Szorstki urok Podgórza

Od połączenia go z Krakowem minęło właśnie sto lat. Ale to wciąż miasto w mieście.

24.08.2015

Czyta się kilka minut

Kładka Bernatka między Podgórzem a Kazimierzem / Fot. Adam Walanus
Kładka Bernatka między Podgórzem a Kazimierzem / Fot. Adam Walanus

Po prawej stronie Wisły zaczyna się nieco inny Kraków. Jeszcze na początku minionego stulecia Podgórze było niezależnym miastem, założonym przez Austriaków wkrótce po pierwszym rozbiorze Polski. W 1915 r. na moście Krakusa (dziś Powstańców Śląskich) włodarze obu miejscowości przypieczętowali uściskiem dłoni połączenie. Miasto po lewej stronie Wisły miało prestiż, zabytki i kulturę, to po prawej – przemysł i handel. Każde coś zyskało.

Przez dekady Podgórze pozostawało czymś w rodzaju dużego przedmieścia, które stopniowo rozlewało się na południe. Tuż za starszą częścią rozciągały się fabryczne zabudowania Zabłocia i Płaszowa, łąki i zarośla, pozostałości podkrakowskich wiosek wchłoniętych przez miasto, wreszcie nowe, rozległe osiedla-sypialnie.

Nieciekawa okolica? Raczej niedoceniana – zwłaszcza jej zabytkowa część. Można się po niej snuć samotnie, bez tłumu turystów; wystarczy zagłębić się w uliczki powyżej Rynku Podgórskiego, aby odkryć bajkowe wille, schody jak z miast śródziemnomorskich, piękny, choć czekający na odnowę Park Bednarskiego. Można zajrzeć do kameralnego kinoteatru Wrzos, gdzie projekcje uruchamiane są nawet dla garstki widzów, posłuchać koncertu w kościele św. Józefa, wspiąć się na kopiec Krakusa i podziwiać stamtąd panoramę miasta. W słoneczny dzień schyłku lata jest cicho, zielono, trochę sennie. Poza czasem.

Widmo modnej dzielnicy

O zbliżającej się „modzie na Podgórze” mówiono od lat. Prognozowano, że przejdzie ewolucję podobną do Kazimierza, który w ciągu dwóch dekad przekształcił się z zaniedbanej dzielnicy w całodobową strefę imprezowo-turystyczną. W końcu te marketingowe zaklęcia zaczęły się spełniać: przy ulicach najbliżej prawego brzegu Wisły, między mostem Piłsudskiego a wybudowaną przed kilku laty kładką Bernatka, pojawiły się restauracje i kawiarnie. Zwiedzający i miejscowi piją dziś kawę i jedzą lody sycylijskie w ogródkach z widokiem na Wisłę.

Ruch turystyczny skupia się jednak zwykle na pomnikach tragicznej historii: śladami getta, w stronę ulicy Lipowej, do muzeum w dawnej Fabryce „Emalia” Oskara Schindlera, gdzie mieści się stała wystawa poświęcona codzienności Krakowa w czasach okupacji. Ta część miasta sprzyja raczej kontemplacji i odpoczynkowi w ciszy niż rozrywce.
– Mamy nadzieję, że Podgórze nie stanie się drugim Kazimierzem – mówi Paweł Kubisztal, prezes Stowarzyszenia PODGORZE.PL. – Kładka pomogła trochę w rozlaniu Kazimierza na tę stronę Wisły, ale Podgórze zachowało charakter miasta w mieście.

Nocne życie faktycznie zostaje po lewej stronie rzeki. Tu rozgościła się za to kultura: festiwal Miesiąc Fotografii tradycyjnie rozpoczyna się w Galerii Starmach przy ul. Węgierskiej, na Zabłociu przed kilku laty wyrosło długo wyczekiwane Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK, na Stromej pojawiła się filia literackiej klubokawiarni Lokator, a przy spokojnej ulicy Krasickiego powstało najmłodsze krakowskie kino i kawiarnia w jednym – Kika. Z Podgórzem już dawno związał się poeta Ryszard Krynicki, który wraz z żoną Krystyną prowadzi kameralne Wydawnictwo a5 (w katalogu: Szymborska, Barańczak, Hartwig, Świetlicki).

– To wciąż dzielnica raczej do mieszkania niż zwiedzania – mówi Karolina Jarmołowska, wiceprezeska Stowarzyszenia PODGORZE.PL, współorganizatorka Targu Pietruszkowego, na którym można kupować warzywa prosto od rolników.

Jelonek traci głowę

Podgórze nie miało wcześniej własnego targu, ale życie handlowe i tak kwitło. Kalwaryjska, Limanowskiego i boczne ulice przez lata sprawiały wrażenie muzeum drobnej, nieokrzesanej przedsiębiorczości. Komisy w podwórkach, sklepy z mydłem i powidłem, wypożyczalnie wideo, staromodne pasmanterie, mikroskopijne zakłady usługowe – najczęściej z szyldami wykonanymi techniką „typopolo”, czyli własnoręcznie przez właścicieli interesu, przy użyciu kolorowych folii. To tu mieściła się „ciuchowa mila”, trasa z najlepszymi sklepami z odzieżą na wagę. Ten bałagan miał swój przyjazny urok. „Można wejść z psem i z lodem, grymasić i nudzić, nawet wyolbrzymiać” – zachęca do dzisiaj z witryny sklep wędkarski przy Limanowskiego.

