W poszukiwaniu klucza

Ingolf Wunder, jeden z przegranych tegorocznego Konkursu Chopinowskiego, ma inteligencję, wrażliwość muzyczną i znaczne możliwości techniczne, ale klucza do Chopina jeszcze musi szukać.

18.12.2005

Czyta się kilka minut

Ingolf Wunder /
Ingolf Wunder /

Chopin - poeta fortepianu: brzmi ładnie i może stanowić namiastkę określenia idiomu jego twórczości. Można by tą metaforą nadal obracać, ale kłopot w tym, że Chopin był, czym był, przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, a wiadomo, że poetą się bywa. Niekiedy.

A zatem język nie ma narzędzi, by Chopina jakoś zwięźle określić, albo też kompozytor osiągnął coś więcej. I to coś przenosi się jak przekleństwo na pianistów próbujących wykonywać jego muzykę. Bo można, będąc doskonałym pianistą, nigdy nie być chopinistą, można do tej pozycji stopniowo dorastać, a potem z wiekiem ją utracić, wraz z gibkością palców. Nie sposób jednak chopinistą bywać od czasu do czasu. Jeśli się raz zdobędzie klucz do interpretacji twórczości Chopina, nosi się go do końca artystycznej drogi.

Wysłuchawszy recitalu Austriaka Ingolfa Wundera (odpadł po II etapie tegorocznego Konkursu Chopinowskiego), myślę, że chociaż wyposażony jest przez naturę we wszystkie atrybuty pianisty - ma inteligencję, wrażliwość muzyczną i znaczne możliwości techniczne - klucza do Chopina jeszcze musi szukać. Nie osiągnął też pełnej dojrzałości jako pianista w ogóle. A że wie o tym doskonale, próbuje się realizować w efektach czysto wirtuozowskich. Nie mogąc wejść, a tym bardziej wprowadzić innych w intymny świat poezji Chopina czy fantastycznych wizji Ravela, topi tę przykrą świadomość w szalonych galopadach, jak nie przymierzając w alkoholu.

“Gaspard de la nuit" Ravela, który wypełnił część pierwszą recitalu, należy do najtrudniejszych pozycji literatury fortepianowej. Ogromne tempa są tu nie tylko na miejscu, ale stanowią niezbędną oprawę sceniczną baśniowej fabuły, czy może wywoływacz jej kolorów. Ravel, inaczej niż Chopin, stroni od spięć dramatycznych, choć nie od kontrastów, i często bawi się lub epatuje efektami.

Czy Wunder może mu być partnerem?

Z pewnością. Po części już jest, ze swą imponującą biegłością palców i wyraźnym upodobaniem do Ravelowskiej poetyki. Młody pianista z umiarem stosuje prawy pedał, ową deskę ratunku dla zmęczonych rąk, ułatwiającą drobne oszustwa; gra z nami czysto, nie oszukuje, najwyżej trochę nastroju poetyckiego poskąpi. Ale pełnia artystycznego rezultatu jeszcze przed nim. Stanie się możliwa, gdy pianista przestanie skupiać się na technice i zajmie się przestrzenią wyrazu, a na początek choćby formy. Już w tej chwili w bardzo szybkich przerzutach rąk Wunder zawsze trafia nieomylnie, co wcale nie jest takie oczywiste nawet u sławnych mistrzów, a przemierzając jak wichrem klawiaturę rzadko jakąś nutkę uroni. Może najbardziej ucierpiały na zbyt wielkim tempie repetycje (w “Ondynie"): czasem zamiast któregoś z dźwięków słychać było pogłos. Natomiast forma obywała się bez spoiwa - i nie wiem, czy to dobrze - a subtelna migotliwość nastroju gubiła się w dionizyjskich szaleństwach. Strumień wizji, podanych zresztą wyraziście, pędził jednak przed oczyma jak krajobraz widziany z okna pociągu.

Co do utworów Chopina, to odliczywszy etiudy, niektóre preludia i walce czy wreszcie finały sonat, zbyt rącze tempa na ogół nie wzbogacają ich wyrazu. Nawet w “Wielkim polonezie Es-dur", który jak piękny motyl wyfruwa ze ślamazarnego “Andante spianato", lepiej trzymać się z dala od ekstremów. Ponieważ jednak dobre wykonania tego utworu można policzyć na palcach, dajmy tym razem spokój Wunderowi. Niechby już sobie gonił w polonezie! Czego mu jednak nie mogę wybaczyć, to niezbyt śpiewnej, czasem nieważkiej kantyleny (mazurki op. 59 i “Ballada g-moll") i dość słabo rozwiniętego wyczucia formy, która niekiedy zmienia się w nieład.

W mazurkach głównym, choć nie jedynym źródłem chaotyczności wątku była niewrażliwość na harmonikę. A to ona przecież - jej kaprysy, modulacje - stanowi klucz do logiki narracji. Zupełnie jak gdyby Wunder wychował się w egzotycznej kulturze, która nie przeżyła epoki dur-moll! A przecież to Wiedeń! Nie wdając się w szczegóły, wspomnę, że nawet II Szkoły Wiedeńskiej (dodekafonistów) nie sposób zrozumieć, nie znając systemu dur-moll, który obaliła. Rytmika mazurków to znowu temat ogromny, bo, jak się okazuje, młodzi pianiści rzadko ją trafnie odczytują, w każdym razie podczas konkursu był to jeden z głównych tematów dyskusji - kuluarowych, gdyż w recenzjach zazwyczaj nie było dość miejsca.

Wspomnijmy o bisach, tutaj bowiem Ingolf Wunder czuł się swobodnie i widać było, że to materiał na wirtuoza co się zowie. Najmniejszych problemów nie sprawiła mu “VI Rapsodia węgierska" Liszta ani też “Lot trzmiela" Rimskiego-Korsakowa (w czyjej transkrypcji, tego nie jestem pewna). Bo też wymowa tych utworów jest nader prosta, forma układa się sama, żadnych zagadek, żadnych tajemnic. Ot, jak mawiano dwieście lat temu, bawidełka, pieszczota dla zmysłów. Widocznie nadal nam służy.

Recital fortepianowy Ingolfa Wundera, Studio Radiowe im. Lutosławskiego, Warszawa, 3 grudnia 2005 r.

---ramka 401841|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 51/2005