Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Mike Leigh, niezrównany specjalista od podglądania międzyludzkich gier, stworzył bohaterkę, która irytuje i śmieszy swoim nieznośnym optymizmem. Sprawił, że odruchowo doszukujemy się w tej krzykliwie ubranej, rozchichotanej 30-latce jakiegoś pęknięcia. Tak samo jak w życiu codziennym: nie wierzymy, że można przejść przez nie krokiem tak lekkim, wręcz tanecznym, i nie zapłacić za to nigdy stosownej ceny. Zwłaszcza w kraju, gdzie w dobrym tonie jest narzekanie i obnoszenie się ze swym nieszczęściem, taka postać jak Poppy stanowi nie lada wyzwanie. Od pierwszych scen najnowszego filmu Mike’a Leigh zwariowana nauczycielka z podstawówki zagarnia dla siebie całą filmową przestrzeń. "Happy-Go-Lucky" to obraz, który cały oddycha powietrzem swojej bohaterki. Skazując nas na nieustanne z nią obcowanie, zaraża jej drażniącą energią. I każe polubić nam ten włóczkowo-bałaganiarski mikroświatek, w którym Poppy czuje się tak dobrze. "Nawet się z nim nie pożegnałam" - kwituje kradzież ukochanego roweru. Po czym idzie dalej, z tym samym uśmiechem na ustach. Spontaniczna, współczująca, żyjąca chwilą, bez ambitnych planów i wygórowanych oczekiwań wobec życia - czy taka postać nie będzie dla wielu z nas przypadkiem cokolwiek patologicznym, przykładem ucieczki w infantylizm?
Poppy, zagrana przez Sally Hawkins brawurowo, na granicy przerysowania, jest typem z ducha chaplinowskim - tyleż pokracznym, co urzekającym swoją anarchizującą postawą. Coś w jej zachowaniu nieustannie zgrzyta, nie przystaje do przyjętych wzorców. Czy to w kontakcie z dzieciakami w szkole, czy z neurotycznym instruktorem jazdy, z filozofującym bezdomnym albo nowobogacką siostrą, Poppy pozytywnie odstaje od przyjętej normy. Ale budzi też pewien niepokój. Co kryje się za tym pstrokatym przebraniem, uporczywym pielęgnowaniem w sobie wiecznej dziewczynki? Bohaterka skacze na trampolinie, zapisuje się na kurs tańca, zakłada błazeńską czapkę na przekór światu, którego do końca nie rozumie. A może rozumie go zbyt dobrze i w taki oto dziecinnie demonstracyjny sposób odmawia uczestniczenia w nim na zasadach ustalonych przez innych? A może chce się usilnie wkupić w jego łaski? Te niedopowiedzenia stanowią zarówno słabość, jak i siłę filmu Mike’a Leigh. Tajemnica Poppy - jej przeszłości, dzieciństwa, ewentualnych sekretów i kłamstw, wreszcie relacji z mężczyznami - pozostanie do końca nierozpieczętowana, co z jednej strony chroni film przed tanim psychologizowaniem, ale też pozostawia poczucie niespełnienia. Każe nam kupować Poppy oraz jej naiwny świat z całym dobrodziejstwem inwentarza. I wierzyć, że po prostu "ten model tak ma".
Mike Leigh, mistrz filmowych tragikomedii, nie byłby jednak sobą, gdyby do beczki miodu, jakim usiłuje uczynić swoje życie Poppy, nie dodał przysłowiowej łyżki dziegciu. Jak w jednej z najlepszych scen filmu, w której Poppy bierze udział w zajęciach tańca flamenco, prowadzonych przez dojrzałą, świadomą swej kobiecej siły Hiszpankę. Kiedy jednak ta tryskająca witalnością niewiasta usiłuje rozbudzić pokłady ukrytych namiętności w chłodnych mieszkankach Albionu, nieoczekiwanie wychodzi ze swej roli i zamienia lekcję tańca w rozpaczliwą psychodramę, odsłaniającą skrzętnie skrywane oblicze starzejącej się tancerki. Gdzieś podskórnie oczekujemy, że podobne pęknięcie przydarzy się i Poppy. Że ktoś, kto wydawał się nie dotknąć ziemi ni razu, kto żył dotychczas w tęczowej bańce mydlanej, nagle poczuje pod sobą twardą glebę i ujawni mimochodem jakiś fragment siebie. W filmie taki moment będzie miał miejsce, aczkolwiek w sposób zapośredniczony. Oto człowiek, który początkowo opierał się nachalnemu, rozdawanemu "demokratycznie" wdziękowi Poppy, zacznie wierzyć, że jest tym jedynym szczęśliwym wybrańcem. Że dobra wróżka, jakkolwiek zrazu irytująca w swoim szafowaniu dobrem, może odmienić jego los naprawdę i do końca. Słodkiej Poppy nie przyszło jednak do głowy, że jej przymilne nastawienie do rodzaju ludzkiego może mieć aż tak poważne konsekwencje. Nie wiemy, na ile brutalna rozmowa z jej "ofiarą" zmieni dotychczasowe poczynania Poppy. W tej jednej scenie pęka jednak na moment iluzja niewinności. Słodki, bezpieczny świat, którym Poppy kusi wszystkich wokół, tak naprawdę istnieje tylko w jej głowie.
HAPPY-GO-LUCKY, CZYLI CO NAS USZCZĘŚLIWIA - scen. i reż. Mike Leigh, zdj. Dick Pope, muz. Gary Yershon, wyst. Sally Hawkins, Eddie Marsan, Alexis Zegerman, Andrea Riserborough, Elliot Cowan i inni. Wielka Brytania 2008. Dystryb. Monolith Films.