Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
"W 1977 roku pojechaliśmy do Niedzicy - wspomina Adam Rzepecki, współtwórca znanej z obrazoburczych akcji artystycznych grupy Łódź Kaliska, kiedyś student Mieczysława Porębskiego. - Wziąłem aparat fotograficzny i trzy albumy: Maneta, Picassa i Michała Anioła. Zaczęliśmy robić zdjęcia żywych obrazów. Profesor występował początkowo jako ekspert, mówił: »ręka w lewo«, »ręka w prawo«. Nagle nie wytrzymał i sam zaczął się przebierać". A bohater opowieści dodaje: "Czułem, że trzeba się jakoś w to włączyć, by poczuć się kimś, kto był przy tym, gdy obrazy Picassa powstawały, gdy on je malował. Gertruda Stein? Proszę bardzo... Udawałem Gertrudę Stein, byłem Gertrudą Stein, tym krytykiem, który towarzyszył powstawaniu sztuki Picassa, Braque’a i innych im współczesnych"...
Ta anegdota sprzed lat jest czymś więcej niż anegdotą. Pokazuje, jak bardzo profesor Mieczysław Porębski - wielka postać naszej humanistyki, historyk sztuki, krytyk, pisarz, przyjaciel artystów - wyłamuje się ze stereotypu akademickiego uczonego. A także - jak szczególny ma stosunek do materii, którą od lat się zajmuje: do sztuki. "Sztuka nie jest dla mnie ani wypoczynkiem, ani ucieczką - pisał w 1956 roku. - Szukam w niej afirmacji swoich przeżyć i oczekiwań, szukam natchnienia, podpory i pomocy w chwilach złych i trudnych. Uważam ją za najczulszy instrument kontrolny dla wszystkiego, w co wierzę i co mnie otacza". Teraz te słowa powtórzył, "bo niewiele się od tamtych czasów, gdy idzie o sztukę, zmieniło, choć wszystko się zmieniło. Inni ludzie, inne (trochę) problemy, ale zawsze te same, istotne (esencjalne) pytania".
Opowieść Rzepeckiego zaczerpnąłem z rozmowy, która tę książkę zamyka; rozmowy uczniów o Profesorze, opublikowanej dekadę temu na łamach "Tygodnika". Niedawno Mieczysław Porębski obchodził dziewięćdziesiąte urodziny: w krakowskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej udostępniono z tej okazji bibliotekę z jego krakowskiego mieszkania, którą wraz z obrazami zaprzyjaźnionych artystów przekazał MOCAK-owi, no i ukazało się "Spotkanie z Ablem".
Czwarty już tom w serii dzieł Profesora zawiera teksty powstałe w latach 1986-2005. Układają się w diariusz kogoś, kto wprawdzie dawno już ogłosił swoje pożegnanie z krytyką, wciąż jednak do sztuki współczesnej powraca - jako czuły obserwator, komentator, czasem polemista. Porębski oddaje sprawiedliwość artystom swojego pokolenia, przyjaciołom z kręgu Grupy Krakowskiej - Tadeuszowi Brzozowskiemu, Jonaszowi Sternowi, Jerzemu Tchórzewskiemu czy Adamowi Hoffmanowi, ale zabiera też głos na temat dzieł czy wystaw dziś powstających, zastanawiając się nad wyzwaniami, które przed sztuką stawia czas obecny. Krystyna Czerni, uważna redaktorka dzieła Profesora, której pieczołowitości "Spotkanie z Ablem" zawdzięcza swój kształt, mówi o szczególnie osobistym charakterze tej właśnie książki. "Zastanawialiśmy się, czy dzielić tom na teksty o artystach, wystawach zbiorowych, publikacjach. Profesor zaproponował układ najprostszy: zgodny z chronologią. Czytelnik śledzi te wydarzenia dokładnie tak, jak autor je przeżywał, niejako towarzyszymy mu w jego drodze".
Skąd zaś Abel? Szkic, który całej książce nadał tytuł, ma za punkt wyjścia międzynarodową wystawę "Gdzie jest brat twój, Abel", którą w 1995 roku zorganizowała Anda Rottenberg. Trzeba go jednak czytać wraz z wcześniejszym o dwa lata esejem "Synowie Boga". Bowiem historia Kaina - tego, który zamordował brata, ale też położył podwaliny pod przyszłą cywilizację, i jego ofiary Abla - tego drugiego, innego, siewcy niepokoju, traktowanego jako zagrożenie, dotyka samej istoty problemu zła i jego źródeł, a także sztuki i zadań, jakie sobie ona stawia bądź stawiać powinna. (Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011, ss. 484. Opracowanie graficzne Władysław Pluta.)