Terror na co dzień

Są młodzi i brutalni, a do tego często nie są Niemcami, lecz dziećmi imigrantów: nastoletni przestępcy z wielkich miast. Spór o to, jak ich traktować, dzieli rządzących Niemcami chadeków i socjaldemokratów - i tak już skłóconych.

18.02.2008

Czyta się kilka minut

Sala konferencyjna wypełniła się do ostatniego miejsca, gdy kanclerz Angela Merkel zapowiedziała pierwsze w tym roku spotkanie z mediami - wcześniej, niż planowano. Dla czterystu dziennikarzy, którzy w minionym tygodniu stłoczyli się w Federalnym Urzędzie Prasy, był to sygnał: Merkel chce lać oliwę na wzburzone fale, chce ratować to, co można uratować z Wielkiej Koalicji chadecji (CDU/CSU) i socjaldemokracji (SPD), której przewodzi od dobrych dwóch lat. I która przedstawia obraz nędzy i rozpaczy.

"Czarni" i "Czerwoni"

W Niemczech trwa intensywna kampania wyborcza: w tym federalnym kraju, gdzie każdy z 16 landów ma własny parlament (landtag), wybory landowe zawsze odbijają się czkawką w Berlinie. A cóż dopiero, gdy głosować ma naraz 16 mln ludzi, główne starcie zaś rozgrywa się właśnie między chadekami i socjaldemokratami.

Pod koniec stycznia Hesja i Dolna Saksonia wybierają nowe landtagi, a na początku lutego Hamburg. We wszystkich trzech rządziła dotąd partia Angeli Merkel - samodzielnie bądź w koalicji z liberałami z FDP. Tymczasem w Hesji i Hamburgu notowania chadecji są kiepskie i rysują się tam nowe koalicje centrowo-lewicowe, rzecz jasna pod przywództwem SPD.

Skutek: ostre zwarcie między chadekami i socjaldemokratami, także w Berlinie, z udziałem liderów obu formacji. Zwarcie bez pardonu, w którym obie strony się polaryzują, nie stronią przed brudnymi chwytami i zarzucają sobie nawzajem nielojalność. Nie biorąc pod uwagę, jakie to może mieć skutki dla współrządzenia w Berlinie. Więcej nawet: czy w ten sposób w ogóle można rządzić? To, że rząd Merkel nie przeprowadzi już żadnych reform, jest oczywiste, skoro wola wspólnego podejmowania politycznego ryzyka spadła do zera.

Przepaść dzieli chadeków i socjaldemokratów również w sprawach merytorycznych. Niemiecka polityka wraca do sporu lewica-prawica: "Czerwoni" (SPD) kontra "Czarni" (CDU/CSU). Pierwsi żądają wprowadzenia płacy minimalnej, czemu drudzy są przeciwni, eksploatując z kolei temat przestępczości wśród młodzieży.

Naród przeżywa szok

Chodzi o narastający problem młodych bandytów, którzy nie tylko rabują, ale także biją. Wielu z tych młodocianych przestępców to dzieci imigrantów - nie przebierając w słowach, politycy SPD zarzucają partnerom z CDU, że debatą o młodych imigrantach-kryminalistach chce spolaryzować społeczeństwo tak, by zamienić wybory landowe w referendum: za lub przeciw surowszemu karaniu.

Ale trzeba powiedzieć, że tę debatę sprowokowała nie chadecja, lecz seria napaści, których sprawcami byli młodzi nie-Niemcy. Ogromne emocje wywołało zwłaszcza brutalne pobicie emeryta (Niemca). Stało się to tuż przed Bożym Narodzeniem na stacji metra w Monachium. Kamery monitorujące peron utrwaliły sytuację i całe Niemcy mogły potem śledzić - na ekranach telewizorów lub komputerów, bo film trafił do internetu - jak dwóch młodzieńców kopie w brzuch i głowę starszego człowieka. Wściekle i bez litości, mimo że ten już się nie rusza. Ofiara, emerytowany dyrektor szkoły, przeżyła - z pękniętą w trzech miejscach czaszką. Policja złapała szybko sprawców: 20-letniego Turka i 17-letniego Greka.

Nie będzie przesadą stwierdzenie, że oglądając ten film, naród niemiecki przeżył szok. Rzadko kiedy przemoc rozgrywająca się codziennie na ulicach miast jest tak realna i widoczna. I rzadko kiedy tak wyraźny staje się problem narastający od lat 90.: przemocy młodych ludzi, często z rodzin imigrantów. Niepokojące jest nie tylko zjawisko i jego skala, ale także bezradność: ofiar, społeczeństwa, policji i wymiaru sprawiedliwości.

