Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ostatnio przeczytałam notkę o przewidywanych kosztach: ogromnych, bo należałoby w płytkim Zalewie pogłębić całą trasę dla statków. Ani słowa o jakichkolwiek konsekwencjach. O tym, że bezpowrotnie zmieniłoby to krajobraz tej części Polski, jej charakter jako jednego z najpiękniejszych terenów wypoczynkowych. Słowa o tym, co tu naprawdę więcej warte, ani o tym, czego nie sposób przewidzieć, zanim będzie za późno. Ot tak, jakby się miało inaczej przekopać grządki pod kartofle we własnym ogródku.
Kilka dni temu Kazimierz Orłoś kolejny raz upomniał się w "Rzeczpospolitej" o Mazury, od lat coraz bardziej zapamiętale dewastowane, a właśnie nominowane do światowego rankingu najpiękniejszych krajobrazów. Nabywcy terenów pod wille powiększają je, zasypując części jezior. "Dla leśników Mazury to tylko wielkie magazyny drewna. Dla myśliwych to jedynie tereny łowieckie. Dla przewoźników najkrótsza trasa przejazdu do wschodniej granicy". Pisarz przypomina swoje interwencje w Ministerstwie Ochrony Środowiska. Bezskuteczne oczywiście. I co? Kto go poparł? Czy to w ogóle ważne, że Polska brzydnie?
"Mnie ta ziemia od innych droższa" - pisał poeta. To się bardzo dobrze deklamuje na akademiach, z tymi najwznioślejszymi włącznie...