym przypadku. Prasa podała, że w bagażniku samochodu należącego do jednego z zatrzymanych znaleziono nowiutkie pontony, jeszcze z metkami ze sklepu. Przynajmniej te już nie popłyną.