Napad w Monachium nie był przypadkiem jednostkowym. Od dawna w miastach o wieloetnicznej strukturze ludności istnieją "no-go-areas": ulice, a czasem dzielnice zamieszkane głównie przez imigrantów, gdzie nie postanie noga przeciętnego obywatela.

Media regularnie donoszą o brutalnych napadach. Także pod koniec grudnia na dworcu miejskiej kolejki w Berlinie-Ober­schöneweide trzech 15-latków skłuło nożami 39-latka, który stanął w obronie napastowanych współpasażerów. W minionym tygodniu, nocą, dwóch 16-latków skatowało 30-letniego mężczyznę w Cottbus. Nieszczęśnik próbował interweniować, widząc, jak młodzi bandyci niszczą kiosk z gazetami - i ledwie uszedł z życiem.

W Berlinie, w niektórych dzielnicach rodzice z lękiem puszczają rano dzieci do szkoły, bo całe ulice są "w posiadaniu" gangów - tureckich, libańskich itd. Heinz Buschkowski, burmistrz takiej dzielnicy - Neukölln, który jako pierwszy użył pojęcia "społeczeństwa równoległe", zatrudnia firmy ochroniarskie, aby pilnowały niektórych szkół. Dla wielu obywateli Republiki Federalnej czymś codziennym stał się terror w przestrzeni publicznej.

Co jest nie tak?

Pytanie zadawane powszechnie brzmi: gdzie tkwi błąd? Co się stało, skoro jeszcze w latach 70. nawet Berlin Zachodni był miastem bezpiecznym? "Odpowiedz, a powiem ci, kim jesteś": tak można by podsumować trwającą dziś debatę. Tymczasem zgrzeszyli wszyscy - i lewica, i konserwatyści. Lewica, bo SPD długo sprzeciwiała się zaostrzeniu prawa azylowego i w latach 1989-2000 Niemcy przyjęły 2,2 mln azylantów (faktycznie imigrantów ekonomicznych), głównie z krajów arabskich i Afryki. Konserwatyści, bo CDU/CSU ściągnęły w tym czasie 2,7 mln tzw. "wysiedleńców" z b. ZSRR, którzy w większości nie umieli nawet po niemiecku i z niemieckością mieli tyle wspólnego, że ich przodkowie wyemigrowali stąd w XVIII w. do Rosji.

Republika Federalna nie była przygotowana do zintegrowania tych milionów. "Żaden kraj na świecie nie musiał radzić sobie z integrowaniem w tak krótkim czasie tak drastycznie wielkiej liczby ludzi, którzy przybyli doń z zewnątrz. Tego nie wytrzymałoby najbardziej stabilne społeczeństwo" - ocenia kryminolog Christian Pfeiffer.

"Żadna mniejszość nie może zabierać nam naszej wolności" - mówi teraz kanclerz Merkel, wspierając tym samym partyjnego druha, premiera Hesji Rolanda Kocha, znanego z populistycznych wystąpień. Koch i inni politycy CDU opowiadają się nie tylko za zaostrzeniem prawa wobec młodocianych przestępców, lecz także za tworzeniem dla nich "obozów wychowawczych" na wzór amerykański. Większość sędziów i kryminologów jest jednak temu przeciwna: wskazują oni, że wystarczą bardziej konsekwentne działania w ramach istniejących już ustaw, i że - skoro w Berlinie 80 proc. młodocianych sprawców wielokrotnych przestępstw z użyciem przemocy wywodzi się z rodzin tureckich czy arabskich - jest to bardziej problem ze sfery polityki imigracyjnej, a nie prawa karnego. Cóż jednak z takiej konstatacji, skoro skłócona Wielka Koalicja jest niezdolna do zmian w tej sferze?

A na to nakłada się problem, który zabrzmi znajomo: upadku wartości w niemieckim społeczeństwie. Coraz trudniej o konsens w kwestii tego, co spaja kraj i jakie obowiązują w nim reguły. Tym trudniej o wspólny fundament wartości między obywatelami z dziada pradziada a nowymi obywatelami. Poległ idealistyczny projekt "społeczeństwa wielokulturowego".

Przełożył Wojciech Pięciak

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2008