Pan Turner

Mistrz kina społecznego nakręcił teraz film o genialnym malarzu. Jego charakter, proces twórczy, obyczajowe tło epoki zostały odmalowane na miarę dzieł bohatera.

09.08.2015

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu „Pan Turner” / Fot. MATERIAŁY PRASOWE
Kadr z filmu „Pan Turner” / Fot. MATERIAŁY PRASOWE

Zaledwie dwa lata po znakomitej wystawie w krakowskim Muzeum Narodowym „Turner. Malarz żywiołów” powstał równie wybitny film o artyście. Niestety, polski widz nie ma szans zobaczyć go na dużym ekranie – chyba że jest bywalcem filmowych festiwali. Skoro żaden z naszych dystrybutorów nie zdecydował się na wpuszczenie „Pana Turnera” do kin, wypada cieszyć się, że dziś jest możliwość zobaczenia go przynajmniej na DVD. Jednak w przypadku takiego filmu – nade wszystko przemawiającego do nas intensywnym obrazem – będzie to radość nieco przygaszona.

Rzadko kiedy kino jest w stanie opowiadać o malarskim geniuszu tak przekonująco, bez uciekania się do samej anegdoty czy dosłownego odtwarzania procesu twórczego. Zapowiada to już pierwsze ujęcie filmu Mike’a Leigh. W świetle zachodzącego słońca, na tle typowo holenderskiego krajobrazu z wiatrakiem, idą łąką dwie mleczarki. Zajęte pogawędką mijają korpulentnego jegomościa w cylindrze, który z zapałem szkicuje rozgrywający się na niebie spektakl. Wycięta na tle horyzontu czarna sylwetka mężczyzny wydaje się być częścią obrazu, który kiedyś powstanie. I to wystarczy, by powiedzieć, że Leigh znalazł doskonały sposób na Turnera. Prześwietlając z równą pieczołowitością jego biografię, jak i same płótna, po prostu swój film namalował, czerpiąc po trosze z optyki, techniki i wrażliwości swego bohatera. Biografię „Szekspira pejzażu” potraktował tak, jakby sam operował muśnięciami pędzla.

Reżyser, który dotychczas opowiadał głównie o współczesnych Brytyjczykach uwięzionych w teatrze życia codziennego i społecznych rolach, po raz drugi sięgnął do epoki wiktoriańskiej (w 1999 r. nakręcił brawurowe „Topsy-Turvy”, którego bohaterami byli twórcy operetki Gilbert i Sullivan). Tak samo wnikliwie i pokornie, jak traktował swoich niepozornych bohaterów z przedmieść dzisiejszego Londynu, odczytuje życiorys XIX-wiecznego artysty, który na pierwszy rzut oka pozbawiony jest większych fabularnych atrakcji. Zwłaszcza że reżyser i scenarzysta w jednej osobie wydobywa z biografii nie tyle to, co uchodzi w niej zwykle za momenty kluczowe, ile raczej obyczajowe mikroscenki, drobne dziwactwa czy smaczki z epoki. Również w wydaniu kostiumowym daje o sobie znać Mike Leigh jako mistrz realistycznej obserwacji, który właśnie poprzez wydobycie szczegółu z tła niejako okrężną drogą dokonuje charakterystyki postaci.

Kolej parowa, fotografia, pierwsze symptomy emancypacji kobiet – w „Panu Turnerze” nowoczesność jest już u bram. Tytułowy bohater staje się jej orędownikiem na gruncie sztuk plastycznych, obeznany z nowinkami w dziedzinie fizyki, świadom zmian w technologii rejestrowania obrazu. Wybornie wyraża to scena w salonie dagerotypu, gdzie spotkanie malarza z optycznym wynalazkiem przypieczętowuje koniec pewnego rozdziału w historii malarstwa. Ale William Turner wiedział o tym już wcześniej. Dość przypomnieć inną scenę, w Królewskiej Akademii Sztuki, gdzie jednym dotknięciem pędzla pognębia Johna Constable ’a malującego tradycyjnie romantyczne pejzaże. Leigh dostrzega w twórcy obrazu „Deszcz, para, szybkość” cichego rewolucjonistę – kogoś, kto wyłamał się z obowiązujących konwencji, choć wielu współczesnych odrzuciło jego sposób widzenia, zarzucając mu, że maluje, „jakby tracił wzrok”.

Lokomotywą rozlewnego, trwającego niemal 150 minut filmu, jest aktorstwo Timothy’ego Spalla, który choć porusza się z wdziękiem nosorożca, całkowicie zawłaszcza ekran. W jego wykonaniu nawet sceny czysto ilustracyjne, jak Turner każący przywiązać się do masztu, by mógł przyglądać się z bliska szalejącej burzy, czy Turner wypowiadający na łożu śmierci słynne zdanie „Słońce jest Bogiem”, nabierają nowej mocy. Tak samo wiarygodny i na wskroś ludzki wydaje się, kiedy pluje na płótno, by rozrzedzić farbę, kiedy obłapia swą nieszczęsną służącą, gasi ciętą ripostą swoich pretensjonalnych rozmówców czy gdy schrypniętym głosem próbuje śpiewać arię umierającej Dydony. Niezwykła witalność brytyjskiego aktora pozwala zobaczyć w postaci Turnera skomplikowaną osobowość: zaabsorbowanego swoim dziełem egoistę, wyprzedzającego epokę geniusza, jak i zwykłego dziwaka – czasem pociesznego, czasem męczącego postronnych swym sposobem bycia. Nagrodzona w Cannes kreacja Spalla rezerwuje jednak dla Turnera jakiś margines tajemnicy, pozostawia go w zawieszeniu między ludzkim tragizmem a artystycznym spełnieniem.

Dlaczego malował tak, a nie inaczej? Dlaczego w taki sposób traktował swoich bliskich? Tę przestrzeń niedopowiedzeń wypełnia z powodzeniem autor zdjęć Dick Pope, odwzorowujący „w naturze” Turnerowskie akwarele i gwasze, a także minimalistyczna, brzmiąca raczej współcześnie muzyka Gary’ego Yershona, podkreślająca przykrą momentami ekscentryczność bohatera.

„Za to świat malarza jest dobry i pełen pomyłek” – pisał Zbigniew Herbert w swoim wierszu „W pracowni” – „oko chodzi sobie od plamy do plamy / od owocu do owocu // oko mruczy / oko uśmiecha się / oko wspomina”. To „mruczące oko” słychać w filmie Mike’a Leigh szczególnie wyraźnie. I nie tylko dlatego, że w domu malarza panoszy się puchaty kocur, a grający Turnera wielki aktor do granic naszej wytrzymałości ogrywa rozmaite jego pochrząkiwania i pomruki. Film o malarzu, który choć potrafił całkiem dobrze rachować, nie szukał splendorów, a prawie cały swój dorobek zapisał narodowi brytyjskiemu, próbuje odpowiedzieć na niemodne dziś, choć niezmiennie aktualne pytanie, po co w ogóle istnieje coś takiego jak sztuka. Bo nie służy przecież kopiowaniu świata ani poprawianiu go. Raczej – jak na płótnach Turnera – ciągłemu zrywaniu zeń powabnych dekoracji i zaglądaniu pod powierzchnię. Nawet jeśli czasem kryje się tam najprawdziwsza groza. ©

PAN TURNER (Mr. Turner) – reż. Mike Leigh. Prod. Francja/Niemcy/Wielka Brytania 2014. Dystryb. DVD Imperial-Cinepix.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2015