Szczyt G-20 w Londynie: pierwszy konflikt Obama–Europa

"Wspólnie zmierzmy się z kryzysem!" - apeluje Barack Obama do krajów z tzw. grupy G-20. Jej przywódcy spotykają się w tym tygodniu w Londynie. Kłopot w tym, że większość Europy walkę z kryzysem wyobraża sobie inaczej niż prezydent USA.

31.03.2009

Czyta się kilka minut

W apelu, który w Niemczech ukazał się w dzienniku "Die Welt", Obama apeluje, aby - w obliczu poważnego położenia finansowego i gospodarczego - działać wspólnie, gdyż tylko to przyniesie efekty. "Wiem, że Ameryka ma swój udział w chaosie, z którym jesteśmy konfrontowani" - pisze Obama. Mimo to USA gotowe są objąć przywódczą rolę: "Wzywamy naszych partnerów, by skupili się wokół nas, ze świadomością powagi chwili, naglącego czasu i w imię wspólnych celów". Adresatami są przywódcy G-20: grupy krajów najbardziej rozwiniętych (w tym Unii) oraz tych jeszcze się rozwijających i zarazem największych (np. Indie, Brazylia), którzy w tych dniach zaczynają wielką naradę w Londynie.

Apel Obamy o wspólne działanie jest konieczny. Także z powodu, o którym nie ma w nim mowy: istnieje niebezpieczeństwo, że w Londynie dojdzie do ostrego konfliktu między Stanami a Europą - pierwszego za kadencji nowego prezydenta. Dotąd w Ameryce, "ojczyźnie" kapitalizmu, obowiązywała zasada swobodnej gry sił ekonomicznych przy jak najmniejszym udziale państwa. Ale od niedawna USA przeprowadzają największy eksperyment monetarny w historii: gigantycznymi kwotami, sumującymi się w biliony, państwo wspiera banki, ratuje przemysł, reanimuje koniunkturę. Jeśli eksperyment się uda, Obama dostarczy kolejnego argumentu na rzecz supremacji Stanów. Jeśli nie, światowy kryzys skończy się katastrofą.

Tymczasem Europejczycy, a zwłaszcza najsilniejsze ekonomicznie kraje Unii (Niemcy, Francja), są bardziej powściągliwi. Angela Merkel i Nikolas Sarkozy opowiadają się wprawdzie za ingerencją państwa w wolny rynek, lecz ograniczoną. Uważają, że rozwiązanie globalnych problemów finansowych i gospodarczych nie może polegać na wydawaniu jeszcze większych sum z kieszeni podatnika. A że jeszcze przed kryzysem w Europie państwo zaangażowane było bardziej w mechanizmy gospodarcze niż w USA, Stary Kontynent ze swymi systemami socjalnymi lepiej radzi sobie ze skutkami kryzysu (np. z bezrobociem) niż Stany. I wiele przemawia za tym, że to Europa zachowuje właściwą miarę, a Stany reagują przesadnie.

Następuje więc zamiana miejsc i ról, radykalna i gwałtowna. Okazuje się, że globalny kryzys stawia na głowie wyobrażenia o tym, co "amerykańskie", a co "europejskie" w gospodarce. Na łamach "New York Timesa" amerykański noblista Paul Krugman atakuje Europejczyków: "Sytuacja w Europie napawa mnie nawet większą obawą niż sytuacja w USA. Nawet gigantyczne programy Obamy na rzecz koniunktury są za małe, ale w porównaniu z nimi działania Europy są karłowate". Natomiast londyński magazyn "Economist" nie postrzega konfliktu tak dramatycznie: "transatlantycki brak jedności" to raczej element negocjacyjnego pokera przed szczytem G-20, mniej zaś zwiastun poważnych napięć.

W istocie, poważny spór między Stanami a Europą - dwoma nadal najważniejszymi, najbardziej kreatywnymi i zaprzyjaźnionymi organizmami gospodarczymi świata - mógłby mieć skutki niewyobrażalne. Przestrzega przed nim wieloletni główny ekonomista Europejskiego Banku Centralnego, Otmar Issing: "Najważniejsze przesłanie, jakie powinno wyjść ze szczytu G-20, brzmi: żaden kraj nie będzie rozwiązywać swych problemów kosztem innych. Protekcjonizm musi pozostać tabu także w czasach kryzysu. Jeśli któryś kraj się wyłamie i zacznie uprawiać ekonomiczny nacjonalizm, pęknąć mogą wszystkie tamy".

Przełożył WP

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2009