Sztuka zawłaszczania

Dwie warszawskie wystawy i jeden temat: pierwowzoru oraz powtórzenia. Obecna w sztuce od wieków praktyka dziś staje się przedmiotem sądowych sporów.

02.05.2015

Czyta się kilka minut

Sandro Miller, John Malkovich jako bliźniaczki z fotografii Diane Arbus, 2014 / Fot. Sandro Miller / DZIĘKI UPRZEJMOŚCI CATHERINE EDELMAN GALLERY, CHICAGO / ZACHĘTA NGS
Sandro Miller, John Malkovich jako bliźniaczki z fotografii Diane Arbus, 2014 / Fot. Sandro Miller / DZIĘKI UPRZEJMOŚCI CATHERINE EDELMAN GALLERY, CHICAGO / ZACHĘTA NGS

W jednej z sal Zachęty znalazła się „Fontanna światła” (2007). Ai Weiwei słynny projekt Pomnika III Międzynarodówki Władimira Tatlina z 1919 r. przekształcił w... olbrzymi, liczący 7 metrów żyrandol. Rzędy kryształowych paciorków lśnią w świetle. To, co pierwotnie było pomnikiem komunistycznej ideologii, stało się pięknym, luksusowym przedmiotem.
Podobnych przekształceń czy powtórzeń można znaleźć w Zachęcie więcej. Wystawa „Kanibalizm?

O zawłaszczeniach w sztuce” prezentuje prace powstałe od lat 70. XX wieku po współczesność. Zestaw zgromadzonych nazwisk jest imponujący: od Douglasa Gordona, Edwarda Krasińskiego i Barbary Kruger po Goshkę Macugę i Henrika Olesena. Z kolei ekspozycja „Ceci n’est pas cette pipe” w galerii Propaganda ogranicza się do polskich twórców. Obie wystawy dotyczą problemu pierwowzoru i powtórzenia, będącego jednym z najistotniejszych w dziejach sztuki.

Przez stulecia studiowano i kopiowano zarówno dzieła wielkich twórców z przeszłości, jak i współczesne. Czerpano z nich wzorce, ale też z nimi dyskutowano, wchodzono w dialog. Studiowanie arcydzieł sztuki stanowiło ważny element edukacji artystycznej. Była to stała praktyka nie tylko w odległych wiekach. Inspiracji w przeszłości szukał Manet: malując słynne „Śniadanie na trawie” sięgnął m.in. po XVI-wieczny miedzioryt Marcantonia Raimondiego według „Sądu Parysa” Rafaela. Dawnym mistrzom uważnie przyglądali się Cézanne, Matisse i Picasso. Van Gogh namalował cykl obrazów według cenionego realisty Jeana-François Milleta oraz wykonał kopie drzeworytów Japończyka Utagawa Hiroshigego.
Jedni z twórców studiowali dzieła poprzedników, by na ich podstawie tworzyć własne. Inni pozostawali mniej lub bardziej utalentowanymi imitatorami. Bowiem, jak napominał Rubens – sam malując m.in. kopie obrazów Tycjana – „dla jednych [naśladowanie] jest bardzo użyteczne, dla innych jednak szkodliwe i [może prowadzić] aż do zabicia sztuki”.

Ręce artysty

„Kanibalizm?” odwołuje się do bliższych nam doświadczeń awangardy z początku XX wieku – tzw. appropration art, czyli sztuki zawłaszczania. Do kolaży Georges’a Braque’a i Picassa, w których wykorzystywano skrawki gazet, tkanin i fotografii. Do tworzonych z przedmiotów ready-mades Marcela Duchampa, dadaistów i surrealistów. Ich doświadczenia staną się istotne dla pop-artu, poszukiwań Fluxusu i konceptualistów, kiedy to na nowo zdefiniowane zostaną takie pojęcia jak rzeźba czy obiekt artystyczny. Roy Lichtenstein, Claes Oldenburg czy Andy Warhol produkty kultury masowej: zdjęcia prasowe, reklamy, komiksy czy przedmioty codziennego użytku –przekształcane i przerabiane – czynią własnymi. To oni właśnie radykalnie postawili pytanie o prawo własności, oryginalność i plagiat.

W Zachęcie pokazywane są wszystkie te praktyki, które podważają przekonanie o niepowtarzalności i oryginalności dzieła. Chyba z miernym skutkiem, bo nadal powszechna jest opinia, że – jak podkreślał Mirosław Bałka w rozmowie z Zygmuntem Baumanem – „tworzą ręce artysty. Ręce, które trzymają dłuto, które trzymają pędzel”.

Jakby na przekór temu przekonaniu, w ostatnich dekadach Richard Prince używał w swych dziełach zdjęć i reklam, tworzących stereotypowy obraz Dzikiego Zachodu, Douglas Gordon wykorzystał w swej pracy pamiętną scenę z „Taksówkarza” Martina Scorsesego, w której Robert De Niro stawia pytanie „You talkin’ to me?”, zaś Thomas Ruff użył kadrów z filmów pornograficznych. O popularności tych praktyk może świadczyć mnożenie się terminów określających sposoby działania: found footage, remix, sampling...

