Tatry coraz bardziej wspólne

Dawniej kierunek był jeden: to polscy przewodnicy prowadzili w słowackie Tatry, nasi taternicy się w nich wspinali, a polscy turyści przemierzali tamtejsze szlaki. Dziś także Słowacy odkrywają polskie Tatry.

22.10.2012

Czyta się kilka minut

Tatry od wieków stanowią naturalną barierę. Przyrodniczą, klimatyczną, kulturową, w końcu także polityczną. Z początku oddzielały od siebie I Rzeczpospolitą i Królestwo Węgier, ale granica nie była ściśle wytyczona. Przed 1772 r. polskie ziemie w Tatrach obejmowały leżące obecnie na Słowacji na wschód od Morskiego Oka Dolinę Białej Wody i część Doliny Jaworowej aż po Rówienkowy Potok i położony w ich grani głównej Mały Jaworowy Szczyt. Po okresie rozbiorów i powstania Austro-Węgier w 1867 r., na Tatrach ustanowiono umowną granicę pomiędzy dwoma państwami cesarstwa.

Jej dokładny przebieg zatwierdził jednak dopiero w 1902 r. Międzynarodowy Sąd Rozjemczy rozstrzygający spór o Morskie Oko między Węgrami a Galicją. Dziś na części grani głównej Tatr, od Wołowca po Rysy, a także na odchodzącej od Rysów na północ grani Niżnych Rysów i Żabiej Grani od wschodu oraz ciągnącej się od Wołowca przez Grześ, Bobrowiec, Furkaskę grani zamykającej Dolinę Chochołowską, od zachodu ciągnie się także polsko-słowacka granica.

Granica ta w tym regionie nigdy nie była przedmiotem wojny ani też polem walk, nie była też powodem waśni między Polską a Słowacją, nie licząc sporu o Jaworzynę Spiską, który rozgorzał najpierw w latach 1918-19, a następnie powrócił jesienią 1938 r., gdy Polska ponownie anektowała te tereny. Ostatecznie Jaworzyna Spiska i otaczające ją Tatry Jaworzyńskie od ataku Słowacji na Polskę w 1939 r. i po zakończeniu II wojny światowej pozostały już w rękach słowackich.

Dzisiaj echa tych niesnasek powracają rzadko i choć Tatry ciągle stanowią barierę między naszymi krajami, nie tylko polityczną, ale także kulturową i mentalną, to jednak jest ona już oswojona, systematycznie przełamywana i coraz chętniej – a od czasu wejścia naszych krajów do strefy Schengen już także całkiem legalnie – pokonywana.

Przepiłowane szlabany

Dzisiaj Tatry znowu zaczynają łączyć ludzi żyjących na północ i południe od ich grani, tak jak w czasach, kiedy stanowiły głównie geograficzną, nie zaś polityczną i urzędową przeszkodę do pokonania. Łączą jednak głównie tych, którzy w tych górach odnaleźli i ustanowili swoją przestrzeń życia, pracy i pasji, a nade wszystko swoją przestrzeń wolności. I to właśnie oni, przyrodnicy i inni naukowcy, przewodnicy i ratownicy górscy, taternicy, a w drugim rzędzie zwykli turyści, stanowią forpocztę rodzącej się nie bez bólu polsko-słowackiej współpracy i przyjaźni w rejonie najwyższych gór w naszej części Europy. Ci starsi zaś podtrzymują tę więź, zawiązaną w czasach, gdy ustrój umacniał naturalną tatrzańską barierę kłodami przepisów, zakazów i uprzedzeń.

Marek Grocholski, redaktor naczelny kwartalnika „Tatry”, wspomina liczne złośliwości, które zdarzały się na tatrzańskiej granicy w czasach przed Schengen.

– Przepiłowanie granicznych szlabanów na Łysej Polanie w dniu wejścia naszych krajów do Schengen było więcej niż symboliczne, bo te bariery istniały w rzeczywistości, a teraz ich nie ma – mówi Grochalski.

Wydawane przez Tatrzański Park Narodowy „Tatry” przykładają także rzeczywistą wagę do umacniania polsko-słowackich relacji i postrzegania gór jako wspólnego dobra ponad granicznymi podziałami.

Najważniejszą inicjatywą ku temu jest ukazujące się od kilku lat raz do roku dwujęzyczne wydanie pisma, skupiające się głównie na tematach równie bliskich dla obu nacji. W tegorocznym znajdziemy m.in. teksty o podtatrzańskich zamkach w Polsce i na Słowacji, o zbójnictwie karpackim, tradycjach górskich mszy i projektach realizowanych w ramach Euroregionu „Tatry”. Oraz oczywiście mnóstwo tematów dotyczących funkcjonowania i ochrony tatrzańskiej przyrody. Chociaż na tym poletku TPN i jego bratni odpowiednik TANAP więcej wciąż dzieli, zarówno w kwestiach organizacji, jak i priorytetów ochroniarskich we wspólnych górach. Choć pracownicy obu Parków nie szczędzą sobie kurtuazyjnych wizyt, chętnie spotykają się, dyskutują, organizują wspólne konferencje naukowe, to jedną z nielicznych akcji będących przykładem dobrej współpracy na tym polu jest odbywające się w tym samym dniu dwa razy do roku liczenie kozic.

