Szachownica bez szachów

Spodziewałem się, że twierdzenie pani Nasiłowskiej w jej pamflecie na literaturkę, jakoby Olga Tokarczuk pisała stylem topornym, spotka się z ostrymi replikami, ale tak się nie stało. Zmarła kultura polemik na pewnym poziomie. Uważam zresztą, że Nasiłowska nie napisała pamfletu, tylko paszkwil. Ale sytuacja literatury i mnie napawa smutkiem.

18.12.2005

Czyta się kilka minut

Kultura nasza jest szalenie spłaszczona, a kultura wysoka znalazła się na marginesie. Drugą okropną naszą słabością jest kompletna amnezja, objawiająca się zwłaszcza brakiem wznowień. Andrzej Rosner opublikował wybory opowiadań Szczepańskiego i Filipowicza, ale to chlubny wyjątek. Jak się nad kimś zamyka wieko trumny, to przestaje istnieć także w świadomości społecznej. Dotyczy to nawet postaci tak wielkich jak Miłosz. Poproszono mnie o wypowiedź w pierwszą rocznicę jego śmierci; napisałem, że Miłosz w szerokiej skali kraju praktycznie przestał istnieć, przywalony krzykliwą wszechpolskością.

Rozumiem, że Niemcy są mimo kryzysu znacznie bogatsze od Polski, ale różnica między oboma krajami w traktowaniu pisarzy i w ogóle kultury jest jeszcze większa - na korzyść Niemiec oczywiście. Zostałem uhonorowany członkostwem berlińskiej Akademie der Künste i otrzymuję teraz stamtąd mnóstwo materiałów. Prócz zaproszeń, by coś wygłosić albo wziąć udział w sympozjum, są tam informacje o rozmaitych stypendiach albo o tym, że Akademia otrzymała właśnie nową siedzibę. W Polsce natomiast literatura zepchnięta została w kąt.

Widać to zwłaszcza w sferze instytucjonalnej: stowarzyszenia pisarzy ledwie wegetują. Literatura czterdziestomilionowego kraju powinna mieć jakieś formy organizacyjne, powinien też istnieć system stypendiów. W Niemczech stypendia i nagrody padają obfitym deszczem; u nas jest jedna nagroda Nike, w dodatku, gdy ktoś napisze ciekawe studium o filatelistach, też może do niej kandydować, bo tak skonstruowano regulamin. Dziwne materii pomieszanie.

Nie ma tygodników literackich, dodatki literackie do gazet właściwie nie istnieją. Ostatnie pismo tygodniowe w pewnej chociaż mierze usługowe względem literatury to “Tygodnik Powszechny". Periodyki literackie są, jak się zdaje, niezmiernie niskonakładowe i trudno na nie natrafić. Dotyczy to też wielu książek. W “Lampie" Dunin-Wąsowicza - nie wiem, jaki to pismo ma nakład, chyba niewielki - znajduję sporo zwięzłych i dość chyba trafnych recenzji z nowości polskich i niepolskich, ale w księgarniach są one niemal niewidzialne; może rozprowadza się je jakimiś innymi drogami. Technologia edytorska poszła zresztą tak do przodu, że każdy, kto ma komputer i drukarkę, może w stu egzemplarzach wydać, co chce, zwłaszcza wiersze.

Wierszy ukazuje się strasznie dużo, sądząc po tym, co otrzymuję choćby z Zielonej Sowy i Studium. Pękła nad Polską bania z poezją najmłodszą, tylko że w dziewięćdziesięciu pięciu procentach nie ma ona żadnych odwołań do przeszłości, nic nie powstaje jako kontynuacja albo nawet opozycja. Zupełnie tak, jakby przestała istnieć literatura Dwudziestolecia, a potem komunistycznego czterdziestolecia, nie mówiąc o epokach wcześniejszych. Owszem, Różycki nawiązał do “Pana Tadeusza", ale jedna jaskółka nie czyni wiosny. Co rozkwitło? Hip-hopy, rapy, śpiewy, nawet biednego Broniewskiego zaczęto śpiewać.

Nie mamy razowego chleba i jesteśmy w sytuacji poddanych Marii Antoniny, która mówiła: jak nie mają chleba, niech jedzą ciastka. Ciastek, czyli poezji, jest do licha i trochę. Straszliwa ilość młodych adeptów poezji obojga płci, choć mam wrażenie, że dziewcząt jest więcej, pisze do Karola Maliszewskiego, który im odpowiada w “Odrze". Do ciastek zaliczam także bujnie rozkwitającą fantasy i science fiction. Ktoś powie, że mnie akurat nie powinna ona być obca - ale jest. To nie są zarzuty do poszczególnych młodych ludzi, staram się wedle mojej skromnej wiedzy patrzeć w miarę całościowo.

Nie bardzo mam co czytać, z przekładami też nie najlepiej. Wziąłem otoczonego atmosferą skandalu Houellebecqa: na co drugiej stronie ktoś u niego kopuluje, a wszystko to ma wynikać z głębokiej niechęci do kultury seksu i krwi. Bardzo wartościowy wydał mi się za to “Dobry Stalin" Wiktora Jerofiejewa. Szukam tego rodzaju literatury, mocno zakorzenionej w rzeczywistości, w historii, w polityce.

Kiedy przychodzili do mnie aspiranci do twórczości literackiej ze studium przy Uniwersytecie Jagiellońskim - Jarzębski im matkował - wszystkim radziłem, żeby uciekali do biznesu albo do informatyki. Nie byłbym dziś taki radykalny. Brak nam narybku, który miałby prężną tendencję do wykraczania poza granice kraju. Polacy nie powinni mówić tylko do Polaków, ale i do świata. U nas jeśli w ogóle pojawia się tematyka współczesna - jak Shuty, “Cukier w normie"; to tylko przykład, można ich znaleźć więcej - ogranicza się do tego, co się dzieje w naszym kraju, i do surowej dosyć krytyki kapitalizmu i konsumeryzmu.

Politycy przekraczają wszelkie granice - nie dotrzymują obietnic i tak dalej - a naród to wszystko łyka. Należałoby o naszej rzeczywistości pisać, choćby i w stylu publicystycznym, ale pozostawia się to specom od mediów. Nikt nie chce podejmować najcięższych tematów. Może pisarze boją się ojca Rydzyka? Członkowie nowego rządu w dyrdy pojechali do Torunia... Z drugiej strony nie wiadomo, o jakiej Polsce pisać się powinno: czy o tej zgrzebnej, spod wschodniej ściany, czy na przykład o tej z Poznańskiego?

Można naturalnie powiedzieć: stary zgred gada głupstwa, w rzeczywistości jest znacznie lepiej. Owszem, zabieram się powoli do tego, by zejść z cicha do grobu, odnoszę jednak wrażenie, że gdyby któryś z kolegów, jak mój przyjaciel Szczepański, dożył dnia dzisiejszego, byłby równie niespokojny.

Mamy dwóch wybitnych krytyków, którzy starają się nowej literaturze dotrzymać kroku: Czaplińskiego i Jarzębskiego, nie ma jednak szerszego nurtu, nie ma szkół, jak kiedyś szkoła Wyki. Na literackiej szachownicy stoją poszczególne figury - laufry, wieża, gdzieś z boku królowa albo i król, trochę pionków - ale nie sposób ich uwikłać w jakąś rozgrywkę; nikt z nikim nie chce grać w te szachy!

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 51/2005