To nie jest kraj dla młodych ludzi

Niechciani muzycy reagują wzorem innych odrzuconych - zamykają się w gettach, utwierdzają w przeświadczeniu o wyjątkowości, kostnieją.

11.03.2008

Czyta się kilka minut

Zainteresowanie wykonawstwem historycznym jako dziedziną odrębną wyraźnie osłabło. Coraz mniej na świecie wiernych akolitów ciągnących z festiwalu na festiwal za swoim kapłanem muzyki dawnej. Coraz mniej kłótni akademików z odnowicielami, zarzucających sobie nawzajem już to niedostatki warsztatu, już to wąskość horyzontów myślowych. Pionierzy przetarli szlak zdolnym i coraz lepiej wykształconym naśladowcom, zasiewy dojrzały, nastał czas zbiorów. Mniejsza o to, co legło u podstaw buntu "starożytników": zwykła ciekawość, chęć wzbogacenia dyskursu historycznego doświadczaniem muzyki w kształcie z epoki, a może jeszcze coś innego. Grunt, że model wykonawstwa historycznego przyjął się niemal na całym świecie i nie dotyczy tylko muzyki nazywanej potocznie "dawną". Odpowiedniości stylu żąda się w równej mierze od skrzypków barokowych, pianistów akompaniatorów i dyrygentów symfonii Szostakowicza.

Zdolni i zbuntowani

Entuzjastom muzyki dawnej warto przypomnieć, że w Polsce brakuje nie tylko światowej miary specjalistów od wykonawstwa historycznego, lecz także światowej miary teatrów operowych, tejże miary zespołów chóralnych oraz ansambli muzyki współczesnej. Rzecz jasna, w każdej z wymienionych kategorii zdarzają się wyjątki, o jakości życia muzycznego zaświadcza jednak dzień powszedni. W krajach, gdzie muzyka dawna ma się jak pączek w maśle, pospolitość nie skrzeczy, tylko muzykuje. Prawie każdy wykształcony Anglik śpiewał kiedyś w jakimś chórze. We Francji do klasy mistrzowskiej może się zapisać także bezrobotny - państwo zwróci mu koszty nauki. Znajdź dwóch Włochów, a zaśpiewają ci na trzy głosy: żaden reżim nie zdołał tam zniszczyć ludowej tradycji muzycznej.

Trzydzieści lat temu, kiedy ruch na rzecz wykonawstwa historycznego zaczął się w Polsce na dobre, większość przedsięwzięć realizowano środkami półamatorskimi. Trudno komukolwiek czynić z tego zarzut - zdobywanie nut, instrumentów oraz wiedzy niezbędnej, żeby z nich korzystać, nie było wówczas rzeczą prostą. Trudno też się dziwić, że każdy "powracający" - ze studiów za granicą albo po prostu z dobrze zaopatrzonego sklepu płytowego - zyskiwał z miejsca rangę wyroczni, kształtując gust i wrażliwość miejscowego odbiorcy.

Sytuacja uległa radykalnej odmianie, kiedy wybitni muzycy zagraniczni zaczęli przyjeżdżać do Polski na koncerty, a zdolni muzycy polscy wyjeżdżać do nich po nauki. Przez chwilę się zdawało, że będzie normalnie. Że na wydziałach akademii ruszą porządnie zorganizowane studia w zakresie wykonawstwa historycznego, instytucje muzyczne zainteresują się losem absolwentów, zespoły zaczną powstawać jak grzyby po deszczu. Polscy "muzycy dawni" to siłą rzeczy ludzie młodzi, u progu kariery zawodowej, ale też u progu dorosłego życia. Pełni zapału i chętni poszerzać wiedzę choćby za własne pieniądze, lecz nie kosztem rodziny, własnego kąta i pracy, przyszłości swoich dzieci. Liczyli na to, że znajdzie się dla nich miejsce w Polsce.

Na razie się nie znalazło, co wywołuje zrozumiały odruch buntu. Tyle że ów bunt rychło może się obrócić przeciw buntownikom. Dobrze wykształceni, zdolni, a niechciani muzycy reagują wzorem innych odrzuconych - zamykają się w osobnych, często skłóconych ze sobą gettach, utwierdzają siebie oraz publiczność w przeświadczeniu o wyjątkowości ich misji, osobliwości talentu, pozamuzycznym wymiarze wykonawstwa historycznego. Kostnieją we współpracy z wciąż tymi samymi nauczycielami. Tworzą enklawy, w których celem nadrzędnym nie jest przeżycie estetyczne ani prawda historyczna, ale dość osobliwie, rzekłabym: eklektycznie przeżywane poczucie wspólnoty. Nie chcą iść na żadne kompromisy, popadają w myślenie wielkościowe. Aut Caesar aut nihil.