Zagraj to jeszcze raz

Na wystawie w Zachęcie znalazły się ciekawe przykłady powtórzeń, odtworzeń i powieleń cudzych prac. Jest tu m.in. część cyklu Cindy Sherman „Untitled Film Still” z lat 1977–1980 – jednego z najsłynniejszych dzieł ostatnich dekad. W niewielkich czarno-białych zdjęciach artystka wciela się w stereotypowe kobiece role zaczerpnięte z filmów powstałych od lat 40. do 60. ubiegłego stulecia. Jej prace do złudzenia przypominają dawne fotosy. Po latach ten sam zabieg powtórzyła Aneta Grzeszykowska. Ona z kolei wchodzi w role odgrywane wcześniej przez Cindy Sherman. Przyjmuje te same pozy, identycznie kadruje zdjęcia, dodaje jedynie kolor i nieliczne współczesne atrybuty. John Malkovich na fotografiach Sandra Millera wciela się w postacie z ikonicznych zdjęć: jest parą bliźniaczek z fotografii Diane Arbus, matką migrantką ze zdjęcia Dorothei Lange.

Wilhelm Sasnal, malując „Shoah (Las)” (2003), sięgnął po kadr z filmu Claude’a Lanzmanna. Powstał niepokojący widok monumentalnego rzędu drzew. Dopiero po chwili można dojrzeć niewielkie figury ludzi. Wydają się nieistotne. Płótna Sasnala nie ma w Zachęcie; są natomiast na wystawie obrazy Radka Szlagi, powtarzające gest poprzednika. Z daleka jego pejzaże przypominają płótno Sasnala. Dopiero po chwili można dostrzec różnice.

Narzuca się pytanie o cel tych powtórzeń. Żaden z artystów nie ukrywa pierwowzoru swych prac, wręcz przeciwnie: eksponuje powtórzenie. Wzór staje się nie mniej istotny jak sama praca. Sherman proponowała nostalgiczną, ale niepokojącą podróż w przeszłość, przywołując dawne wzorce kobiecości, Grzeszykowska zdaje się pytać o ich aktualność. Sasnal pokazał pejzaż, w którym rozegrał się dramat Zagłady: świadkami wydarzeń pozostały jedynie drzewa. Pustka i cisza. Szlaga jakby chciał zniszczyć ten niepokojący widok, pozbyć się duchów przeszłości. Zaludnia swój pejzaż tłumami współczesnych, w miejsce patosu proponuje banał.

Proces twórczy i proces sądowy

„Można zadać sobie pytanie, czy powszechnie praktykowane we współczesnej kulturze zawłaszczanie jest swego rodzaju aktem przemocy – wobec zawłaszczanych dzieł i ich twórców” – pisze Maria Brewińska, kuratorka wystawy w Zachęcie.

Na wystawie w Propagandzie znalazł się duży, efektowny obraz Jarosława Modzelewskiego z 2013 r. Monochromatyczne, bardzo oszczędne płótno przedstawia samotnego mężczyznę, stojącego pośrodku drogi. Tytuł pracy informuje: „Obraz według rysunku van Gogha”. To kolejne w dziejach odwołania do twórczości Holendra, niewywołujące wątpliwości. Inaczej jest w przypadku pracy „Untitled” (2015) Piotra Uklańskiego, obecnej w Zachęcie. Jest to swoisty mix jego wcześniejszych prac: „Nazistów” oraz części cyklu „Polska neoawangarda”. Tworząc go, artysta wykorzystał zdjęcia prac i dokumentację akcji polskich twórców z lat 70., m.in. duetu KwieKulik, Natalii LL i Zbigniewa Warpechowskiego. Uklański pokazał dzieła polskiej neoawangardy w nowym kontekście: zaprezentował je we współczesnym zachodnim obiegu artystycznym. W rozmowie z „Tygodnikiem Powszechnym” (nr 5/15) przypominał, że źródła jego twórczości „to nie pop-art czy Warhol, lecz ta najbardziej wizualnie nieokiełznana polska neo-awangarda lat 70.”. Jego cykl mógł zostać odebrany jako gest uznania dla poprzedników, swoisty hołd, jednak u części artystów „Polska neoawangarda” wywołała oburzenie. Wiktor Gutt i Grzegorz Kowalski, których dzieła także zostały przez Uklańskiego użyte, pisali: „nie zgadzamy się na reprodukowanie, wystawianie i sprzedaż naszych prac pojedynczo lub w jakimkolwiek zestawie czy kontekście ekspozycyjnym”. To tylko jeden z przykładów kontrowersji, jakie może wzbudzać praktyka przywłaszczania i naśladowania.

Wiktor Gutt i Grzegorz Kowalski w liście do Uklańskiego pisali o naruszeniu osobistych praw twórców. Ostatnie dekady przyniosły cały szereg procesów o plagiat lub naruszenie praw autorskich. Jak przypomniał Jarosław Lubiak w tekście towarzyszącym wystawie w Zachęcie, w 1992 r. Jeff Koons przegrał proces o plagiat, ale Barbarze Kruger (2002) i Richardowi Prince’owi (2013) udało się obronić przed podobnym zarzutem. Z kolei w tym roku belgijski sąd uznał, że wybitny malarz Luc Tuymans został uznany za winnego plagiatu, ponieważ malując swój obraz, użył fotografii polityka Jeana-Marie Dedeckera wykonanej przez Katrijn van Giel. Coraz częściej prawom autorskim daje się prymat, widząc w nich przede wszystkim źródło olbrzymich dochodów; za mniej istotne uznaje się inne wartości, takie jak swoboda artystycznej ekspresji. Miejsce oceny artystycznej zajmuje werdykt prawny. Dość ponura perspektywa. ©

Kanibalizm? O zawłaszczeniach w sztuce, Zachęta Narodowa Galeria Sztuki, Warszawa, kuratorka Maria Brewińska. Wystawa czynna do 31 maja br.

Ceci n’est pas cette pipe, galeria Propaganda, Warszawa, kurator Paweł Sosnowski. Wystawa czynna do 23 maja br.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2015