„Strach” w prokuraturze

W systemach prawnych większości krajów demokratycznych istnieją przepisy ograniczające wolność słowa. Zazwyczaj dotyczy to głoszenia poglądów pochwalających przemoc, nienawiść etniczną i rasową.

18.02.2008

Czyta się kilka minut

W niektórych państwach - np. w Niemczech i Austrii, ale już w nie w Wlk. Brytanii - ścigane jest także tzw. kłamstwo oświęcimskie, czyli negowanie Holokaustu. Polskim odpowiednikiem tego przepisu jest artykuł ustawy o IPN, zapowiadający karę pozbawienia wolności do lat trzech dla tych, którzy "publicznie i wbrew faktom" zaprzeczają zbrodniom komunistycznym, nazistowskim, a także "przeciwko pokojowi, ludzkości oraz zbrodniom wojennym".

Rozumiejąc intencje prawodawców, którzy chcą chronić prawdę o najstraszniejszych zbrodniach w dziejach ludzkości, a jednocześnie uderzać w ruchy neonazistowskie używające kłamstwa jako narzędzia politycznego, można mieć wątpliwości, czy nie jest to zbyt daleko idące ograniczenie wolności słowa, a przy tym, czy takie działania są skuteczne. Najgłośniejszy "kłamca oświęcimski" ostatnich lat, David Irving, skazał się na ostracyzm, zaniżając w swoich książkach liczbę zamordowanych w czasie wojny Żydów, podając w wątpliwość istnienie komór gazowych w Auschwitz czy wydanie przez Hitlera rozkazu o "ostatecznym rozwiązaniu". Po wyjściu z austriackiego więzienia może jednak pretendować do roli "więźnia sumienia".

Polski ustawodawca posunął się bez porównania dalej. W Sejmie poprzedniej kadencji dodano do kodeksu karnego nowy artykuł: "Kto publicznie pomawia Naród Polski o udział, organizowanie lub odpowiedzialność za zbrodnie komunistyczne lub nazistowskie, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3". Już wtedy posłowie LPR, inicjatorki przepisu, zapowiadali, że postawią przed sądem Jana Tomasza Grossa, który wydał wówczas "Strach" w USA.

W dniu polskiej premiery tej książki prokuratura w Krakowie wszczęła z urzędu postępowanie wyjaśniające, czy autor nie pomawia narodu polskiego. Trudno tę sytuację określić inaczej niż mianem ponurej groteski i kompromitacji. Piszę to jako historyk, który do "Strachu" ma krytyczny stosunek, czemu dałem wyraz przed tygodniem w "TP". Do polemizowania z Grossem nie potrzebuję jednak wsparcia prokuratora. Nie wydaje się też, by naród polski musiał się bronić za pomocą kodeksu karnego: wystarczą argumenty.

Jeżeli potraktować poważnie (a czy należy inaczej odnosić się do prawa?) rzeczony artykuł kodeksu, to ścigane powinny być stwierdzenia, które mówią o oczywistych faktach z naszej historii. Polacy popełniali "zbrodnie komunistyczne" jako funkcjonariusze UB i KBW mordujący bojowników podziemia, polscy żołnierze strzelali do mieszkańców Poznania w 1956 r. i Wybrzeża w 1970 r., Polacy zamordowali ks. Popiełuszkę. Takimi stwierdzeniami żaden prokurator się dotąd nie interesował. Przepis "ożywiono" w związku z publikacją książki o polskim antysemityzmie.

Polska po wielkiej publicznej debacie i śledztwie IPN w sprawie Jedwabnego zyskała w świecie uznanie jako kraj potrafiący zmierzyć się z najtrudniejszą przeszłością. Nie zmarnujmy tego przez kuriozalny przepis, nadgorliwą prokuraturę i atmosferę histerii wokół jednej książki. Posłowie powinni jak najszybciej usunąć z kodeksu kompromitujący artykuł.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2008