Para w organy

Jeśli czyjeś chwalebne działania trafiają w próżnię, trzeba tę próżnię zapełnić. Środowisko krytyków muzycznych z pewnością nie jest bez winy. Cała para poszła nie tyle w gwizdek, ile w potężne organy parowe, głoszące chwałę muzyki współczesnej. Rzetelnych recenzji wykonań muzyki dawnej wciąż jak na lekarstwo. Organizatorzy życia muzycznego - z braku informacji o muzykach polskich - stawiają na sprawdzonych wykonawców zagranicznych. Promocja sprowadza się do działań czysto marketingowych, ściągając na koncerty publiczność, która raczej nie przyczyni się do dobra wykonawstwa historycznego w Polsce.

Sęk w tym, że tych problemów nie da się rozwiązać z dnia na dzień. Niełatwo bowiem odbudować niszczoną przez pół wieku klasę średnią, która kształtuje profil odbiorcy w rozwiniętych muzycznie krajach Europy. Proces jej odtworzenia rozpoczął się kilkanaście lat temu, przebiega opornie i czasem trafia na manowce. Uczestniczą w nim wszystkie sektory społeczeństwa, nawet te, które z muzyczną kulturą wysoką nie chcą mieć nic wspólnego (przynajmniej na razie). Nie trzeba nikomu uświadamiać, jaką rolę powinni w tym odegrać organizatorzy festiwali, rektorzy akademii, pracownicy domów kultury, radia, telewizji, administratorzy portali internetowych, płatni blogerzy, doradcy programowi w operach i filharmoniach.

Warto natomiast uświadomić świeżo namaszczonym muzykom historycznym, że ich młodość, sprawność techniczna i chęć dalszego uprawiania zawodu mogą się skończyć przed wykształceniem polskiej klasy średniej. Uświadomić im gorzką prawdę, że swoim zapałem podnieśli poprzeczkę wysoko i często sami nie umieją jej przeskoczyć. Niewielu z nich ma szansę zostać mesjaszem narodów w dziedzinie wykonawstwa muzyki dawnej. Większość ma szanse osiągnąć przyzwoity poziom wymagany wśród członków najlepszych orkiestr na świecie. Tylko tyle i aż tyle. Skończyła się taryfa ulgowa. Nie nadeszły przyzwoite zarobki w sferze kultury. Paradoks. Nie pierwszy i nie ostatni w okresie transformacji.

Wyjątek i reguła 

Cóż więc począć? Klepać biedę i przeczekać? Próbować szczęścia za granicą? Schować ambicje do kieszeni i poświęcić się działalności edukacyjnej? Uwierzyć w siebie i postawić wszystko na jedną kartę? Jest w Polsce śpiewaczka, która równie pięknie śpiewa francuskie motety izorytmiczne, jak pieśni Szymanowskiego. Jest skrzypek, który zasiada przy pulpicie koncertmistrza w gandawskim Collegium Vocale. Jest organista, który prowadzi całkiem przyzwoity zespół i pisze doktorat z historii na jednym z renomowanych uniwersytetów. Jest lutnista i zarazem lutnik, który buduje uznane za granicą kopie instrumentów średniowiecznych. To są wyjątki.

Jest w Anglii wybitny znawca muzyki Bacha, który skończył arabistykę na Uniwersytecie Oksfordzkim i zadebiutował jako dyrygent podczas tournée chóru studenckiego po Bliskim Wschodzie. Nazywa się John Eliot Gardiner. Jest we Włoszech światowej sławy klawesynista, który pierwszy raz dotknął klawiatury w wieku lat piętnastu. Nazywa się Rinaldo Alessandrini. To są wyjątki.

Gdzieś w Normandii mieszka fenomenalnie uzdolniony śpiewak, który zrezygnował ze współpracy z zespołem Le Po?me Harmonique i poświęcił się resocjalizacji młodocianych przestępców. To nie jest wyjątek.

Niemal w każdej europejskiej orkiestrze barokowej grają muzycy kilkunastu narodowości. Sprawni, rzetelni, bezimienni. To jest codzienność.

Dorota Kozińska jest krytykiem muzycznym, członkiem redakcji "Ruchu Muzycznego".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Latynistka, tłumaczka, krytyk muzyczny i operowy. Wieloletnia redaktorka „Ruchu Muzycznego”, wykładowczyni historii muzyki na studiach podyplomowych w Instytucie Badań Literackich PAN, prowadzi autorskie zajęcia o muzyce teatralnej w Akademii Teatralnej w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2008