Niezmienny Grześ

Do stałych publicystów „Tatr” należą od lat Mikuláš Argalács i Peter Laučík, którzy Marka Grocholskiego odwiedzali jeszcze w czasach, gdy był redaktorem naczelnym „Tygodnika Podhalańskiego”. Drugi z nich jest zresztą naczelnym analogicznego regionalnego tygodnika „Podtatranské noviny” wydawanego w Popradzie, w którym ukazuje się rubryka „Z północnej strony Tatr”. Czołową informacją na stronie internetowej tygodnika jest akurat wieść o Grand Prix XX Międzynarodowego Festiwalu Filmów Górskich w Popradzie, które za swój tatrzański dokument „Deklaracja nieśmiertelności” zdobył Marcin Koszałka. Grocholski wspomina: – Kiedyś z Peterem umówiliśmy się w Tatrach na granicy na Raczkowej Przełęczy. Ale wyszły problemy z nazewnictwem, bo on wszedł na Račkovo sedlo, czyli po naszemu Starorobociańską Przełęcz, my zaś na Gaborową Przełęcz, dawniej w istocie zwaną Raczkową.

Polscy i słowaccy turyści spotykają się dziś najczęściej na dwóch szlakowanych i najchętniej odwiedzanych przez obie nacje granicznych szczytach: Rysach i Wołowcu, ale symboliczną górą dla polsko-słowackiej przyjaźni pozostaje niezmiennie Grześ. – Ten szczyt ma takie znaczenie przechodnie – podkreśla wybitny przewodnik tatrzański, speleolog i dziennikarz Apoloniusz Rajwa. Co roku w pierwszą niedzielę po 15 czerwca na wierzchołku Grzesia odbywa się polsko-słowackie spotkanie ludzi gór, zwieńczone mszą św. pod drewnianym krzyżem, który w 1992 r. wystawiono na pamiątkę konspiracyjnych spotkań na szczycie polskich i słowackich opozycjonistów.

Na pamiątkę słynnej akcji Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego na Zwierówce z 1945 r. także co roku w lutym na szczycie spotykają się ratownicy TOPR-u i Horskiej Służby, raz zjeżdżając po spotkaniu na nartach wspólnie do Doliny Chochołowskiej, innym razem do słowackiej Zwierówki. W tym roku zresztą HS obrała za patrona Jana Pawła II. Piękny gest, biorąc pod uwagę także to, że to polscy ratownicy od zarania TOPR-u w 1909 r. aż do powstania struktur w powojennej Słowacji nieśli ratunek za południową granicą. Współpraca ratowników nie kończy się tylko na spotkaniach i gestach, ale jest żywa w codziennej służbie.

– Zarówno jedna, jak i druga organizacja ma ze sobą stałą łączność, jak potrzeba, to Słowacy proszą o pomoc. Bywały wypadki, że nasz śmigłowiec leciał na tamtą stronę, gdy wypadek zdarzył się gdzieś w rejonie graniowym – mówi Rajwa. – Zdarzało się też, że Słowacy wspierali nasze akcje, na przykład w czasie lawiny w rejonie Czerwonych Wierchów w 2004 r., w której zginęło czworo grotołazów. Wtedy przylecieli ze swoimi psami lawinowymi. W dziedzinie ich tresury i wykorzystywania w akcjach mają akurat większe doświadczenie.

Inwencja w penetracji

Dawniej kierunek eksploracji i pokonywania Tatr był właściwie jeden. To polscy przewodnicy prowadzili w słowackie Tatry, nasi taternicy się w nich wspinali, a turyści przemierzali tamtejsze szlaki.

– To się tak historycznie ukształtowało już od czasów myśliwskich, kiedy to nasi chodzili polować na Liptów, a nie odwrotnie – tłumaczy Rajwa. – Polacy mieli zawsze większą inwencję w penetracji Tatr niż Słowacy na naszą stronę. Zawsze ich wyprzedzaliśmy.

– Słowacy zupełnie nie znają polskich Tatr, dla nich to egzotyczne wyprawy – przyznaje syn Marka Grocholskiego, Paweł, przewodnik tatrzański, który po sezonie pracuje w schronisku Zbójnicka Chata w słowackiej Dolinie Staroleśnej. Wszyscy obserwują jednak zmiany: coraz więcej Słowaków przechodzi na polską stronę przez Rysy, nocuje w schronisku nad Morskim Okiem, coraz więcej widać słowackich przewodników z klientami na Mnichu. Przewodnicy współpracują głównie na platformie międzynarodowych organizacji zrzeszających przewodników górskich (UIMLA) oraz wysokogórskich (UIAGM). Ci ostatni spotykają się co roku w Starym Smokowcu z okazji święta horskich vodców. Przyjaźnie zawierają także speleolodzy. W tym roku 53. Tydzień Jaskiniowy, cykliczny zlot grotołazów odbywający się za każdym razem w innym regionie krasowym Słowacji, został po raz pierwszy w historii zorganizowany przez Speleoklub Tatrzański w polskich Tatrach.

