Tłumaczyć muzykę

Czy to był koncert, jeden z wielu? Raczej spotkani przyjaciół, także przyjaciół muzyki, bo ona właśnie stała się, może niepostrzeżenie, jego główną treścią. Nie była tylko pretekstem, ale tekstem, bez przedrostka - tego wieczoru najważniejszym.

29.06.2003

Czyta się kilka minut

Zapewne spora część przybyłych tego wieczoru do Filharmonii krakowskiej słuchaczy nie pojawiłaby się w tym miejscu, gdyby nie cel koncertu. Bynajmniej nie dlatego, że nie lubi muzyki; po prostu słucha innej muzyki. Osobliwe było także to, że muzycznie najważniejszym punktem koncertu stał się (nie było to tylko moje wrażenie) nie Chopin, a Ravel - może dlatego, że zabrzmiał zaraz po przerwie, wyrywając natychmiast ze świata kuluarowych rozmów, oczarowując nieziemską barwą i zmysłowymi obrazami („Une barque sur l 'ocean”). A może ci słuchacze zaprzeczyli znanemu hasłu, że lubimy słuchać tylko to, co już słyszeliśmy i znamy? (bo przecież prawdopodobnie częściej spotykamy się, w tym miejscu choćby, z muzyką Chopina niż Ravela). Oznaczałoby to zmianę jakościową, a może tylko przesunięcie akcentów, małe, ale bardzo ważne.

Między Schubertem a Ravelem

Już sam program koncertu budował intrygującą przestrzeń. Pierwszy z Chopinów („Ballada nr 1 g-moll” op. 23) miał otwierać i wprowadzać, oczyścić ze świata zewnętrznych myśli i zdarzeń; ostatnie („Mazurki” op. 17 oraz „Walce” op. 18 i 34) domykać i jednocześnie - poprzez lekkość myśli i swojsko ść nuty - zapowiadać po-koncertowe wydarzenia: małą „winną” ucztę dla ciała. Kulminację stanowiła muzyka Franza Schuberta („4 Impromptus”, D. 899) oraz Maurice'a Ravela (cykl „Miro-irs”), niby pochodząca z dwóch odmiennych muzycznych światów, ale zdradzająca podświadome pokrewieństwo, a pod palcami brzmieć. To wszystko nie przeszkadza muzyce brzmieć lirycznie, miękko, niekiedy gwałtownie, bezbłędnie w szybkich pasażach, ciepło w łagodnych kantylenach.

Jest coś jeszcze w grze amerykańskiego pianisty: niezwykłe czucie i skupienie, które wstrzymuje oddech i każe z równym skupieniem nasłuchiwać. „Powinniśmy dążyć, by naprawdę zrozumieć, co muzyka chce nam powiedzieć. Interpretator, wykonawca musi mieć mniej z kompozytora, więcej z tłumacza. Jest naturalnym medium, przez które muzyka może i chce sama się wyrazić” - mówił niedawno Kenner w wywiadzie dla „TP”. I dalej: „Istotą wykonywania muzyki jest dialog. (...) Wykonawca powinien reagować na muzykę, którą właśnie gra. (...) Cały czas musi zwracać uwagę na warunki, otoczenie, wszystko bowiem mówi coś do ciebie, musisz słuchać i odpowiadać”.

Kim jest dla nas Chopin?

A pytań jest wiele, może nawet coraz więcej. Choćby to: kim jest dla nas dziś Fryderyk Chopin i jego muzyka? Placido Domingo po otrzymaniu honorowego doktoratu w Warszawie, przyznając się do wielkiej fascynacji twórczością polskiego kompozytora („dlaczego nie napisał opery” - pytał), zwrócił uwagę na to, że Francuzi chcieli - i ciągle pewnie chcą - przywłaszczyć sobie Chopina; choćby przez zmianę pisowni jego imienia. Rzeczywiście, na komplecie płyt z solową muzyką fortepianową w wykonaniu Nikity Magaloffa, wydanym przez Philips Classics (1997), znajdziemy francuski zapis imienia „Frederic”.