Część dawnych sklepów i zakładów zastąpiły nowe biznesy, często typowe dla ulic handlowych: banki, apteki, salony gier i całodobowe sklepy monopolowe. Kalwaryjska zatonęła niemal doszczętnie w reklamach, kamienice zniknęły pod setkami płacht głoszących, że „szybko i tanio”, w większości zresztą nieuzgodnionych z plastykiem miejskim, czyli bezprawnych. Nad jednym z budynków do niedawna wisiało szambo, w bardzo dosłowny sposób reklamujące biologiczne oczyszczanie ścieków.

Chaos w Starym Podgórzu ma ujarzmić wprowadzenie parku kulturowego – dzięki takiemu rozwiązaniu udało się już uporządkować Rynek Główny i okolice. Na razie schludnieje Rynek Podgórski – choć ukończony niedawno remont płyty budzi mieszane uczucia mieszkańców. Charakterystyczny jelonek z narożnej kamienicy, który kilka lat temu stracił część głowy, doczekał się rekonstrukcji dzięki crowdfundingowej inicjatywie mieszkańców i ich współpracy z właścicielami budynku. Przy Limanowskiego na odświeżonych frontach zawisły nowe, nienachalne szyldy.

To przy tej ulicy znajduje się Dom Historii Podgórza, szykujący się do przeprowadzki – nowe muzeum dzielnicy powstanie w historycznym Zajeździe pod św. Benedyktem. W budynku dawnych austriackich koszar, od którego w 1918 r. rozpoczęło się wyzwalanie Krakowa, wcześniej działała restauracja i sklep meblowy. Później okna zabito dyktą, a złomiarze rozkradli, co mogli.

Zajazd miał szczęście, ale wiele innych budynków nadal czeka na remont. Stare Podgórze ma w sumie 40 zabytkowych kamienic. Niestety, stan prawny wielu z nich jest nieuregulowany, a wiele innych niszczeje przez brak funduszy. Na jednej, częściowo spalonej, rosną już małe drzewka.

– To wciąż biedna dzielnica. Widać to po wnioskach do Społecznego Komitetu Odnowy Zabytków Krakowa. Właściciele nie występują o dofinansowanie renowacji, bo nie stać ich na wkład własny, choć mają szansę na 50-, a nawet 75-procentowe wsparcie – wyjaśnia Paweł Kubisztal.

Ostatnie lata przyniosły jednak kilka dużych inwestycji. W ubiegłym roku nareszcie ukończono budowę imponującego gmachu Cricoteki – ażurowa konstrukcja otoczyła budynek dawnej podgórskiej elektrowni. Obok wyrosły nowe domy, wprowadziły się firmy; spacerowa okolica szybko się ożywiła.

Pamiątki i deweloperzy

Gorzej z innymi obszarami przemysłowego Podgórza. „Postęp techniczny to dewiza naszych czasów”, głosił jeszcze przed kilku laty napis na jednym z fabrycznych budynków Zabłocia. W 2009 r. zniknął, podobnie jak inne pamiątki industrialnej przeszłości. W miejscu Zakładów Chemicznych Bonarka stanęło centrum handlowe. Rozebrano Fabrykę Wyrobów Żelaznych i Drucianych Braci Korngoldów czy stację kolejową Wisła. Deweloper zamierza wyburzyć charakterystyczny błękitny budynek Miraculum, w którym do niedawna działał klub Fabryka, a na dziedzińcu odbywały się festiwale, warsztaty i kiermasze.

Zabłocie wciąż jest lubiane przez start-upy, których w Krakowie zakłada się bardzo wiele. W dawnym młynie Ziarno powstały modne lofty; ogromny, PRL-owski budynek fabryki elektronicznej Telpod jest dzisiaj siedzibą studia fotograficznego. Ale plany stworzenia dzielnicy kultury, przyjaznej dla mieszkańców i małych przedsiębiorstw, zachowującej ślady przemysłowej przeszłości, mogą ustąpić machinie biznesowej. Szorstki urok, który był atutem odkrytej na nowo okolicy, niknie stopniowo pod chaotyczną zabudową mieszkalną i biurową. Z historycznych budynków pozostają jedynie tabliczki.

Znika zieleń, której i tak jest tu mało, rosną za to gęste, grodzone osiedla i biurowce na potrzeby europejskiej stolicy outsourcingu.

– Tzw. rewitalizacja zmiotła fragment historii z mapy – mówi z goryczą Kubisztal. – W Krakowie doceniamy Wawel i Sukiennice, ale nic ponadto. Żaden budynek na Zabłociu, oprócz Fabryki Schindlera, nie jest wpisany do rejestru zabytków.

Czy w tym samym kierunku pójdą zmiany w całej dzielnicy? Przy stromej ulicy Smolki, nad zakładem pani Krystyny Wójcik, wciąż wisi tabliczka z napisem „Parasole”, którą niektórzy traktują jak symbol tych okolic. Niczym kruki z Tower, których zniknięcie zapowie koniec pewnego świata. Gdy ostatnio odwiedziłam Podgórze, też musiałam się upewnić, że nadal tam jest. ©

OLGA DRENDA jest antropolożką kultury i dziennikarką. Publikuje m.in. w „Dwutygodniku” i „Polityce”, prowadzi bloga Duchologia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Badaczka i pisarka, od września 2022 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Autorka książek „Duchologia polska. ­Rzeczy i ludzie w latach transformacji”, „Wyroby. Pomysłowość wokół nas” (Nagroda Literacka Gdynia) oraz rozmów „Czyje jest nasze życie” ­(… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2015