Na polu samej turystyki jest jeszcze wiele do zrobienia. Jedni i drudzy, polscy turyści oraz słowaccy chatarzy, opiekunowie i pracownicy schronisk, ciągle jeszcze się docierają. Polacy przyzwyczajają się do panujących w słowackich schroniskach zasad i reguł – jak choćby ściśle wyznaczonych godzin posiłków, a chatarzy zrobili się bardziej otwarci i skłonni, żeby je naginać.

– Słowacy mają pewne poczucie niedowartościowania – twierdzi Paweł Grocholski. – Czesi odwrotnie, niczym się nie przejmują, co przekłada się na ignorancję w górach. Stereotyp Polaka w słowackich górach jest z kolei taki, że jest człowiekiem nieodpowiedzialnym – dodaje.

Ciągle słyszy się jeszcze o wypadkach polskich turystów nieposiadających obowiązkowego w słowackich górach ubezpieczenia od kosztów akcji ratunkowej. Ale rzadko widoczne są już obrazki znane z lat 90., kiedy to oszczędni Polacy przychodzili o piętnastej do schroniska i czekali do dwudziestej pierwszej, aż zajęto wszystkie łóżka, żeby móc przenocować najtaniej, czyli na podłodze.

Zjednoczeni w modlitwie

Nadal różni nas jednak od nich roszczeniowa postawa, gdy tymczasem Słowacy godzą się raczej na wysokie ceny, nie narzekają, że coś jest za drogie.

– My też musimy wyrosnąć z przekonania, że oni nam zabiorą klientów, przecież to Słowacy przyjeżdżają obecnie do nas kupować. Były też próby inwestowania przez naszych na Słowacji – mówi starosta tatrzański, Andrzej Gąsienica-Makowski. – Ten kurort tatrzański powinien obejmować cały obszar funkcjonalny Tatr, bo są tu ciepłe źródła, zdrowie, możliwości uprawiania sportu, tak jak w Austrii, Szwajcarii, Włoszech, gdzie często właśnie na pograniczu dwóch krajów znajdują się obszary wysokiej jakości.

Budowania dobrego sąsiedztwa nie powinniśmy marnotrawić na pewno na podgrzewaniu sporu, jaki rozgorzał niedawno wokół sprzedaży kolejki na Kasprowy Wierch w ramach prywatyzacji Polskich Kolei Linowych, którą zainteresowali się także słowaccy inwestorzy.

Świadomość tego, co nas dzieli i łączy, warto pogłębiać poprzez edukację zwłaszcza dzieci i młodzieży z sąsiednich podtatrzańskich gmin. Dlatego Apoloniusz Rajwa najbardziej zadowolony jest z napisanej wspólnie z innymi polskimi i słowackimi ekspertami monografii dla szkół „Tatry i Podtatrze”, która przy wsparciu środków unijnych miała dwa wydania po obu stronach granicy. I aż prosi się o wznowienie.

W ramach przygranicznego projektu odbyły się później warsztaty, podczas których Rajwa prowadził słowackie dzieci po polskich Tatrach, a później te z polskich gmin pod Tatrami wyjeżdżały na wycieczki na Słowację. Odbywał się także wspólny polsko-słowacki konkurs wiedzy o Tatrach, z finałem raz w Zakopanem, raz w Popradzie. Niestety środki unijne na ten cel wyczerpały się dwa lata temu.

We współpracy i realizacji wspólnych projektów na wyższym szczeblu pomaga powstały w 1994 r. Euroregion „Tatry” – związek współpracy transgranicznej pomiędzy polskimi i słowackimi podtatrzańskimi gminami. Wśród najnowszych pomysłów do realizacji w jego ramach pojawił się pomysł Tatrzańskiego Szlaku Kulinarnego, obejmującego serwujące tradycyjne potrawy restauracje po obu stronach naszych gór.

Tatry są przestrzenią łączącą Polaków i Słowaków, którzy związali z nimi swoje życie aż po jego kres. Na cmentarzu Symbolicznym pod Osterwą w słowackich Tatrach sąsiadują ze sobą tablice ofiar gór z obu naszych krajów. Co roku w sobotę przed Wszystkimi Świętymi żywi i martwi, Polacy i Słowacy, w ciszy i modlitwie łączą się tutaj ponad wszelkimi podziałami zjednoczeni wobec majestatu gór.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz od 2002 r. współpracujący z „Tygodnikiem Powszechnym”, autor reportaży, wywiadów, tekstów specjalistycznych o tematyce kulturalnej, społecznej, międzynarodowej, pisze zarówno o Krakowie, Podhalu, jak i Tybecie; szczególne miejsce w jego… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2012