Trzeba nam też pamiętać, że to właśnie wtedy, kiedy żył i grał Chopin, dokonała się inna jakościowa zmiana: romantyzm - jak pisał o tym na kartach „Doktora Faustusa” Tomasz Mann - „wyemancypował muzykę ze sfery zaściankowej specjalizacji i zawodu miejskiego grajka, pozwalając jej nawiązać kontakt z wielkim światem ducha”. Romantyków (na co zwracał uwagę w „Ideologiach romantycznych” Stefan Jarociński) łączyło przekonanie, że uczuciowość stanowi głębszą sferę duszy ludzkiej niż rozum i wola, a muzyka - najbliżej związana ze sferą uczuciową - stanowi namiast Kevina Kennera połączona wspólnym oddechem i pulsem.

Po jednym z ostatnich recitali w Wigmore Hall w Londynie krytyk „Financial Times” nazwał Kennera „dojrzałym muzykiem bliskim szczytu osiągnięć, o wielkiej gracji, subtelnej różnorodności i sile”. Niewątpliwie amerykański pianista jest dziś jedną z liczących się postaci światowej pianistyki. Urzeka subtelnością uderzenia, doskonałą techniką, rysując każdą frazę klarownie i intensywnie, kładąc szczególnie silny nacisk na emocję, uczuciową stronę muzyki, nie pomijając oczywiście aspektów warsztatowych. Kenner gra sercem, z miłością podchodzi do każdego, najmniejszego nawet dźwięku, słuchając go uważnie i pozwalając mu wykę religii. Przecież „wszystko jest muzyką, jeśli się patrzy na wszystko oczami miłości” - jak pisał w 1799 roku w „Lucyndzie” Friedrich Schlegel. Wreszcie muzyka (według Delacroix) „dlatego góruje nad innymi sztukami, iż będąc zupełnie umowną, posiada najpełniejszy język”.

„On pięknie robi muzykę” - powiedział w przerwie o Kevinie Kennerze pewien młody pianista. I w tym prostym zdaniu było coś więcej i głębiej. Bo nie do końca prawdą jest to, że - jak chciał choćby Wilhelm Wackenroder - „kochać należy sztukę, nie zaś artystę, który jest tylko słabym narzędziem”. Dziś słabi jesteśmy my sami, bo przecież w większości nie potrafimy własnoręcznie „czytać” muzyki. Muzyka niewątpliwie potrzebuje tłumacza, kogoś, kto przełoży ten system zapisanych na papierze znaków i śladów na język dla nas zrozumiały, słyszalny.

*

Kiedy po długich brawach wydawało się już, że nastąpi koniec i przejdziemy na stronę ciszy, Kevin Kenner piękną polszczyzną podziękował za zaproszenie. Po chwili ściszonym głosem powiedział, że kilka dni temu zmarł jego ojciec i chciałby teraz zagrać coś
dla niego. Zabrzmiały (w tym kontekście brzmiące szczególnie przejmująco i niemal ciemno) pierwsze dźwięki „Nokturnu nr 20 cis-moll” Fryderyka Chopina, a tych kilka zdań sprawiło, że nagle otworzył się przed nami horyzont intymnych, wewnętrznych przeżyć pianisty, przez które i dzięki którym tłumaczył nam w ten wieczór muzykę.

Pomyślałem wtedy też, że ta dedykacja ma tego wieczoru jakby dwa wymiary. Wymiar pierwszy jest oczywisty; wymiar drugi łączy się z osobą Pana Jerzego Turowicza, w głębokim przecież sensie ojca „Tygodnika Powszechnego” i wszystkiego, co z nim związane, a więc i tego koncertu... Nigdy Go osobiście nie spotkałem, a chciałbym, choćby teraz, zadać mu pytanie, czym jest dla niego muzyka Chopina...

RECITAL FORTEPIANOWY KEVINA KENNERA (Koncert Dobroczynny na rzecz Archiwum Jerzego Turowicza w I rocznicę powołania Fundacji „Tygodnika Powszechnego”). Fryderyk Chopin „Ballada nr 1 g-moll” (op. 23), „Andante spianato et Grande Polonaise brillante” (op. 22), „4 Mazurki” (op. 17), „3 Walce” (op. 18 i 34), Franz Schubert „4 Impromptus’’ (D. 899), Maurice Ravel „MiroirS’, Filharmonia im. Karola Szymanowskiego w Krakowie, 20 czerwca 2003.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2003